Izraelskie służby specjalne dotąd uchodziły za jedne z najlepszych na świecie. jednak
fakt, że państwo to było całkowicie nieprzygotowane na brutalny i krwawy atak Hamasu, poważnie naruszył ten obraz.
Po zakończeniu działań zbrojnych Izrael czekają rozliczenia, ale już obecnie pojawiają się doniesienia o lekceważeniu sygnałów
ostrzegawczych. Upadek mitu potężnego Mosadu może sam w sobie stanowić zagrożenie dla Izraela
Po spektakularnym ataku Hamasu na Izrael, w którym zamordowanych zostało ponad 1 tys. osób, pojawiła się fala komentarzy, w których wyrażane było zdumienie, że cieszące się legendarną wręcz sławą najskuteczniejszych na świecie służby izraelskie do tego dopuściły. Chodzi tu przede wszystkim o najsłynniejszy z nich Mosad. Izraelskie służby specjalne składają się z trzech części: wywiadu cywilnego, czyli osławionego Mosadu, wewnętrznej służby bezpieczeństwa Szin Bet oraz wywiadu wojskowego, czyli Amanu, ale w powszechnej percepcji istnieje przede wszystkim Mosad. Jeden z byłych szefów tej instytucji Dani Jatom ocenił, że izraelski wywiad nie miał zielonego pojęcia o planie ataku i dlatego „wszystko poszło źle”. Jatom porównał tę porażkę do zaskoczenia Izraela przez Egipt i Syrię w ataku rozpoczynającym wojnę Jom Kippur, które miało miejsce – jak się wyraził – „50 lat i jeden dzień wcześniej”, i dodał, że jest ona tym większa, że wiadomo było o przeprowadzanych ćwiczeniach Hamasu. Ponadto wielu komentatorów wskazywało, że świetnie zorganizowana akcja Hamasu dowodzi również wielkiego sukcesu wywiadowczego tej terrorystycznej organizacji. Harnaś musiał przecież rozpoznać teren, by dokonać błyskawicznego ataku, osiągnąć cele i powrócić z „łupem” w postaci zakładników.
W mediach światowych pojawiło się więc wiele analiz, w których próbowano odpowiedzieć na pytanie, dlaczego do tego doszło. Dlaczego „najlepszy wywiad świata” zawiódł, wystawiając w ten sposób niczego niespodziewających się Izraelczyków na rzeź z rąk terrorystów? Odpowiedź nie jest jednak taka prosta, zwłaszcza że pytań jest więcej. Chodzi m.in. o pytanie o kondycję izraelskiego społeczeństwa, które – zdaniem niektórych – zgnuśniało, gdyż przestało żyć w stanie ciągłego zagrożenia terrorystycznego. Inni wskazywali też na to, że ostry polityczny konflikt, w którym Izrael znalazł się w ostatnich miesiącach, odwrócił uwagę polityków od zagrożenia. Kolejne pytanie, które się pojawiło, to to, czy siła Hamasu nie była niedoceniana, a zdolności obronne Izraela, zwłaszcza Żelazna Kopuła i Proca Dawida, przeceniane, powodując złudne poczucie fałszywego bezpieczeństwa. Przede wszystkim jednak warto zadać pytanie: Czy sława Mosadu była zasłużona czy też była bardziej mitem?
Mosad powstał w 1949 r., a jedną z jego najbardziej spektakularnych akcji było zorganizowanie serii zamachów na osoby uznane za odpowiedzialne za zamach na izraelskich sportowców na olimpiadzie w Monachium w 1972 r. Operacja ta nosiła kryptonim Gniew Boga, a jej „polskim akcentem” była strzelanina w hotelu Victoria Intercontinental w Warszawie, do której doszło 1 sierpnia 1981 r. Celem był Abu Dawud, czyli Mohammad Dawud Oudeh, jeden z założycieli palestyńskiego Fatahu i mózg akcji terrorystycznej w Monachium. Tu jednak Izraelczycy nie osiągnęli sukcesu, bo Abu Dawud, z siedmioma kulami w swoim ciele, przeżył i zmarł dopiero w 2010 r. Inni nie mieli tyle szczęścia. Ali Hassan Salameh aka „Czerwony Książę”, stojący na czele elitarnego oddziału derzeniowego Organizacji Wyzwolenia Palestyny o nazwie Brygada 17, został dorwany w Bejrucie w styczniu 1979 r. Do jego samochodu doczepiono 100-kilogramowy ładunek wybuchowy, a w eksplozji poza celem zginęło też czterech jego ochroniarzy oraz czterech przechodniów. Wszyscy agenci Mosadu zaangażowani w operację, w tym kierujący nią i obserwujący przebieg z łodzi na bejruckim nabrzeżu Michael Harari, zdołali opuścić Liban. Wcześniej jednak Harari zaliczył „wpadkę”, gdy w lipcu 1973 r. w norweskim Lillehammer nadzorował polowanie na Salameha.
Dlaczego „najlepszy wywiad świata” zawiódł, wystawiając Izraelczyków na rzeź z rąk terrorystów?
Problem w tym, że agenci izraelscy pomylili się i zamiast „Czerwonego Księcia” zastrzelili Bogu ducha winnego marokańskiego kelnera Ahmeda Bouchikhiego, którego jedyną „winą” było to, że był podobny do ściganego terrorysty. Z 15-osobowej ekipy Mosadu dziewięć osób zdołało uciec, ale sześciu agentów zostało schwytanych przez norweskie służby. Do 1975 r. wszyscy zostali jednak zwolnieni i wrócili do Izraela, niemniej odbiło się to mocno na reputacji Mosadu. Izrael nigdy nie wziął odpowiedzialności za zabójstwo Bouchikhiego, ale wypłacił jego rodzinie 400 tys. dol.
„GNIEW BOGA”
W 2005 r. Steven Spielberg nakręcił głośny film „Monachium” oparty na faktach związanych z operacją „Gniew Boga”. Nie był to jedyny hit filmowy lub serialowy związany z działaniami Mosadu. W 2019 r. Netflix wyprodukował serial „Szpieg” ze znanym dotąd głównie z ról komediowych Sachą Baronem Cohenem w tytułowej roli izraelskiego superszpiega Eli Cohena. Ten urodzony w Egipcie Żyd w 1960 r. „stał się” Kamelem Aminem Tabetem, bogatym Libańczykiem syryjskiego pochodzenia i obywatelem Argentyny. W Buenos Aires poznał Amina al-Hafiza, który w 1963 r. przejął władzę w Syrii w wyniku zamachu stanu, i zaprzyjaźnił się z nim. Znajomość ta dała Cohenowi możliwość zawarcia znajomości z politycznymi i wojskowymi elitami wrogiej wobec Izraela Syrii, a przez to uzyskał on dostęp do wielu bezcennych informacji. W styczniu 1965 r. został jednak zdekonspirowany, schwytany i powieszony w publicznej egzekucji. Ekranizacji doczekała się też inna głośna akcja Mosadu, tj. operacja „Garibaldi”, która miała miejsce w 1960 r. Chodzi o porwanie Adolfa Eichmanna w Buenos Aires, przeprowadzone przez ośmioosobowe komando złożone zarówno z agentów Mosadu, jak i Szin Bet, kierowane przez Rafiego Eitana. Zakończone pełnym sukcesem i wywiezieniem nazistowskiego zbrodniarza do Izraela doprowadziło jednak do spięcia dyplomatycznego, gdyż stanowiło oczywiste pogwałcenie suwerenności Argentyny. Izrael utrzymywał zatem, że była to prywatna akcja. Mimo to Argentyna skierowała skargę do Rady Bezpieczeństwa ONZ, która przyjęła rezolucję potępiającą działanie Izraela. Nawiasem mówiąc, od głosu wstrzymała się wówczas Polska (oraz ZSRS). Izrael szybko jednak dogadał się z Argentyną i nie wpłynęło to negatywnie na wzajemne stosunki. Niemniej współpraca argen-tyńsko-izraelska nie zapobiegła dwóm krwawym atakom przeciwko żydowskim celom w tym południowoamerykańskim kraju. W1992 r. Hezbollah uderzył na ambasadę Izraela w Buenos Aires, powodując śmierć 29 osób, a dwa lata później doszło do zamachu na centrum żydowskie w argentyńskiej stolicy, w którym zginęło 86 osób. Po latach okazało się, że ówczesny szef Mosadu Szabtai Szawid otrzymał ostrzeżenie o zamachu, ale skupił się na działaniach Iranu, a nie Hezbollahu.
IGNOROWANIE PRAWA? NORMA DLA MOSADU
Ignorowanie prawa międzynarodowego przy operacji porwania Eichmanna nie było wyjątkiem w działaniach Mosadu, lecz stało się normą. Bez tego zresztą nie byłby tak skuteczny, a to, że zaliczał też wpadki, nie przyćmiewało jego sławy. Zresztą największa dotąd kompromitacja izraelskiego wywiadu, czyli przeoczenie ataku Egiptu i Syrii w Jom Kippur 1973 r., nie było winą Mosadu, lecz szefa Amanu, czyli wywiadu wojskowego, gen. Eliego Zeiry, który zignorował sygnały dotyczące możliwego ataku. Ówczesny szef Mosadu, Cewi Zamir, wprawdzie ustąpił ze stanowiska, ale reorganizacja izraelskich służb specjalnych doprowadziła do zwiększenia kompetencji Mosadu.
Szef Mosadu Dawid Barnea piastuje tę funkcję od dwóch lat. ale służy w wywiadzie od 1996 r. raicowi Pięć lat wcześniej ogromnym sukcesem Mosadu, osiągniętym oczywiście przy pogwałceniu prawa międzynarodowego, była operacja „Plumbat”, czyli przejęcie w 1968 r. transportu uranu, który następnie został wykorzystany do uzyskania przez Izrael broni jądrowej. Brawurowy charakter miała też akcja na ugandyjskim lotnisku Entebbe w nocy z 3 na 4 lipca 1976 r., nosząca kryptonim Piorun, ale znana również pod nazwą Jonatan, od imienia dowódcy. Był nim starszy brat obecnego premiera Izraela, płk Jonatan Netanjahu, który zresztą zginął w trakcie tej operacji. Jej celem było uwolnienie 106 zakładników przetrzymywanych na lotnisku w stolicy Ugandy. Wcześniej grupa terrorystów, złożona z Palestyńczyków i niemieckich lewaków, porwała francuski samolot z 248 pasażerami i 12-osobową załogą, lecący z Tel Awiwu do Paryża. Porywacze byli w zmowie z ówczesnym dyktatorem Ugandy, słynącym z okrucieństwa Idim Aminem, który wsparł ich 100-osobo-wym oddziałem wojska, wysłanym na lotnisko. Terroryści zwolnili 148 pasażerów niemających obywatelstwa izraelskiego lub żydowskiego pochodzenia, a następnie zażądali od Izraela zwolnienia 40 więźniów palestyńskich, a dodatkowo uwolnienia 13 innych więźniów z czterech kolejnych państw. Izrael pozornie się zgodził na spełnienie tych warunków, ale jednocześnie zdecydował o przeprowadzeniu operacji specjalnej, której plan opracowany został przez Mosad. W rezultacie 100-osobowy oddział komandosów, dzięki wsparciu ze strony Kenii, uwolnił 102 zakładników spośród 106 (trzech zginęło w strzelaninie, a jedna osoba została wcześniej wzięta do szpitala w Kampali i potem zamordowana). Zabici zostali również wszyscy porywacze oraz 45 żołnierzy ugandyjskich, a na dodatek zniszczono kilkanaście ugandyjskich samolotów. Również w tym wypadku sprawa trafiła następnie do Rady Bezpieczeństwa ONZ, gdyż Organizacja Jedności Afrykańskiej domagała się potępienia Izraela za „agresję”. Wniosek jednak przepadł.
Na motywach tej akcji powstało kilka książek i filmów. Prawdopodobnie nie była to przy tym jedyna operacja Mosadu, w której doszło do współpracy z Kenią. Do dziś nie jest bowiem jasny udział Mosadu w porwaniu lidera Partii Pracujących Kurdystanu Abdullaha Ocalana, do którego doszło 15 lutego 1999 r. Szczegóły tej jednej z najgłośniejszych operacji specjalnych XX w. nie są znane, a oficjalna wersja mówi, że przeprowadziły ją tureckie służby, przy wsparciu ze strony CIA. Od samego początku były jednak spekulacje co do współudziału izraelskich służb, a błyskawiczne dementi Izraela, wydane dzień po akcji, jeszcze bardziej uprawdopodobniło tę wersję. Brytyjski dziennikarz śledczy Gordon Thomas utrzymywał w swojej książce „Szpiedzy Gideona”, że Mosad nie tyle pomagał w operacji, ile ją po prostu w całości przeprowadził. Izrael miał wtedy świetne relacje z Turcją, która obecnie popiera Harnaś. Wówczas jednak premierem Turcji był kemalistowski polityk Bulent Ecevit, a obecny prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan siedział w więzieniu jako islamski ekstremista. Co ciekawe, premierem Izraela był Beniamin Netanjahu. Agenci Mosadu mieli, na prośbę Turków, tropić Ocalana od listopada 1998 r., a po zlokalizowaniu go w Nairobi wtargnąć do domu ambasadora Grecji, w którym przebywał, a następnie wywieźć go na lotnisko Wilsona i wsadzić do wcześniej przygotowanego samolotu biznesowego Falcon-900, a na koniec, po potwierdzeniu tożsamości (przez przefaksowanie odcisków palców), przekazać Turkom.
WSPÓŁPRACA Z CIA
Mosad bardzo często współpracował z innymi służbami specjalnymi. W szczególności dotyczy to oczywiście najważniejszego sojusznika, czyli USA i Centralnej Agencji Wywiadowczej.
Obie agencje powstały w tym samym czasie: CIA w 1947 r., a Mosad w 1949 r. Początkowo Amerykanie niezbyt ufali Izraelczykom, gdyż większość elit Państwa Żydowskiego pochodziła z państw bloku sowieckiego, w tym z terenów ZSRS, a także oczywiście z Polski. Na przykład Isser Harel, który był drugim dyrektorem Mosadu w latach 1952-1963, urodził się w 1912 r. w Witebsku, a czwarty, Cewi Zamir (dyrektor w latach 1968-1974), w 1925 r. w Polsce. Ponadto ścisły sojusz amerykańsko-izraelski rozwinął się dopiero w latach 60. – po tym, jak w wyniku rewolucji do władzy w wielu państwach arabskich doszły ugrupowania posowieckie. Kluczową rolę w rozwoju współpracy między CIA a Mosadem odegrali szef kontrwywiadu CIA w latach 1954-1975 John Jesus Angleton oraz szef CIA w latach 1981-1987 William Casey. Angleton mocno przyczynił się do zabezpieczenia Mosadu przed infiltracją przez agentów sowieckich. Natomiast jedną z ujawnionych wspólnych operacji CIA i Mosadu za czasów Caseya było przeprowadzenie udanej akcji ratunkowej przez Mosad, w związku z porwaniem przez prosowiecką grupę w Etiopii ważnego agenta CIA. W1985 r. obie agencje nieskutecznie próbowały uwolnić szefa placówki CIA w Bejrucie Williama Buckleya, który został porwany, a następnie zabity przez Islamski Dżihad. Z kolei w 1978 r. były szef wywiadu Sił Powietrznych USA, gen. George F. Keegan, ocenił, że żadne inne źródło, w tym obserwacja satelitarna czy współpraca z innymi krajami, nie odegrała tak dużej roli dla bezpieczeństwa USA jak informacje uzyskane od Mosadu.
Amerykańsko-izraelska współpraca wywiadowcza nie obyła się jednak bez zgrzytów. Najgłośniejszym była afera związana z analitykiem CIA, mającym pochodzenie żydowskie, Jonathanem Pollardem. W czerwcu 1984 r. z własnej inicjatywy skontaktował się z Izraelczykami, oferując im, że będzie dla nich pracował jako szpieg, po czym zaczął wynosić tajne dokumenty i przekazywać je Izraelowi. Gdy wpadł w końcu 1985 r. i próbował uciec do ambasady Izraela w Waszyngtonie, nie został do niej wpuszczony, a Izrael próbował przekonać Amerykanów, że jego zwerbowanie było samowolką agenta Mosadu. Izrael przyznał się dopiero w 1998 r., a w 2020 r. Pollard, wypuszczony z więzienia w 2015 r., wyjechał do Izraela, gdzie osobiście został przywitany przez Netanjahu.
Międzynarodowych skandali związanych z działalnością Mosadu było znacznie więcej. Jedną z pierwszych wpadek Mosadu było schwytanie przez władze Egiptu w 1954 r. komórki tamtejszych Żydów organizujących na zlecenie Izraela zamachy na miejsca odwiedzane przez osoby z Zachodu, by w ten sposób skompromitować Egipt. Znacznie poważniejszy incydent zdarzył się jednak we wrześniu 1997 r., gdy Netanjahu, będący również wówczas premierem, wysłał grupę agentów Mosadu do Jordanii, by zabili przebywającego w Ammanie ówczesnego lidera Hamasu, Chaleda Maszala. Udający kanadyjskich turystów Izraelczycy zdołali z zaskoczenia wpuścić do jego ucha silnie trującą substancję, ale zostali schwytani. Jordania raptem trzy lata wcześniej zawarła traktat pokojowy z Izraelem, stając się drugim po Egipcie państwem arabskim, które nawiązało z nim stosunki dyplomatyczne. Jordański król Husejn zagroził wówczas, że historyczne porozumienie zostanie zerwane, jeśli Izrael natychmiast nie przyśle antidotum. Zrobił to osobiście ówczesny dyrektor Mosadu . Dani Jatom, ale to nie wystarczyło, by Jordania wypuściła schwytanych agentów. Izrael musiał jeszcze uwolnić dużą liczbę palestyńskich więźniów, w tym duchowego przywódcę Hamasu Ahmeda Jasina, skazanego w 1989 r. na dożywocie za zlecanie zabójstw Palestyńczyków oskarżanych o współpracę z Izraelem. Siedem lat później, gdy wczesnym rankiem Jasin udał się na modlitwę w swoim domu w Gazie, trafiła go rakieta Hellfire wystrzelona z wysłanego na specjalną misję izraelskiego helikoptera. Natomiast Maszal w 1999 r. został wygnany z Jordanii i ostatecznie osiadł w katarskiej Dosze, skąd po rozpoczęciu toczącej się obecnie wojny zaapelował do wszystkich muzułmanów na świecie do przystąpienia do dżihadu przeciwko Izraelowi i jego sojusznikom.
Do niedawna jedną z najmniej znanych kart w historii Mosadu była rola kobiecych agentek znanych jako lohemet. Jedną z bardziej znanych była Marcelle Ninio, młoda Żydówka z Kairu, żarliwa zwolenniczka syjonizmu, która w 1952 r. została zwerbowana przez agenta Mosadu Awrahama Dara. Należała do owej grupy atakującej miejsca odwiedzane przez Europejczyków. Gdy wpadła w 1954 r., okazało się, że Mosad nie zaplanował żadnej ewakuacji. W więzieniu poddana została takim torturom, że usiłowała popełnić samobójstwo, wyskakując przez otwarte okno z drugiego piętra. Przeżyła jednak i spędziła kolejne 14 lat w więzieniu. Po normalizacji relacji Egiptu z Izraelem została wypuszczona i pozwolono jej wyjechać do Izraela, gdzie otrzymała stopień podpułkownika. Inna agentka, Inszrah Szahin, nie mogła jednak liczyć na uznanie Izraela, bo nie była Żydówką, lecz rodowitą Egipcjanką. Wraz z mężem Ibrahimem, skazanym po wpadce w 1974 r. na śmierć, szpiegowała dla Izraela od 1967 r., przy czym robiła to dla pieniędzy. Jak sama później twierdziła, to jej mąż wysłał do Izraela informacje o przygotowaniach do ataku w Jom Kippur, zlekceważone przez Aman. Po kilku latach spędzonych w więzieniu została uwolniona w ramach wymiany więźniów i wyjechała do Izraela, gdzie przeszła na judaizm i przyjęła nazwisko Dina Ben-Dawid, ale jedyne, na co mogła poza tym liczyć, to praca kucharki za 500 dol. miesięcznie.
Jedną ze specjalności Mosadu zawsze było dokonywanie zabójstw wrogów Izraela, przede wszystkim terrorystów, ale nie tylko. Instytucja ta odpowiedzialna jest prawdopodobnie (nigdy się nie przyznała) za serię zabójstw irańskich naukowców zaangażowanych w program nuklearny tego kraju. Większość z nich zginęła w wyniku eksplozji po przyczepieniu ładunku wybuchowego do samochodu. Intensywna działalność szpiegowska Izraela w Iranie prawdopodobnie opiera się na współpracy Mosadu z antyreżimowymi grupami, w tym takimi jak oskarżani o terroryzm Mudża-hedini Ludowi. Nie byli to zresztą jedyni kontrowersyjni partnerzy
Mosadu, gdyż współpracował on również z służbami RPA w okresie, gdy państwo to było izolowane ze względu na apartheid, a także z mającym złą sławę irańskim SAVAK-iem za czasów rządów szacha. Fundamentalną zasadą Mosadu było bowiem zawsze kierowanie się interesem Izraela bez zważania na prawo, moralność czy lojalność wobec sojuszników. Nie zawsze jednak było to rzeczywiście z korzyścią dla Izraela, jak pokazuje przykład z próbą otrucia Maszala. Swobodzie działania agentów Mosadu sprzyjało też niewątpliwie to, że w przeciwieństwie do Amanu podlega on wyłącznie premierowi i nikt, włączywszy Kneset, nie ma nad nim kontroli. Agenci nie musieli się zatem nigdy obawiać, że za to, iż zabiją kogoś przez pomyłkę, ktoś ich pociągnie do odpowiedzialności.
Profesor Marek Górka, autor wydanej w 2015 r. książki o Mosadzie, zwraca uwagę na to, że mit Mosadu jako „wszechwiedzącej i wszechobecnej organizacji, analogicznej do ośmiornicy z mackami, mogącymi sięgnąć do każdego miejsca i każdego przypadku na święcie” został do pewnego stopnia sztucznie wykreowany
przez istniejącą w świecie muzułmańskim „tendencję, aby każdy zamach lub tragiczne wydarzenie przypisać Mosadowi”. W rzeczywistości jednak Mosad zawsze miał na swoim koncie również wpadki, w tym kompromitujące. Górka wskazywał też, że w interesie Izraela jest, by Mosad wyzbył się przekonania o swojej wyższości i wyeliminował brawurę, arogancję oraz rutynę ze swych działań. Nie wydaje się, by to zostało zrealizowane, i jest to zapewne jeden z powodów najbardziej tragicznej dla Izraela kompromitacji wywiadowczej w historii tego państwa, której skutkiem była masakra 7 października i tocząca się w jej wyniku wojna.
Izrael z całą pewnością czekają rozliczenia, ale nastąpią one po wojnie. Zapewne, podobnie jak było po wojnie Jom Kippur, zostanie powołana komisja śledcza i spadną głowy szefów wszystkich służb wywiadowczych. A także szefa wszystkich szefów, czyli Beniamina Netanjahu. Interesującym faktem jest przy tym to, że spośród 13 dyrektorów Mosadu aż sześciu podlegało w różnych okresach obecnemu premierowi, a trzech on mianował. Obecny, Dawid Barnea, piastuje tę funkcję od dwóch lat, ale służy w wywiadzie od 1996 r. Podobnie jak w 1973 r. bardziej krytykowany jest jednak Aman, kierowany także od dwóch lat przez gen. Aharona Halivę.
WYWIAD WCALE NIE ZAWIÓDŁ?
Istnieje kilka wyjaśnień tego, co się stało 7 października. Według jednej z wersji wywiad wcale nie zawiódł, a do Netanjahu dotarło ostrzeżenie od służb egipskich, ale zostało zignorowane. Taką informację podał dziennik „Haaretz” i choć sam Netanjahu ją szybko zdementował, to później potwierdził ją przewodniczący komisji spraw zagranicznych amerykańskiej Izby Reprezentantów Michael McCaul.
Izrael z całą pewnością czekają rozliczenia, ale nastąpią one po wojnie
Jeśli to prawda, to powodem mogła być obawa, że konieczność podjęcia jakichś działań wyprzedzających w Strefie Gazy zaszkodzi staraniom o doprowadzenie do normalizacji stosunków z Arabią Saudyjską. A to była idee fixe izraelskiego premiera. Są jednak również takie opinie, że Izrael, choć wiedział o ćwiczeniach przeprowadzanych przez Harnaś przy granicy, to uznał, że organizacja ta jest zbyt słaba i nie odważy się podnieść ręki na „potęgę” państwa żydowskiego. Tymczasem to państwo znajdowało się od wielu miesięcy w stanie postępującego rozkładu. Plan reformy sądownictwa doprowadził do największej w jego dziejach polaryzacji społeczeństwa, a przez cały kraj przetaczały się największe w historii demonstracje, rezerwiści zaczęli strajkować, a chaos w instytucjach bezpieczeństwa pogłębiany był konfliktami między ministrem obrony Joawem Gallantem a ministrem bezpieczeństwa wewnętrznego Itamarem Ben-Gewirem. Ten ostatni, a także nadzorujący siłami Izraela na Zachodnim Brzegu Becalel Smotricz to żydowscy ekstremiści i antyarabscy rasiści. Były dyrektor Mosadu Tamir Pardo miesiąc przed atakiem Hamasu oskarżył rząd o wprowadzanie antypalestyńskiego apartheidu. Tymczasem skuteczność Mosadu zawsze zależała od dobrej współpracy z partnerami, w tym wypadku służbami Jordanii, Egiptu i Autonomii Palestyńskiej. Smotricz i Ben-Gewir nie stanowili zachęty do takiej współpracy.
Mosad długo będzie musiał odbudowywać swoją renomę i nie ma gwarancji, że mu się to w ogóle uda. Wpłynie to negatywnie na jego możliwości operacyjne. Wybitny amerykański politolog Hans Morgenthau przestrzegał, by niczego w stosunkach międzynarodowych nie traktować jako wartość stałą. I pasuje to jak ulał do skuteczności izraelskich służb wywiadowczych, zarówno tej realnej, jak i wyobrażonej.