Hebrew Date: 8/16/5784 > Strona główna

24

Kwi

Stara Synagoga w Częstochowie PDF Drukuj Email
Wpisany przez Administrator   

Stara Synagoga w Częstochowie


Stara Synagoga w Częstochowie – pierwsza synagoga częstochowskiej gminy żydowskiej, obecnie nieistniejąca. Znajdowała się na rogu ulic Nadrzecznej 32 i Mirowskiej.

Historia

Zanim przystąpiono do budowy synagogi, sąd rabinacki postanowił zebrać na ten cel pieniądze od członków nowo powstałej częstochowskiej gminy żydowskiej. W 1765 roku przystąpiono do budowy synagogi. W 1872 z inicjatywy ówczesnego prezesa gminy Leibela Kohena dokonano rozbudowy oraz kapitalnego remontu synagogi. Koszt remontu wyniósł 25 tysięcy rubli.

Kolejny remont przeprowadzono w latach 1928-1929, według planów profesora Pereca Willenberga z inicjatywy rabina Nahuma Asza. Zaraz na początku II wojny światowej, we wrześniu 1939 roku, hitlerowcy zdewastowali synagogę. Została wysadzona w powietrze w 1943 roku zaraz po likwidacji częstochowskiego getta. Po zakończeniu wojny usunięto jej zgliszcza, poszerzając chodnik przy ulicy Mirowskiej.

W synagodze oprócz zwykłych, typowo religijnych nabożeństw, odbywały się również uroczyste nabożeństwa za ojczyznę oraz z okazji ważnych wydarzeń historycznych. W niej również podczas zaborów przechowywano sztandary z okresu napoleońskiego.

Źródło WIKIPEDIA

  

    

   


Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych

Ostatnio zmieniany w Wtorek, 23 Kwiecień 2024 07:55
 

14

Kwi

Paszkwil i agitka w jednym, czyli Holland na posterunku PDF Drukuj Email
Wpisany przez Red. Janusz Baranowski   


Recenzja filmu „Zielona granica"

Holland przedstawia Polaków służących w Straży Granicznej jako wulgarnych, bezlitosnych, prymitywnych oprawców, którzy nie mają ani krzty współczucia dla kobiet i dzieci.

Marcin Hałaś
Zrobiłem to za Państwa: w poniedziałek obejrzałem film Agnieszki Holland „Zielona granica" Zrobiłem to z rosnącym w czasie seansu wzburzeniem i obrzydzeniem, niemniej dochowałem dziennikarskiej rzetelności: będę pisał o czymś, co widziałem i przeanalizowałem. Zrobiłem to także z zawodowej ciekawości: z wykształcenia nie jestem przecież dziennikarzem, ale... teatrologiem i filmoznawcą.

We wrześniu 2019 r. odbyła się premiera filmu Patryka Vegi „Polityka". Film ten miał dla Platformy Obywatelskiej - w nadziejach jej zwolenników - „wygrać wybory" parlamentarne. Nic takiego się nie stało. Po pierwsze, Vega dość niechlujnie skręcił szereg luźno związanych ze sobą skeczy, po drugie - pokazał, że polityka to syf, niezależnie od partii, jaka ją uprawia. „Zielona granica" pod względem filmowej roboty prezentuje wyższy poziom propagandy, ale tegorocznych wyborów dla tzw. Koalicji Obywatelskiej nie wygra. Co więcej - odnoszę wrażenie, że ten film wcale nie jest przeznaczony dla polskich widzów, a przynajmniej nie w pierwszym rzędzie dla nich. To film na europejskie ekrany. I tam znakomicie spełni swoje zadanie - zohydzi Polaków jako rzekome czarne owce Unii Europejskiej.

O ile pod względem filmowym jest to dziełko zrobione na przyzwoitym poziomie (Holland to w końcu profesjonalistka), o tyle scenariusz przyprawia o ból zębów. Pierwsze ujęcia - imigranci lecą samolotem Turkish Airlines do Mińska. Czyli mamy potwierdzenie tezy, że nie są to bynajmniej najbardziej poszkodowani wojną uchodźcy, którzy stracili wszystko, ale ludzie, których stać na zakup biletu lotniczego i komfortową podróż.

Jedną z głównych bohaterek imigranckich, która jest okrutnie potraktowana przez Straż Graniczną, jest wykształcona Leila, która ucieka z Afganistanu. Z filmu dowiadujemy się, że: 1. Jej brat współpracował w Afganistanie z Polakami (w domyśle - z Wojskiem Polskim) i dlatego teraz ona musi uciekać.
2. Brat Leili obecnie mieszka w Ameryce. Tymczasem: w 2021 r., po opanowaniu Kabulu przez talibów, Polska zorganizowała ewakuację prawie tysiąca Afgańczyków, którzy współpracowali w tym kraju z polskimi żołnierzami z naszej misji wojskowej. Leila mogła więc do Polski przylecieć legalnie, na koszt polskiego rządu. Poza tym brat Leili, mieszkając w Stanach Zjednoczonych, mógł zapewne załatwić siostrze legalne zaproszenie. Ale kto by się takimi drobiazgami przejmował? W końcu to film nawet nie fabularny, a propagandowy.

W1940 r., za Hitlera, Niemcy nakręcili film zatytułowany „Żyd Siiss" do dzisiaj uchodzący za symbol antysemickiej propagandy. W filmie„Zielona granica" funkcjonariusze Straży Granicznej są zbiorowym Żydem Sussem, a poziom propagandowego kłamstwa wydaje się zbliżony. Holland przedstawia Polaków służących w Straży Granicznej jako wulgarnych, bezlitosnych, prymitywnych oprawców, którzy nie mają ani krzty współczucia dla kobiet i dzieci.Paszkwil i agitka w jednym, czyli Holland na posterunku

Bo w filmie uchodźcy to rodziny z małymi dziećmi i dziadkami. Nie zobaczymy tłumów młodych, silnych mężczyzn, szturmujących granicę z siekierami i konarami drzew. Film znieważa Polaków, bo dla widza polski żołnierz wydaje się reprezentantem polskiego narodu i społeczeństwa. Jaki jest cel takiej działalności? Zohydzenie Polaków, bo Holland ich po prostu nie lubi, czy też uzasadnienie w krajach zachodniej Europy wszystkich obecnych i przyszłych sankcji nakładanych na Polskę?

Jest też grupka „dobrych Polaków" - aktywistów, oczywiście musi być wśród nich biseksualna para. Na koniec Holland zmienia ton i skręca kilka scen proimigranckiej agitki. Oto trzech młodych Murzynów - nielegalnych imigrantów - zostaje ze strefy granicznej wywiezionych przez aktywistów i ukrytych w domu bogatej rodziny. Tam wszyscy przy stole konwersują po francusku, a potem Afrykańczycy rapują z nastoletnimi dziećmi gospodarzy. Całość wygląda niczym obrazek z broszur Świadków Jehowy, a raczej - to lepsze porównanie - sowieckich propagandzistów. To też clip dla zachodniego widza.

Na zakończenie Holland daje sceny z polsko-ukraińskiej granicy z lutego 2022 r. Pokazuje, jak funkcjonariusze Straży Granicznej z ciepłem otaczają opieką uciekinierów z Ukrainy i informuje, że Polska przyjęła prawie 2 miliony uchodźców z Ukrainy. Czyżby reżyserka poczuła, że jednak przesadziła w pałkarskiej jednostronności? A może chciała zasugerować, że Polacy są wrodzy tylko wobec ludzi o innym kolorze skóry? Mądry widz (wątpię, czy taki trafi na film) powinien od razu wyczuć, że Polacy doskonale potrafią rozróżnić prawdziwych uciekinierów od nielegalnych imigrantów, którzy zamiast na przejście graniczne, gdzie mogą złożyć wniosek o międzynarodową ochronę, kierują się na - nomen omen - zieloną granicę.
Jeżeli mogę z czymś porównać „Zieloną granicę" Holland, to tylko z „Malowanym ptakiem" Lewinkopfa/Kosińskiego. W obu dziełach widać podobną zajadłość w nienawistnym szkalowaniu Polaków. Agnieszka Holland, korzystając z propagandowych kalek, zrealizowała paszkwil na współczesną Polskę i współczesnych Polaków. I teraz ten paszkwil będzie pokazywany na Zachodzie jako prawda.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych


Ostatnio zmieniany w Wtorek, 05 Marzec 2024 09:03
 

31

Mar

Stryczek na szyi Bermana PDF Drukuj Email
Wpisany przez Red. Janusz Baranowski   

Czy autor piszący, że Żydzi byli dyrektorami więzień, gdzie torturowano polskich więźniów, był antysemitą? Krew z krwi, kość z kości „krakówek", siostra „warszawki".

Jacek „Rekontra" Piasecki
Emigracja jako forma egzystencji rzecz ciekawa bez przyjaciół i bez krewnych pod namiotem żyć bez sankcji obowiązków każdy przyzna że na barkach ciąży nam ojczyzna mroczne dzieje atawizmy rozpacz znacznie lepiej w lustrach żyć bez trwóg i Portret Czesława Miłosza i kłopoty poety ze wspólnotą namalował Zbigniew Herbert. Jakże aktualny, gdy obrońcy Holland i jej antypolskiego bękarta mówią: nie widziałem, ale chodzi o wolność twórcy.

Wolność twórców
Tę wolność Polacy przerabiali na własnej skórze, gdy twórcy zaczęli jej zażywać we Lwowie w 1939 r. kolaborując ze Stalinem, który w 1944 r. wysłał do Polski Jakuba Bermana z ekipą żydokomuni- stów:
„przypomnijmy lata powojenne. Żydzi w SB zajmowali wysokie stanowiska niemal w każdym urzędzie czy przedsiębiorstwie, byli dyrektorami więzień, gdzie torturowano polskich więźniów nie tylko politycznych. Przecież jasne, że te fakty po¬zostały w pamięci społeczeństwa. Jak również to, że wielu Żydów nałożyło na rękawy czerwone opaski i łowiło oficerów oraz żołnierzy na Wschodzie. Widziałem te akcje na własne oczy w Równem i w Łucku" - Tadeusz Kwiatkowski „Ważne, nieważne Dziennik Tom I 11974- 1998" (ukazał się tydzień temu), autor polemizuje z Brandysem, gdyż, parafrazując, z komunisty ponownie wylazł Żyd.
Żydzi w każdym urzędzie? Używając statystyki, można stwierdzić - inwazja żydokomunistów. Berman i „odcinek" kultura i prasa?
Mirosław Szumiło w pracy „żydokomuna® w aparacie władzy «Polski Ludowej®" pisze o zaangażowaniu Żydów na froncie propagandowym - w radiu i prasie. „Polskie Radio" Wilhelm Billig - KPP i Komintern, działacze pochodzenia żydowskiego stali na czele większości redakcji tematycznych. Prasa? Czołowe pisma PZPR w 1948 r. Wśród 11 nazwisk ośmiu komunistów pochodzenia żydowskiego. Ogniwa systemu prasowego: PAP - Julia Minc, Wydawnictwo „Książka i Wiedza"- Roman Werfel, RSW Prasa - Leon Bielski (Klagsblad). Wszechwładnym zarządcą świata wydawniczego i literackiego był Jerzy Borejsza, brat Różańskiego, o którym Miłosz pisał: „Byłem w jego stajni, wszyscyśmy byli".

Żydokomuna
Czy autor piszący, że Żydzi byli dyrektorami więzień, gdzie tor-turowano polskich więźniów, był antysemitą? Krew z krwi, kość z kości „krakówek" siostra „warszawki" Skarbnica informacji o ży-ciu kulturalnym w PRL, rocznik 1920. A CV?
W dniu śmierci Zbigniewa Herberta zanotował w dzienniku: „Po artykule o kolegach, który wydrukował w prasie, uważam go za człowieka miałkiego, o niskich instynktach, zazdrosnego i wrednego. (...) Herbert należał do skrajnych nacjonalistów, miał do czynienia z Ligą Republikańską, sprzeciwiał się układom przy Okrągłym Stole. Bardzo nieciekawy człowiek".
W 1984 r. w „Gazecie Krakowskiej" wydrukowano wiersze Szymborskiej, Woroszylskiego, Brauna z ich tek apoteozy komunizmu: „Uważam to za świństwo. Niemal każdy twórca miał chwilę entuzja-zmu i nadziei na lepszą przyszłość po wojnie".
Czyli, poematy Woroszylskiego i Mandaliana o towarzyszach z UB, Szymborskiej o Stalinie i Partii, Słonimskiego hołd zło¬żony wierszem Bierutowi, ta ich chwila entuzjazmu trwała bite dziesięć lat, ich nadzieja na lep¬
szą przyszłość, gdy jednocześnie w kaźniach Bermana Romkow- ski, Fejgin i Różański torturowali i mordowali żołnierzy AK. Nadzieja, gdy Stalin z Bermanem instalowali Sowiety po wsze czasy - piszę szybko, nie będę szu¬kał licznych cytatów Miłosza, nie chcę cytować z pamięci.

Ze stryczkiem na szyi
Dzisiaj czwarta część o korzeniach „pedagogów wstydu" o naczelnym Bermanie, o żydokomunistach, i w ich tle żydokomunistach polskiego pochodzenia. Studiuję liczący 2 tys. stron stenogram „Proces Romana Romkowskiego, Józefa Różańskiego i Anatola Fejgina w 1957 roku" i dokonuję niezwykłych odkryć. Machcewiczom poumykały. 30 października 1957 r., 13 dzień procesu. Bermana pytają o jego osobistą sekretarkę.
Obr.: Pietruski. Jeśli chodzi o Duracz, kto żądał jej aresztowania. Św. Berman: Aparat beriowski i pod jego wpływem Stalin. Stalin w rozmowie z Bierutem zapytał, kto to jest Anna Duracz, i czy to prawda, że ona jest związana z Fieldem?
Obr.: Pietruski: Stalin sam uważał, że należy aresztować?
Św.: Berman: Poruszył sprawę Duraczjako agentki Fielda, która jest sekretarką Bermana. Wymowa tego faktu jest jasna.
Przew.: Czy to było przed aresztowaniem?
Św.: Berman: Naturalnie, że przed. Wymowa wyjątkowo jasna, widać, jak Stalin głęboko wnikał w wydarzenia w Polsce, jak mógł kreować wydarzenia (prowokacja kielecka), i jak posługiwał się Bermanem, który rządząc Polską, od 1949 r. chodził ze stryczkiem na szyi. I osiem lat przygotowywał się do procesu.

Operacja „antysemityzm"
Brak miejsca na testament Bermana, ujawnił zapis w rozmowie z Teresą Torańską. Krótko: Wyjątkowe plugawe plany żydokomunisty wobec Polaków. Wykrzyczał: „Naród musi wpoić się w nowy kształt. Musi "I Michnik, i Holland wypełniają testament, plan „stworzenia nowej świadomości Polaków" Holland szkalując polski mundur, którego nawet za komuny Moskwa się bała. W świat wysyłają wredny obraz Polski.
Berman zarządził "Operację antysemityzm" w 1956 r., uruchomił całą armię bermanków, pismaków i dziennikarzy, Kołakowskich, Broszkiewiczów i Koźniewskich, w tym ojca reżyserki. Cóż się wydarzyło?
23 kwietnia 1956 aresztowani zostali wiceminister UB Roman Romkowski oraz Anatol Fejgin, a Józef Różański siedział od 1954 r.
W paryskiej „Kulturze" Konstanty Jeleński, niańka „Żydów"z ulicy Puławskiej, w artykule „Od endeków do stalinistów" zatrąbił: „Od kwietnia 1956 ukazała się jednak w polskich dziennikach i tygodnikach cala seria niezmiernie alarmujących artykułów o przejawach antysemityzmu w Polsce. Cytuje się niewiele faktów, ale są one przerażające"
Witold Gombrowicz pisał, że kupę gazet z Kraju przesłał mu Giedroyć: „Nowa Kultura", "Życie Literackie", „Przegląd Kulturalny", „Po prostu"..., dlatego przejrzałem roczniki wymienionych tytułów.
W „Nowej Kulturze"do października nie ukazał się żaden artykuł o antysemityzmie w Polsce. W „Po prostu"- niby pamiętnik „Hanki Szwarcman" o nacjonalizmie w Polsce - ukazał się dopiero 20 maja, a 27 maja antysemitów ostrzelał rewizjonista (pupil „Kultury") Kołakowski - 7 czerwca, tydzień później, "Przegląd Kulturalny" Gottesmana drukuje pierwszy tekst o antysemityzmie, paszkwil Broszkiewicza „Okrutne dzieci i sprawy dorosłych" ściągę dla Stuhra do listy dialogowej nienakręconego filmu Holland: „Jest jedna na całą klasę dziewięciolatków i dziesięciolatków. Siedzi sama w swojej ławce - żadna z koleżanek i żaden z kolegów nie chcąz nią sąsiadować. Raz tylko doszło do jawnego okrucieństwa, krzyków, obrzucania grudkami ziemi i kamykami. Uciekła swym prześladowcom"
„I w ten sposób, w roku 1956, w jedenaście lat po zdobyciu Reichskanzlei, w jedenaście lat po rozbiciu bram kacetów - mamy w Polsce przypadek getta ławkowego (...) podług ustaw norymberskich jej koleżanki i koledzy mają głęboką rację, wołając na nią: «TyŻydówo!»"
Stalin osierocił żydokomunistów, których wysłał do Polski - ku ich szczęściu, procesy kremlowskich lekarzy - w 1953 r., ale w 1956 r. było wiadomo, że UB musi być rozliczone.
Kwiatkowski w 1979 r.:„Ludzie pamiętają bowiem, że po wojnie kierownictwo UB składające się z samych Żydów wykonywało niesprawiedliwe i kończące się zwykle zgonami wyroki na członkach Armii Krajowej i na innych «podejrzanych» osobach. Józef Różański, Józef Światło i wielu innych, którzy zmienili nazwiska na polskie, a nawet szlacheckie, niechlubnie zapisali się w najnowszej historii. Więc ta ostentacja (ale czy do końca to prawda?) Kazia mnie bardzo zdziwiła" Kazio to Kazimierz Brandys, jeden z najbardziej parszywych instalatorów Sowietów w Polsce. A16 kwietnia 1984 r. Kwiatkowski zapisał:
„W «Życiu Warszawy® nekrolog poświęcony Jakubowi Bermanowi. Oczywiście «ukochany Ojciec, Brat i Dziadek® podpisane przez rodzinę. Niewielki i skromny. Nie pojawił się o jego śmierci żaden oficjalny komunikat w żadnym z mediów. I pomyśleć, że ten człowiek rządził kiedyś naszym krajem i wydał mnóstwo wyroków na tysiące ludzi. Ze strachu trzęśli się nawet jego najbliżsi współpracownicy. Niby druga osoba w po Bierucie, ale ogólnie wiadomo, że ma lepsze niż on układy w Moskwie"

Niańki Bermana
Przerywam, nawet nie w połowie. 12 listopada 1957 r. w „Życiu Warszawy" ukazał się komunikat: „Wyrok w procesie b. wyższych funkcjonariuszy b. MBP. Roman Romkowski, wiceminister BP Romkowski -15 lat, Józef Różański, b. dyrektor Dep. Śledczego - 15 lat, Anatol Fejgin - b. dyr. X Departamentu - 12 lat"
Potrafisz sobie, Czytelniku, wyobrazić, że w paryskiej „Kulturze" u Giedroycia, nie znalazłem najmniejszej wzmianki o wyroku, o procesie, i o zbrodniach Bermana? A przecież paryskie niańki miały w Polsce zastęp informatorów. Za tydzień.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych

Ostatnio zmieniany w Wtorek, 05 Marzec 2024 09:03
 

17

Mar

Przeklęta żydokomuna PDF Drukuj Email
Wpisany przez Aron Kohn - Hajfa, Izrael   

Gdyby nie Rosja, komuna Michnika nie przetrwałaby jednego dnia. W biuletynach „S", na jedynce rysunek niedźwiedzia o rysach Leonida Breżniewa: „jak się zbudzi, to nas zje", i na stronie ostatniej, wersja dla dysydentów z alej Przyjaciół i Róż:„jak się zbudzi to... nam pomoże!"
Jacek „Rekontra" Piasecki
„W epoce «odwilży» i przełomu październikowego rewizjoniści odrzucili stalinowski komunizm w imię racjonalizmu i humanizmu. Dostrzegli w komunizmie zaprzeczenie rozumu. Rewizjoniści atakowali komunizm jako irracjonalną wiarę». Jerzy Andrzejewski sięgał do analogii z inkwizycją; Leszek Kołakowski tropił teologiczne dziedzictwo marksizmu; Adam Ważyk demaskował mistykę komunistycznej wiary" - Adam Michnik Adam Michniko przełomie 56/57 we „Wściekłość i wstyd" 1994.
„Wie pan, ja się często zastanawiałem, co by było, co zresztą jest rozumowaniem dość nierozsądnym, ale co by było, gdyby pozostała przy życiu ta garstka naprawdę wybitnych komunistów, którzy zostali po prostu zlikwidowani w latach 1936-1937-1938 w Moskwie" - rewizjonista Jerzy Andrzejewski , jeszcze w 1981 r. rozważał, co byłoby, gdyby Stalin nie „zlikwidował wszystkich swoich wybitnych towarzyszy, wszystkich Zinowiewów, Kamieniewów, już nie mówiąc o Trockim, Bucharinów",to byli intelektualiści, którzy dyskusjami rozpieprzyliby stalinizm.
Robole i żydokomuna
W organie prawdziwych demokratów z Czerskiej natrafiłem w sobotę na tytuł:„W «Solidarności» nie brakowało «roboli», którzy wroga widzieli w (żydokomunie®". Bzdura. Wrogiem była Rosja.
Gdyby nie Rosja, komuna Michnika nie przetrwałaby jednego dnia. W biuletynach,^" na jedynce rysunek niedźwiedzia o rysach Leonida Breżniewa : „jak się zbudzi, to nas zje" i na stronie ostatniej, wersja dla dysydentów z alej Przyjaciół i Róż: „jak się zbudzi to... nam pomoże!".
O „żydokomunie" można było usłyszeć na zjeździe, gdy powtarzała manewr z 1956 r., wpychając się do pierwszego szeregu
demokratów„z ludzką twarzą socjalizmu"
Natrafiłem na żydokomunę na jedynce w tytule, kliknąłem, ale tytuł artykułu Jarosława Bratkiewicza brzmiał: „To nie knowania Kaczyńskiego podzieliły Polaków, tylko ich postawy w obliczu modernizacji".
Modernizatorów ominąłbym szerokim lukiem.Tytuł pierwotny z„robolami" i „żydokomuną" zniknął całkowicie, ale zachowałem go „ku pamięci". GieWu zatrudnia mistrzów żonglerki tytułami, znikają i przerobione się pojawiają, i znikają. Orwellizm czysty.
Lead artykułu: „W PRL ludności interioru nie doskwierał brak wolności, tylko podejrzenie, że władza dzieli niesprawiedliwie, bo za wszystkim stoi jakaś przez Boga wyklęta żydokomuna" i poniżej -„Adam Michnik poleca".
Czytam, że głupawy wers z piosenki „Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina..." w duchu patriotyzmu pisowskiego jest mottem „do rozgoryczenia, które rodzi kondycja polskości w obliczu wyzwań modernizacji i ponowoczesności".
Michnik poleca, autor przekonuje, że w„Solidarności"nie brakowało„roboli"o mentalności „wschodniej" którzy wroga widzieli głównie w „żydokomunie"(w jej różnych, fantazyjnie wyobrażanych upostaciowieniach), i że owa „patriotycznie" a więc antyinteligencko i antysemicko nastawiona część robotników antycypowała dzisiejszy PiS.
Nazwiska „postaci" nie padają. Czytam, że rewolucja solidarnościowa podjęta przez lud pracujący miast i wsi" podążała po omacku ku demokracji zachodniej, na szczęście chorążymi tej rewolucji była „merytokracja solidarnościowa: co światlejsi przywódcy i eksperci".
A po 1989 r. dzięki unijnej polityce spójności Polska po raz pierwszy od ponad 300 lat poszybowała gospodarczo ku wyżynom,,,zadając kłam «od-wiecznej» polskiej siermiężności i łachmaniarstwu w ekonomice".

Rzygowiny rewizjonistów Zostawiam autora z jego pogardą do społeczeństwa, gdyż mam szefa red. Michnika, niegdysiejszego pryncypała wszystkich pryncypałów, autora „Wyznań nawróconego dysydenta"z„Któż ma czelność zwać mnie odszczepieńcem" (dowód łatwy), autora „Wściekłości i wstyd u" z tekstami, a jakże „Szkice z polskiego piekła" oraz cytowanym artykułem „Wściekłość i wstyd": rewizjoniści zwyciężyli, gdyż umieli wyzwolić się duchowo z gorsetu doktryny komunizmu, który utracił swą kusicielską moc.
Lista Michnika: m.in. Kołakowski, Brus, Geremek, Baczko, Woroszylski, Brandys, Kott, Ważyk, Bauman, Bocheński - koalicja nazwisk o pierwszorzędnym znaczeniu w polskiej kulturze, to oni zwyciężyli jako prekursorzy.
Ludwik Flaszen  w 1955 r. opisał uwalnianie się rewizjonistów z gorsetu dogmatów, gdy zaczęli tonąć we własnych rzygowinach. Stwierdzili, już po śmierci Stalina, że Historia to nie posag z granitu, tylko ciekła maź zmieniająca formę, ta najnowsza - gdy strach sięgał komuchom gardeł - poraziła zmysły rewizjonistów światłem i tumultem. „Zrobiło im się mdło. I dalejże czynić jawnie to, co dotąd ośmielili się czynić zaledwie
w ukryciu: dalejże womitować wszystkim": przemilczanym, niedopowiedzianym, skłamanym, pozornym, nonsensownym,„dalejże womitować wszystkim z leżatym, starym, połkniętym na chybcika, historią i koniecznością, względnością wszechrzeczy..
Czas Wielkich Torsji, womitujmy przeto, bowiem jest samym zdrowiem. Niechaj wrą w brzuchach oczyszczające fermenty, . womitujmy ustami i gałkami ocznymi, dużym palcem lewej nogi... najmniejszy nawet organ ciała niechaj womituje własnym przemysłem.
Sztuka womitowania łatwo dostępna: „Życie Literackie" z 30 października 1955 r.
Redaktorze Michnik!
Polecasz tekst, w którym czytam, że„ludności interioru nie doskwierał brak wolności" tylko podejrzenie, że za wszystkim stoi jakaś przez Boga wyklęta
żydokomuna. Czyżby jakiś twój przemalowany pastą do butów na tubylca cyngiel podsłuchał, że„ludność"mówi o„wyklętej żydokomunie"?
Jeżeli już, to „żydokomunie przeklętej" ludności wstrętnej. Skąd wytrzasnęliście ludność interioru"? Wpiszcie sobie do wyszukiwarki, Bralczyka trzeba. I nie opluskwiajcie zwrotu słowem „wyklęta". Żołnierze wyklęci antykomunistycznego podziemia - dzisiaj brzmi szlachetnie.
Wyklęta to taka, której społeczeństwo się wyrzeka.„Ludność interioru" wyrzekała się żydokomuny, która była jej całkowicie obcą, której jądrem byli: Jakub Berman, Hilary Minc, Julia Brystiger, Roman Zambrowski, Roman Werfel, Jerzy Borejsza, Romkowski, Różański, Fej-, wszyscy nasłani z Moskwy, a także -zaglądam do „Wspomnień i zapisków" Hugo Stelnhausa: „kierownictwo Rosji Sowieckiej po 1944 roku celowo wysyłało do Polski rzesze Żydów - litwaków, całkowicie skomunizowanych i obcych jakimkolwiek polskim tradycjom". Kowalski z interioru, który w Wolnej Europie wysłuchał audycji Józefa Światło, miałby ich wyklinać czy przeklinać?
Strach Bermana 13 grudnia 1954 r. Steinhaus za notował w„Zapiskach i wspomnieniach" że wysoki urzędnik UB Józef Światło  od kilku miesięcy w radio„denuncjuje wszystkich".
27 marca 1955 r. notuje, że kilka tysięcy baloników, każdy niosący po kilka egzemplarzy książki, puszczono z Bawarii. Wiele zrzuciło ładunek w Polsce, a walka z nimi jest niemożliwa, bo jest ich za dużo.
12 lutego 1956 r.: „Jednym z najbardziej obciążonych przez Światłę był dostojnik UB Różański (brat Borejszy). Za nadużycia władzy, torturowanie oskarżonych
i inne bezprawia dano mu pięć lat więzienia (niemal równocześnie skazano na osiem lat chłopa za nielegalny ubój bydła)" W ciągu jednego miesiąca więzienia opuściło ponad 70 tys. osób.
W maju mecenas żydokomuny Kołakowski układa tekst przestrogi: kiedykolwiek cień antysemityzmu, choćby najbardziej nikły, przemyka się pod bramami naszych domów - Uwaga! - kanalia stoi za rogiem, kontrrewolucja obnaża kły.
31 grudnia 1956 r. nowe śledztwo przeciw Różańskiemu, połączono ze śledztwem przeciwko Fejginowi i Romkowskiemu z MBR
Kołakowski rewizjonizm może sobie włożyć do kieszonki bon-żurki.
Stenogram i przypisy:„Proces Romana Romkowskiego, Józefa Różańskiego i Anatola Fejgina w 1957 roku". Kto chce zrozumieć mechanizmy żydokomuny, pozycja obowiązkowa.
Proces 30 września 1957 r., 13. dzień procesu, zeznaje świadek Berman.
Zajawka:
Obr. Brojdes: Czy pan kiedykolwiek wzywał do siebie Różańskiego?
Świadek Berman: Nie przypominam sobie.
Czy pan sobie przypomina bytność Romkowskiego czy Różańskiego....
Nie przypominam sobie. Romkowski: Bermana znam sporo lat, bardzo żałuję, że dzisiaj dużo rzeczy nie pamięta, w których decydował, dawał wskazówki. Siedzę na ławie oskarżonych, a świadek jest świadkiem: od 1944 r. jest tym, który z ramienia kierownictwa partyjnego faktycznie nadzorował pracę
aparatu bezpieczeństwa, nie mieliśmy nigdy żadnych tajemnic, z całym uporem żądał dokładności przebiegu pracy aparatu bezpieczeństwa, nie było ani jednego aresztu ... naj częściej - myśmy codzienny kontakt mieli - z tow. Bermanem".
Na sali sadowej nagle zgasło światło.
Przewodniczący: Zarządzam przerwę w związku z uszkodzeniem instalacji elektrycznej.
Romkowski miał ciężką noc. Po zostały jej ślady?


Aron Kohn - Hajfa, Izrael

Ostatnio zmieniany w Wtorek, 05 Marzec 2024 09:03
 

03

Mar

Kto się boi rodziny Ulmów PDF Drukuj Email
Wpisany przez Aron Kohn - Hajfa, Izrael   

Historia rodziny Ulmów, od kiedy tylko zrobiło się o niej głośno, była cierniem w oku tutejszych samozwańczych „społecznych pedagogów" - specjalistów od bicia się w cudze piersi. Skoro więc beatyfikacja stała się faktem i okazało się, że przemilczeć jej nie sposób, chwycono się innych metod - relatywizowania, rozmywania, a nawet próby „wrogiego przejęcia". Piotr Lewandowski

I. Furia „salonów" Ogłoszona 10 września beatyfikacja rodziny Ulmów ze względu na zbieżność czasową stanowi znakomity kontrapunkt dla na grodzonego na festiwalu w Wenecji paszkwilu Agnieszki Holland „Zielona granica". Z jednej strony mamy heroizm okupiony najwyższą ceną - życia Józefa i Wiktorii Ulmów oraz ich siedmiorga dzieci (w tym najmłodszego, które zaczęło się rodzić w trakcie egzekucji, przyjmując tzw. chrzest krwi) rozstrzelanych za ukrywanie ośmiorga Żydów. Z drugiej - opluwanie polskiego państwa i jego funkcjonariuszy chroniących wschodnią granicę przed hybrydową inwazją z wykorzystaniem nielegalnych migrantów oraz gloryfikację „aktywistów" wspomagających proceder przerzutu „żywego towaru" czyli de facto kolaborantów Putina i Łukaszenki tudzież wspólników przemytniczych grup przestępczych. Symptomatyczne są również reakcje ze strony lewicowo-liberalnych „salonów" na oba wydarzenia. O ile film Agnieszki Holland został entuzjastycznie obcmokany, o tyle beatyfikacja rodziny Ulmów spotkała się z ledwie skrywaną furią. Na pierwszy ogień poszła narracja, iż beatyfikacja Ulmów na miesiąc przed wyborami stanowi „polityczny prezent dla PiS". W tym duchu na łamach agorowego radia TOK FM wypowiedział się politolog prof. Piotr Forecki z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza , który na pytanie, czy „kult Ulmów jest kontrą do polskiego antysemityzmu" odpowiedział iż „kult Sprawiedliwych został w Polsce wzmożony i zintensyfikowany po debacie jedwabieńskiej, kiedy Prawo i Sprawiedliwość wpisało politykę historyczną w swoją polityczną agendę" w innym miejscu dodając: „Nie wierzę w takie przypadki, że akurat w epicentrum kampanii wyborczej dochodzi do benefisu polityki historycznej Prawa i Sprawiedliwości. To jest ukoronowanie tejże polityki, dlatego przypuszczam, że było to doskonale wcześniej przemyślane i zaplanowane".Wynikałoby z tego, że Jarosław Kaczyński w swej omnipotencji trzęsie nie tylko Polską, lecz również Watykanem, który pod jego dyktando ustala kogo i w jakim terminie wy¬niesie na ołtarze.

Lecz spod tych politycznych fantasmagorii przebija coś jeszcze: niewypowiedziane wprost przeświadczenie, iż „totalna opozycja" wraz z jej najbardziej zagorzałymi zwolennikami „nie ma papierów" na to, by się z Ulmami identyfikować, że nie są to ich bohaterowie, a beatyfikacja tylko niepotrzebnie wbije w dumę elektorat patriotyczny.A miało być przecież inaczej: Polacy w zamierzeniu tutejszych „elit" po wsze czasy mieli być młotkowani „pedagogiką wstydu" zaś pałka „antysemityzmu" była w robocie praktycznie non stop od 1989 r. Wszystko po to, by utrzymywać Polaków w permanentnym kompleksie niższości i poczuciu winy - bo taki „materiał ludzki "prościej przerobić na wykorzenioną, bezwolną, ,,łatwą w hodowli" masę. Stąd bezustanne przypisywanie „ciemnemu, katolickiemu motłochowi" najgorszych cech i historycznych przewin, na czele ze współodpowiedzialnością za Holokaust. Temu służyć miała swoista „antypolityka historyczna", której symbolem stała się jedwabieńska hucpa i zapoczątkowana przez nią tzw. nowa szkoła historii Holokaustu, wraz z takimi nazwiskami jak: Jan Tomasz Gross , Barbara Engelking czy Jan Grabowski- Toteż nie dziwi troska „duszpasterza ateistów" czyli ks. Adama Bonieckiego , który na łamach „Tygodnika Powszechnego" dał wyraz zmartwieniu, iż „Beatyfikacja rodziny z Markowej była związana z wymazaniem tła, historycznego kontekstu. Jakbyśmy zapomnieli o koszmarze antysemityzmu".

II.    Piekło zawyło Historia rodziny Ulmów, od kiedy tylko zrobiło się o niej głośno, była cierniem w oku tutejszych samozwańczych „społecznych pedagogów" - specjalistów od bicia się w cudze piersi. Skoro więc beatyfikacja stała się faktem i okazało się, że przemilczeć jej nie sposób, chwycono się innych metod - relatywizowania, rozmywania, a nawet próby „wrogiego przejęcia". Przypomniano więc, iż Ulmowie zginęli wskutek donosu „granatowego policjanta "Włodzimierza Lesia - nie wspominając jednak, iż został on wkrótce zlikwidowany przez AK za szmalcownictwo. To zresztą typowy zabieg: postawić na wi¬doku jakąś zdegenerowaną jednostkę, wmawiając, iż jest ona reprezentatywna dla całej społeczności. Wedle tej narracji to Ulmowie mieli być szlachetnym wyjątkiem, a polskie, „antysemickie" otoczenie - normą. Tym tropem idzie wspomniany wyżej prof.Piotr Forecki, utrzymując, iż Ulmowie wyróżniali się na tle pozostałych mieszkańców Markowej, jako bardziej „oświeceni" lokalni aktywiści. Panu profesorowi „zapomniało się" że w Markowej Żydów przechowywało również kilka innych rodzin, zaś Żydzi mieszkający u Ulmów pomagali im w biały dzień w gospodarstwie, wiedziała o nich cała wieś - i do czasu donosu Lesia nikt ich nie wydał. Trochę słabo się to „klei" z rzekomo „powszechnym" polskim szmalcownictwem.

Szczyty zakłamania po raz kolejny pobiła Agnieszka Holland, ogłaszając, iż „za 20 lat aktywiści z granicy zostaną Sprawiedliwymi" co podchwyciła w „Wyborczej" Magdalena Środa , wprost zrównując „aktywistów" z Ulmami. Po co te jawnie kłamliwe nonsensy są publikowane? Na potrzeby wspomnianego wyżej „wrogiego przejęcia" metodą iście Orwellowskiego odwrócenia znaczenia pojęć. Zgodnie z tą optyką „państwo PiS" jest „ludobójczym reżimem" na miarę III Rzeszy, zaś stada agresywnych byczków zwiezionych przez Łukaszenkę na potrzeby operacji „Śluza" - zagrożonymi eksterminacją ofiarami. Do kompletu brakuje tylko Janiny Ochojskiej bredzącej o masowych grobach w Puszczy Białowieskiej - chociaż godnie zastąpił ją pisarz i kandydat Lewicy do Sejmu Jacek Dehnel, przyrównując symboliczną pustą aureolę umieszczoną na łonie wizerunku Wiktorii Ulmy do pigułki „dzień po". Piekło zawyło.

Beatyfikacja rodziny Ulmów nie w smak jest również Niemcom - w tamtejszych mediach została ona niemal przemilczana (w przeciwieństwie do filmu Agnieszki Holland), zaś jeden z nielicznych artykułów na ten temat ukazał się na łamach „Die Tageszeitung". Warszawska korespondentka pisma, Gabriele Lesser , powiela w nim przekaz ©„wyborczym" charakterze beatyfikacji, dając przy tym wyraz żenującej ignorancji - utrzymuje bowiem, iż to „polscy duchowni katoliccy wybrali 10 września jako datę beatyfikacji Ulmów", co ma podsycać „nieprzyjemne podejrzenia". Przypomnę więc dla porządku - o beatyfikacji i jej dacie decyduje Watykan. Lecz dla Lesser istotniejsze jest co in-nego: mianowicie to, iż Markowa za sprawą wspólnych zabiegów PiS i polskiego Kościoła katolickiego stanowić ma przeciwwagę dla Jedwabnego, albowiem: „Gorzka świadomość, że Polacy w przeszłości byli również sprawcami, nie zawsze zachowywali się szlachetnie i część kolaborowała z wrogami, obudziła w wielu potrzebę nowego mitu, który przywróciłby dawną tożsamość bohaterów i ofiar". Poza tym PiS na potrzeby swojej polityki historycznej „stworzył dziesiątki muzeów i instytutów, napisał nowe podręczniki do historii, a nawet uchwalił «ustawę o Holokauście®, która zabraniała pisania o polskich nazistowskich kolaborantach, a tym samym szkodzenia «dobremu imieniu Polski», z karą pozbawienia wolności do trzech lat"

Krótko mówiąc, z każdego słowa tej „korespondencji" przebija teutońska hipokryzja, bezczelność i buta, okraszona nieznośnym, mentorskim tonem, jaki nader chętnie przyjmują wobec nas Niemcy. Ale cóż się dziwić - raz, że nasze serwilistyczne „elity" latami ich do tego przyzwyczajały, dwa - beatyfikacja Ulmów psuje im politykę historyczną polegającą na przerzuceniu na Polaków odpowiedzialności za niemieckie zbrodnie.

III.    „Element animalny"
W głośnym wywiadzie sprzed lat Jarosław Kaczyński użył sformułowania „element animalny" na określenie najbardziej zdemoralizowanej acz marginalnej części polskiego społeczeństwa pod niemiecką okupacją - co z jakichś względów „totalna opozycja" wraz ze swymi zwolennikami wzięła mocno do siebie. Opisane reakcje świadczą, iż ten „element animalny" bynajmniej nie zniknął. I że to właśnie ów „element" boi się skutków beatyfikacji rodziny Ulmów najbardziej.


Aron Kohn, Hajfa, Izrael

Ostatnio zmieniany w Wtorek, 05 Marzec 2024 08:52
 

18

Lut

Trzecia Świątynia. Utopia czy zagrożenie dla chrześcijan? PDF Drukuj Email
Wpisany przez Aron Kohn - Hajfa, Izrael   

Z ks. Waldemarem Chrostowskim, profesorem nauk teologicznych, biblistą rozmawia Paweł Chmielewski, DoRzeczy, nr 29, 17-23.07.2023

PAWEŁ CHMIELEWSKI: Część żydowskich środowisk w Izraelu myśli o odbudowie Świątyni Jerozolimskiej. Świątynie były jednak dwie. Jak - w największym skrócie - można przedstawić ich historię?

KS. WALDEMAR CHROSTOWSKI: Dzieje starożytnego Izraela są dzielone na dwa zasadnicze etapy: okres Pierwszej Świątyni (Ha-Bait ha-Riśon] i okres Drugiej Świątyni (Ha-Bait ha-Śeni). Pierwsza Świątynia, zbudowana w połowie X w. przed Chrystusem w Jerozolimie przez króla Salomona, w 586 r. przed Chrystusem została zburzona przez Babilończyków, po czym nastał czas wygnania babilońskiego. Kiedy Persowie pokonali Babilończyków, pozwolili w 539 r. na powrót żydowskich wygnańców do ojczyzny. Po kilkunastu latach marazmu przystąpiono do budowy Drugiej Świątyni, konsekrowanej w 515 r. przed Chrystusem, która w ostatnich dekadach ery przedchrześcijańskiej została rozbudowana i upiększona przez Heroda. Przetrwała do 70 r. i podczas oblężenia Jerozolimy została zburzona przez Rzymian.

Ostatnio zmieniany w Poniedziałek, 04 Grudzień 2023 09:24
Więcej…
 

04

Lut

Szczęściarze PDF Drukuj Email
Wpisany przez Cwi Mikulicki - Hajfa, Izrael   

ELA SIDI, Angora, nr 33, 13.08.2023

W 2012 roku nowy właściciel gazety „Maariv” zwolnił setki pracowników, w tym mnie. Szukając pracy, raz w tygodniu musiałam odnotowywać obecność w urzędzie dla bezrobotnych.

Dojazd zabierał mi 50 minut w jedną stronę. Pewnego dnia automat nie wydał mi potwierdzenia obecności, choć inne osoby nie miały z tym problemu. Urzędnik wyjaśnił mi, że ponieważ jestem chrześcijanką i jest właśnie moje święto (Boże Ciało), nie powinnam dzisiaj „pracować”. - Wróć jutro - stwierdził beztrosko. -Ależ ja tu jechałam w korkach przez godzinę! Nie dałoby się czegoś zrobić? - spytałam, nie licząc wcale na pozytywną odpowiedź. - Czy mogłabyś zostać żydówką? A widząc moją minę, urzędnik dodał: - Tylko na pięć minut, aby automat cię odblokował. Zaznaczysz obecność, a potem zmienię ci status.

Mogłabym przytoczyć wiele podobnych historii ilustrujących elastyczność myślenia Izraelczyków, którzy zakazy nie zawsze traktują bezwzględnie i zwykle starają się znaleźć najwygodniejsze rozwiązania. Kreatywne myślenie, nietrzymanie się sztywno przepisów i schematów to cechy charakteru Izraelczyków, którzy należą do jednych z najszczęśliwszych nacji na święcie. W tym roku w raporcie ONZ oceniającym poziom szczęścia na świecie Izrael awansował na czwarte miejsce z dziewiątego. Badania brały pod uwagę: poziom PKB, wsparcie społeczne, zdrowie, wolność, hojność i brak korupcji. W sondażu wzięło udział ponad 100 tysięcy osób z ponad 100 krajów. Respondenci ocenili swoje życie w skali od 0 do 10. Indeks szczęścia w Izraelu wyniósł 7,47.

Dlaczego Izraelczycy uważają się za szczęściarzy?

Ostatnio zmieniany w Poniedziałek, 04 Grudzień 2023 09:24
Więcej…
 

21

Sty

Engelking na miarę potrzeb PDF Drukuj Email
Wpisany przez Aron Kohn - Hajfa, Izrael   

Rafał A. Ziemkiewicz, DoRzeczy, nr 22, 29.05-4.06.2023

Kreowanie Barbary Engelking przez lewicowo-liberalne media na ofiarę rzekomych represji i symbol „prześladowania nauki” przez „pisowski reżim” jest pod wieloma względami groteskowe

Ostatnio zmieniany w Poniedziałek, 04 Grudzień 2023 09:23
Więcej…
 

07

Sty

Bij Żyda, kto w Boga wierzy. Meandry świętości prymasa Hlonda PDF Drukuj Email
Wpisany przez Aron Kohn - Hajfa, Izrael   

Tygodnik NIE, nr 19, 12-18.05.2023

Kolejne odsłony napięcia w relacjach między polskimi nacjonalistami i opinią żydowską rozpłomieniły ostatnio dwie kwestie. Pierwsza to pogróżki Jarosława Kaczyńskiego o wstrzymaniu finansowania Instytutu Filozofii i Socjologii PAN z powodu realizacji tam przez prof. Barbarę Engelking i prof. Jana Grabowskiego nieprzychylnych w swym wyniku dla narodu polskiego badań końcowej fazy Holocaustu na ziemiach polskich. Druga to przyspieszenie w Watykanie trwającego od 30 lat procesu beatyfikacyjnego prymasa Augusta Hlonda, który w środowisku żydowskim ma opinię antysemity. W krytycznych o tym procesie artykułach pobrzmiewało pytanie: „Czy antysemita może być świętym?”. Niedługo znowu będzie o tym głośniej, gdyż za rok upłynie stulecie od śmierci beatyfikowanego, a proces beatyfikacyjny nadal trwa i jest na etapie poszukiwania cudu.

Ostatnio zmieniany w Poniedziałek, 04 Grudzień 2023 09:23
Więcej…
 

24

Gru

Iść po słonecznej stronie PDF Drukuj Email
Wpisany przez Aron Kohn - Hajfa, Izrael   

Sebastian Ligarski, DoRzeczy, nr 16, 17-23.04.2023

Przez lata monopol na upamiętnianie powstania w getcie warszawskim miały władze Polski Ludowej. Z czasem monopol ten zaczęto przełamywać

Niemcy od samego początku okupacji Polski dążyli do eksterminacji ludności żydowskiej (Holokaust, Shoah]. Po zajęciu terytorium naszego państwa rozpoczęli tworzenie na terenie podbitych miast, szczególnie tam, gdzie były duże skupiska ludności żydowskiej, wydzielonych obszarów zamieszkania dla ludności żydowskiej (tzw. gett]. Były one początkiem eksterminacji tej grupy narodowościowej.

Getta posiadały własny samorząd, system policyjny oraz administracyjny. Otoczone były wysokim murem, a wejścia i wyjścia były dokładnie kontrolowane. Z czasem wyjście z getta było możliwe tylko po uzyskaniu stosownych zezwoleń. W środku panowały straszliwe warunki żywieniowe, mieszkaniowe i sanitarne, przyczyniające się do ogromnej śmiertelności. Największe getto w Polsce powstało 2 października 1940 r. w Warszawie. Stłoczono w nim ponad 450 tys. Żydów. Było ono otoczone murem o długości 18 km. Od jesieni 1941 r. każdą próbę ucieczki i pomocy Żydom karano śmiercią. Gettem kierowała Rada Starszych (Judenrat], na której czele stał Adam Czerniaków. Podlegała ona władzom okupacyjnym Warszawy.

Decyzje o tzw. ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej (Endlósung der Judenfrage] zapadły na jesieni 1941 r., a ostatecznie zostały uzgodnione na konferencji w Wannsee 20 stycznia 1942 r. W połowie 1942 r. Niemcy rozpoczęli opróżnianie warszawskiego getta, grupując Żydów na Umschlagplatz (rampa kolejowa przy ulicach Stawki 4/6 i Dzikiej) i wywożąc do obozu zagłady w Treblince. Używano pojęcia „deportacja”, pod którym de facto kryła się akcja likwidacyjna.

Ostatecznie „w wyniku likwidacji getta warszawskiego między 22 lipca a 24 września 1942 r. od 280 000 do 310 000 Żydów zostało wywiezionych i zamordowanych w Treblince, około 10 000 zginęło w czasie wysiedlenia, a ponad 11000 umieszczono w obozie pracy w Trawnikach lub Majdanku”. W stolicy zostało ok. 60 tys. Żydów, a ich liczba stale ulegała zmniejszeniu na skutek chorób, głodu, eksterminacji. W podobny sposób Niemcy działali w innych miastach, np. w Łodzi czy Białymstoku.

NA RATUNEK LUDZKIEJ GODNOŚCI

Wywożenie ludności żydowskiej z getta spowodowało zintensyfikowanie działań dążących do powstania organizacji konspiracyjnej. Żydowska Organizacja Bojowa, bo o niej mowa, grupowała Żydów o poglądach lewicowych i syjonistycznych. To oni stanęli do nierównej walki 19 kwietnia 1943 r„ gdy Niemcy rozpoczęli ostateczną likwidację getta w Warszawie. ŻOB kierował Mordechaj Anielewicz (1919-1943). Do walki przyłączył się Żydowski Związek Wojskowy pod dowództwem Pawła Frenkela. Niemcy, najpierw pod dowództwem szefa policji i SS w dystrykcie warszawskim płk. Ferdi- nanda von Sammema-Frankenegga, a następnie Jurgena Stroopa wraz z oddziałami Litwinów, Łotyszy i Ukraińców, przystąpili do akcji likwidacyjnej, ale zostali zaskoczeni zbrojnym oporem. Arie Wilner mówił: „My nie chcemy ratować swojego życia. Z nas żaden żywy nie wyjdzie. My chcemy ratować ludzką godność".

Wyposażeni w niewielką ilość broni, skazani na zagładę powstańcy ŻOB oraz Żydowskiego Związku Wojskowego z determinacją walczyli o swój honor. Niemcy systematycznie niszczyli budynek po budynku, podpalając je, szukając bunkrów powstańców, a po ich zlokalizowaniu mordując żydowskich żołnierzy i wszystkie osoby które się tam wraz z nimi schroniły. Nierówna walka trwała do 16 maja (w niektórych miejscach getta strzały słychać było jeszcze w czerwcu 1943 r.J. Mordechaj Anielewicz popełnił samobójstwo 8 maja 1943 r. w bunkrze przy ul. Miłej 18 (wraz z niemal setką towarzyszy broni), a 16 maja Niemcy wysadzili synagogę przy ul. Tłomackie. W czerwcu 1944 r. przy ul. Grzybowskiej 11 zginął Frenkel.

W wyniku walk śmierć poniosło 12 tys. Żydów, reszta została wywieziona do obozów zagłady. Niewielkiej części udało się wydostać z getta. Ci ostatni wzięli też udział w powstaniu warszawskim. Getto warszawskie przestało istnieć zrównane z ziemią.

MONOPOL NA PAMIĘĆ

Przez lata monopol na upamiętnianie powstania w getcie warszawskim miały władze Polski Ludowej. To one organizowały główne uroczystości pod pomnikiem Bohaterów Getta Warszawskiego wzniesionego ze składek społeczności żydowskiej. To także one pielęgnowały wybiórczą pamięć o tym zrywie. Jak pisała autorka monografii poświęconej obchodom rocznicy powstania w getcie warszawskim Renata Kobylarz: „Od pierwszej rocznicy, obchodzonej jeszcze w atmosferze wojennego chaosu i niepewności, aż po ostatnią, która przypadała na czas przełomu politycznego, manipulowano historią tego zrywu, interpretując ją tak, by pasowała do bieżącej sytuacji politycznej". Pomnik Bohaterów Getta obrósł legendą od czasu słynnego klęknięcia pod nim kanclerza RFN Willy’ego Brandta. W praktyce do lat 80. XX w. nikt nie zakłócał tego miejsca innymi inicjatywami, które mogły w jakikolwiek sposób zwrócić uwagę władz i spowodować jej głęboki niepokój w naruszeniu dotychczas funkcjonującej narracji o powstaniu, czyli „czynu zbrojnego polskiej i żydowskiej lewicy rewolucyjnej". Monopol przełamało powstanie NSZZ „Solidarność" i coraz częstsze podnoszenie kwestii żydowskiej w historii Polski na łamach czasopism drugoobiegowych.

Teksty dotyczące problematyki polsko-żydowskiej pojawiały się chociażby we wrocławskim „Biuletynie Dolnośląskim". W numerze listopadowo-grudnio- wym z 1980 r. poświęcono im specjalny dodatek. W jednym z najważniejszych pism opozycji demokratycznej w Polsce redakcja tak tłumaczyła powód poświęcenia miejsca tym relacjom: „Byli przecież częścią NAS, naszego społeczeństwa (niezależnie od stopnia integracji z tym społeczeństwem)". Takich inicjatyw było znacznie więcej, a dyskusja z biegiem lat coraz bardziej szeroka i wnikliwa.

W1983 r. przypadała 40. rocznica wybuchu powstania, co spowodowało zdynamizowanie działań środowisk, które chciały opowiedzieć inną historię powstania, niż robiła to do tej pory oficjalna wersja kolportowana przez władze. W1983 r. w drugim obiegu ukazał się przedruk relacji Marka Edelmana pt. „Getto walczy" z 1945 r., a w „Tygodniku Mazowsze" opublikowano wywiad z Markiem Edelmanem, ostatnim żyjącym członkiem dowództwa powstania. Na marginesie wspomnijmy, że Edelman po wprowadzeniu stanu wojennego w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. został aresztowany, co spowodowało szybką interwencję Jana Józefa Szczepańskiego i Klemensa Szaniawskiego u gen. Czesława Kiszczaka, który wydał polecenie jego zwolnienia.

Edelman w rozmowie z jednym z redaktorów „Tygodnika Mazowsze" zatytułowanej „Iść po słonecznej stronie" wyjaśniał motywy podjęcia walki oraz atmosferę tamtych dni, gdy walczący mieli „w „rzekomą satysfakcję”, że nie giną potulnie, lecz zadają wrogowi ciosy", opowiadał o ogromnym rozczarowaniu brakiem wystarczającej ilości broni oraz poczuciu osamotnienia w obliczu śmierci. W tej samej gazecie Edelman opublikował również list otwarty, w którym tłumaczył powody swojej decyzji o odmowie uczestniczenia w oficjalnym komitecie obchodów. Władze wykazały się niezwykłą hipokryzją, najpierw go aresztując, a potem zapraszając do komitetu obchodów.

13 kwietnia 1983 r„ podczas audiencji generalnej w Watykanie, o powstaniu i jego bohaterach mówił papież św. Jan Paweł II, określając ich walkę jako „rozpaczliwy krzyk o prawo do życia, wolności, o ocalenie godności człowieka". Papież zresztą nie poprzestał tylko na słowach, lecz podczas swojej drugiej pielgrzymki do Polski 20 czerwca 1983 r. wymógł zmianę w oficjalnym programie, uklęknął oraz zmówił modlitwę pod pomnikiem Bohaterów Getta. Nic zatem dziwnego, że środowiska kultywujące pamięć o powstaniu, a będące w opozycji wobec władz komunistycznych postanowiły zaplanować alternatywne obchody rocznicy powstania.

NIEZALEŻNIE OD WŁADZY

Z tej okazji postanowiono zorganizować w Warszawie 17 kwietnia większą manifestację na Umschlagplatz i przed pomnikiem Bohaterów Getta oraz dzień później mniejszą, bardziej kameralną uroczystość na cmentarzu żydowskim przy ul. Okopowej przy grobie Michała Klepfisza, członka Bundu i Żydowskiej Organizacji Bojowej.

Władze, znając zamiary środowisk opozycyjnych, prowadziły operację pod kryptonimem Kwiecień '83 i za wszelką cenę starały się nie dopuścić do uczestnictwa w tych nielegalnych obchodach Marka Edelmana, którego zatrzymano siłą w domu w Łodzi. Pomimo tego udało się do niego dostać dziennikarzom stacji zagranicznych i innym osobom, które chciały go nawet z tego aresztu domowego wydobyć i przetransportować do stolicy. Ostatecznie jednak Edelman nie pojawił się 17 i 18 kwietnia w Warszawie. Do uroczystości jednak doszło.

Rozpoczęły się one o godz. 16 na Umschlagplatz, gdzie pod tablicą, otoczoną kordonem milicyjnym, złożono kwiaty. Wokół niej zgromadziło się ok. 200 osób, przeważnie ludzi starszych, a milicjanci wzywali wszystkich do opuszczenia miejsca zgromadzenia. Nie użyto siły. Dzień później do spotkania na cmentarzu przy ul. Okopowej nie doszło, bo władze zamknęły nekropolię. Zjawili się na nim m.in. Jan Józef Lipski, Władysław Siła-Nowicki, Bronisław Geremek, Tadeusz Mazowiecki czy Leopold Kummant. Ponieważ władze uniemożliwiły im wejście na cmentarz, pod jego bramą mowę wygłosił były żołnierz Armii Krajowej Józef Rybicki, a uczestnicy złożyli kwiaty z szarfą ozdobioną napisem: „Towarzyszom broni ŻOB - żołnierze Armii Krajowej".

Kolejne duże niezależne obchody odbyły się pięć lat później - w 1988 r. Zorganizował je Obywatelski Komitet Obchodów 45. Rocznicy Powstania w Getcie Warszawskim. W swojej odezwie jego członkowie napisali: „Byli naszymi braćmi. Przez osiem stuleci ziemia polska była ziemią wspólną, losy Żydów polskich stanowiły część losów Polski, a ich wiara, mowa, kultura i obyczaj były istotnym składnikiem jej pejzażu społecznego [...]. Powstanie w getcie warszawskim stało się w oczach świata symbolem walki o wartości najwyższe - o godność ludzkiego życia i prawo wyboru godnej śmierci. Wyrażamy głębokie przekonanie, iż obowiązkiem naszym - reprezentantów niezależnej opinii społecznej - jest danie świadectwa wypowiedzianym wyżej prawdom".

Ulotki na ulicach Warszawy, informujące o programie tych obchodów, kolportowali członkowie Grup Oporu „Solidarni". Na rozmowy ostrzegawcze przez Służbę Bezpieczeństwa wzywani byli członkowie nielegalnego komitetu, w tym Jacek Kuroń, który zapewniał podczas jednej z nich, że uroczystości będą spokojne, a młodzież odgrywająca rolę służby porządkowej odpowiednio poinstruowana o zadaniach i do żadnych prowokacyjnych działań miało nie dojść. Służbę porządkową organizowało Niezależne Zrzeszenie Studentów. Do organizacji doproszono także przedstawicieli Ruchu Wolność i Pokój.

W ramach obchodów miano w samo południe 17 kwietnia odsłonić pomnik działaczy Bundu - Henryka Erlicha i Wiktora Adlera - na cmentarzu żydowskim przy ul. Okopowej (zgodę w grudniu 1987 r. wydał Urząd ds. Wyznań). O godz. 17 planowano złożenie kwiatów pod pomnikiem Bohaterów Getta, gdzie miało dojść do jednego okolicznościowego przemówienia, a następnie planowano udać się na Umschlagplatz, gdzie miano zmówić wspólnie kadisz i „Ojcze Nasz", odśpiewać hymn Polski i wygłosić okolicznościowe przemówienia przez Marka Edelmana i Janusza Onyszkiewicza. Wrocławska SB informowała sztab warszawski, że Lech Wałęsa nie przyjedzie na uroczystości, gdyż z powodu swojej niechęci udało mu się załatwić zwolnienie lekarskie z dyspozycją „ma leżeć". Marek Edelman wysyłał zaproszenia na uroczystości m.in. do przewodniczącego Parlamentu Europejskiego czy szefa Międzynarodówki Socjalistycznej (a był nim wtedy Willy Brandt), przedstawicieli socjalistycznych związków zawodowych w USA czy Francji oraz innych organizacji. Władze obawiały się, że część delegacji zagranicznych może zdecydować się na bojkot oficjalnych uroczystości i dołączyć do tych organizowanych przez niezależny komitet, który szeroko kolportował swój apel. Tak się jednak nie stało. Dodatkowym elementem uroczystości była konferencja naukowa w kościele pw. Trójcy Świętej przy ul. Solec 61.

Służba Bezpieczeństwa również nie odpuściła i prowadziła operację pod kryptonimem Wiosna '88, której celem było głównie zabezpieczenie oficjalnych uroczystości, aby nie doszło do zakłócenia ich przebiegu. Na czele grupy operacyjno--sztabowej stanął płk Krzysztof Majchrowski, dyrektor Departamentu III MSW, spec od literatów i środowisk twórców.

Uroczystość na cmentarzu rozpoczęła się zgodnie z planem o godz. 12. Przybyło na nią ok. 1,5 tys. osób. Przy pomniku przemawiali: Marek Edelman, Zbigniew Bujak, synowa Erlicha oraz kilka innych osób. Po zakończeniu przemówień minutą ciszy uczczono zmarłych, a następnie Mieczysław Voit recytował wiersze żydowskiego poety. Potem złożono kwiaty, a Marek Edelman zaprosił wszystkich na godz. 17 pod pomnik Bohaterów Getta.

Uroczystość pod pomnikiem Bohaterów Getta trwała pół godziny. Wzięło w niej udział ok. 3 tys. osób. Prowadził ją Marek Edelman. Służba Bezpieczeństwa odnotowała transparenty kilkunastu organizacji opozycyjnych oraz hasło: „Solidarność między ludźmi i narodami uczyni świat wolny i sprawiedliwy". Pod pomnikiem przemawiali Janusz Onyszkiewicz, który odczytał list nieobecnego Wałęsy do Edelmana, Zbigniew Bujak, który omawiał wpływ martyrologii narodu żydowskiego na historię Polski. Odśpiewano m.in. „Rotę" oraz odmówiono modlitwy w języku polskim i hebrajskim. Potem całą szerokością ulicy Dubois przemaszerowano na ul. Stawki, gdzie złożono kwiaty. Uroczystości zakończono ok. godz. 18.20. Na obchodach obecni byli przedstawiciele ambasad zagranicznych, w tym ambasador USA w Polsce, ambasadorzy Belgii, Wielkiej Brytanii, Holandii oraz korespondenci z czołowych redakcji zagranicznych.

ZNACZKI PODZIEMNEJ POCZTY

Powstanie w getcie warszawskim upamiętniano także na znaczkach podziemnej poczty. Nie ma ich w porównaniu z powstaniem warszawskim czy nawiązywaniem do zbrodni katyńskiej zbyt wiele, lecz stanowią istotny fragment pamięci o powstaniu w getcie. Powstały zatem znaczki z wizerunkiem Marka Edelmana, wizerunkami Żydów w getcie oraz wierszami poświęconymi powstańcom i ich walce (Poczta Rekontry), gwiazdą Dawida ze stylizowaną czcionką, z macewą i wizerunkiem starszego Żyda mędrca. Były też znaczki przypominające miejsce miesiąca kwietnia w polskiej martyrologii.

Autor jest historykiem, pracownikiem OBBHIPN w Szczecinie.

Od pierwszej wojny do trzeciej

Dariusz Wieromiejczyk, DoRzeczy, Nr 15, 11-16.04.2023

Wybuch pierwszej wojny światowej jedni nazywają samobójstwem Europy, inni czynami lunatyków iub „szaloną” katastrofą.

Czy nie to samo grozi nam w obecnym konflikcie?

Pierwsza wojna światowa wybuchła niespodziewanie, po okresie długiego, przeiywanego jedynie konfliktami lokalnymi, pokoju w Europie. Poprzedzała ją epoka niezwykłych odkryć naukowych i gwałtownych zmian w stylu życia ludności Europy - nazywana dziś rewolucją przemysłową. Jednocześnie miał miejsce bezprecedensowy wzrost zamożności i długości życia mieszkańców Starego Kontynentu. Podobieństw z naszymi czasami jest w wypadku okresu sprzed wielkiej wojny tak dużo, że usprawiedliwione wydaje się postawienie pytania: Czego możemy się z dziejów tego konfliktu nauczyć?

Dla klarowności wywodu refleksje swoje przyporządkowałem kilku generalnym zasadom, których znaczenie postaram się pokrótce uzasadnić.

JEŚLI MOŻESZ OPÓŹNIĆ WEJŚCIE DO WOJNY, TO NIE WCHODŹ DO NIEJ WCALE

W większości ludzkich konfliktów daje się zauważyć klarowny podział na strony zwycięską i pokonaną. Ta pierwsza na stoczonej walce zyskuje - druga traci. W pierwszej wojnie światowej katastrofa - taka bądź inna - spotkała wszystkie potęgi, które weszły do wojny w jej początkowej fazie. Austro-Węgiy się rozpadły. Rosja przeżyła krwawą rewolucję społeczną, ponosząc ogromne straty ludzkie, terytorialne i gospodarcze. Podobny los spotkał Cesarstwo Niemieckie. Francja, wykrwawiona i zdemoralizowana, wkroczyła na drogę prowadzącą do utraty statusu imperialnego, a wreszcie następnej klęski - ucieleśnionej w obrazie państwa Vichy. Wielka Brytania, poza utratą całego pokolenia młodych mężczyzn, oddała pozycję dominującego światowego mocarstwa, musiała się pogodzić z oderwaniem Irlandii i stopniowym rozkładem swojego imperium kolonialnego.

Jedynym w gronie mocarstw zwycięzcą wielkiej wojny okazały się Stany Zjednoczone. Zawdzięczały to przystąpieniu do wojny bardzo późno - dopiero w kwietniu roku 1917, wcześniej ograniczając się do nadzwyczaj intratnego handlu z walczącą Europą. Masowy udział amerykańskich żołnierzy w krwawej jatce rozpoczął się jeszcze później - latem roku 1918 r. Moment był znakomity - do zawieszenia broni pozostało już wtedy ledwie kilka miesięcy.

Żaden z małych krajów europejskich nie dokonał jednak wcześniej podobnej sztuki. Na rzucenie się w ogień nie było dobrego momentu. Włochy, których przystąpienie do walki nastąpiło dopiero w maju roku 1915, wyszły na tej decyzji fatalnie. Jej polityczny sprawca, minister Sidney Sonnino, miał odwagę przyznawać po latach, że Włochy mogły stanąć po każdej ze stron, a ostateczny wybór spowodowany był „korzystniejszą" ofertą ententy. Ta zaoferowała Włochom liczne terytoria należące do Au- stro-Węgier - bez oglądania się na kwestie narodowościowe czy wolę mieszkańców tych ziem. Po wojnie większość obietnic została złamana, powodując poczucie klęski w wyniszczonym wojną kraju. Pół miliona zabitych Włochów i ponad milion rannych i okaleczonych żołnierzy było już w oczach współczesnych ofiarą niezrozumiałą i daremną. Warto dodać, że armia włoska przystąpiła do konfliktu nieprzygotowana i poniosła w nim serię spektakularnych klęsk. Politycy, którzy wprowadzili Włochy do wojny - Sidney Sonnino i Antonio Salan- dra - uchodzą w zgodnej opinii potomnych za jedne z najciemniejszych postaci w XX- -wiecznej historii Włoch.

Nie lepiej oceniła historia polityków rumuńskich, którzy skuszeni obietnicami ententy i zmyleni początkowymi sukcesami rosyjskiej ofensywy Brusiłowa wciągnęli do walki Rumunię w sierpniu roku 1916. Skończyło się to spektakularną klęską armii, okupacją całego kraju i cierpieniami ludności cywilnej. Podobna historia miała miejsce w Bułgarii, która dla odmiany opowiedziała się po stronie państw centralnych. Tu także miraże zysków terytorialnych i ambicje żonglujących podniosłymi frazesami polityków przyniosły narodową katastrofę i bankructwo elity politycznej. W każdym z tych państw udziału w światowej rzezi można było, przy znacznej dozie dyplomatycznej zręczności, uniknąć. Do wojny parli jednak kuszeni przez obce potęgi politycy, nierzadko kierując się przy tym najzupełniej prywatnym rachunkiem interesów.

WOJNĘ NALEŻY KOŃCZYĆ Z MOŻLIWIE NIENARUSZONYMI SIŁAMI WŁASNYMI, ZARÓWNO MILITARNYMI, JAK ICOSPODARCZYMI Tylko własny, zachowany pomimo konfliktu, potencjał militarny i gospodarczy państw uczestniczących w wielkiej wojnie był czynnikiem decydującym o kształtowaniu powojennego ładu. Nawet najszczodrzej obdarowane obietnicami państwa zwycięskiej ententy zatrzymały z wojennych łupów tyle tylko, ile własnymi siłami zdołały zagarnąć, przełknąć i strawić. Przyrzeczenia dane Grecji kosztem pokonanej Turcji warte były nie więcej, niż mogła zawojować i obronić grecka armia.

Deklaracje składane Włochom w przededniu ich przystąpienia do walki już po kilku latach kwitował Lloyd George w brytyjskim parlamencie słowami: „Alianci obiecali Włochom olbrzymie tereny ekspansji. Daliśmy im? Cóż daliśmy? Włosi dobrze zdają sobie z tego sprawę". O fantastycznych zyskach obiecywanych jeszcze naiwniejszym partnerom, takim jak Arabowie, nie ma nawet co wspominać. Pamięć tak widowiskowego wystrychnięcia na dudka do dziś żywa jest w licznych krajach Bliskiego Wschodu.

Przykładami małych państw, które przynajmniej na mapie „dobrze wyszły" na pierwszej wojnie światowej, wydawać się mogą Rumunia i Serbia. Jest to jednak złudzenie. Oba kraje zostały w czasie wojny pobite, okupowane i zrujnowane przez przeciwników. Ich pokonane armie zmuszono do odwrotu na terytoria sąsiadów. Serbia straciła w wielkiej wojnie blisko 30 proc, wszystkich mieszkańców, straty wśród mężczyzn szacuje się na ponad 50 proc. Przy takiej rzezi nazwanie Serbii zwycięzcą wojennym zakrawa na okrutny żart. Żadne zyski terytorialne i „prestiżowe" nie zrekompensowały tym społeczeństwom gospodarczej ruiny i śmierci tak wielkiej części obywateli.

SOJUSZE 54 ZMIENIANE PRZEZ WOJUJĄCE PAŃSTWA, NIEKIEDY NIESPODZIEWANIE DLA SĄSIADÓW

W trakcie pierwszej wojny światowej nawet jej najważniejsi uczestnicy brali pod uwagę oferty składane przez obie strony konfliktu. Przystąpienie Włoch do wojny po stronie ententy było wynikiem wiarołomnych targów i kalkulacji, w trakcie których obie strony proponowały Włochom rozliczne terytoria - także te, należące do własnych (nie zawsze poinformowanych o tym fakcie) sojuszników.

Także Turcja była przed przystąpieniem do wojny obiektem dyplomatycznego przetargu - o dość zaskakującym dla wyznawców „polityki wartości" przebiegu. Jednym z powodów, dla których Rosja poczuła się egzystencjalnie zagrożona w ostatnich latach pokoju, był zakup przez Turcję w Wielkiej Brytanii dwóch supernowoczesnych, jak na tamte czasy, pancerników. Miały one dotrzeć do Turcji latem 1914 r., całkowicie zmieniając, na niekorzyść Rosji, bilans sił na Morzu Czarnym. Przez Morze Czarne i cieśniny tureckie przechodziła większość rosyjskiego eksportu. Ciekawe, że takiego „jeża w spodnie” wrzuciła Rosji, z chęci zysku, jej przyszła sojuszniczka - Wielka Brytania, która dopiero po wybuchu konfliktu zarekwirowała oba okręty.

Sama zaś Rosja, planując długo przed wojną dywersyjne działania wymierzone w Turcję, wspierała dostawami pieniędzy i broni zarówno tureckich Ormian („prawosławnych braci”), jak i muzułmańskich Kurdów. Zwolennikami wykorzystania jako sojuszników tych ostatnich byli dowódcy wojskowi stacjonujących na Kaukazie wojsk, uważający Kurdów za ludzi bardziej sposobnych do wojaczki. Dopiero interwencja rosyjskich dyplomatów, którym sojusz z Kurdami kłócił się zasadniczo z planami rozbioru Turcji i zajęcia cieśnin tureckich z wymarzonym Stambułem, „Carogrodem”, przesądziła sprawę. Rozbiór Turcji miał być oczywiście przedstawiony opinii publicznej jako wyzwolenie uciskanych prawosławnych z rąk muzułmańskich ciemiężców.

Pozostałe państwa, jak wspomniana Rumunia, również flirtowały z obiema stronami konfliktu. Rumunia, po długim konkursie ofert, weszła do wojny po stronie ententy, potem zaś, pokonana, dołączyła do państw centralnych. Biorąc pod uwagę powojenne nabytki terytorialne, polityka ta mogłaby nawet uchodzić za udaną. Rumunia uzyskała po wojnie zarówno węgierski Siedmiogród, którym kusiła ją ententa, jak i rosyjską Besarabię - obiecywaną przez państwa centralne.

Nazywając rzecz po imieniu, o wyborze stron walki decydowały krótkowzroczne kalkulacje i zmienne, nieoczywiste interesy. Carska Rosja walczyła ramię w ramię z republikańską Francją i krajem, który przed dekadą zapoczątkował upadek imperium Romanowów - Japonią. Śmiertelny do niedawna rywal w geopolitycznej „Wielkiej Grze” - Anglia - ku zaskoczeniu wszystkich też został sojusznikiem Rosji. Jaka była w tym gronie wspólnota wyznawanych wartości?

W TRAKCIE WOJNY SZYBKO ZMIENIAJĄ SIĘ CELE WALCZĄCYCH PAŃSTW I KOALICJI Fundamentalne różnice interesów zderzały się często nawet wewnątrz wojujących koalicji - rosyjska przewaga wpływów w rejonie Konstantynopola i cieśnin tureckich uzgodniona została (w zakulisowych negocjacjach) dopiero w roku 1916, po ewakuacji Anglików z Gallipoli i długotrwałych, zaciętych sporach Rosji z jej „aliantami".

Plany zwaśnionych potęg ulegały znamiennej eskalacji - apetyty ich rosły, w miarę ponoszonych strat. Im bardziej wyniszczona była populacja walczącej Francji, Rosji czy Niemiec, tym brutal- niejsze i bardziej zachłanne były cele ich elit. Przypominało to zachowanie przegrywających w kasynie hazardzistów - im większy „kapitał krwi” zostawiali w okopach rządzący, tym wyższe brali kredyty dla podniesienia stawki. W obliczu zdziesiątkowanych armii i zrujnowanych finansów powrót do stanu rzeczy sprzed wojny był już dla polityków niemożliwy, czego nie można chyba powiedzieć o żołnierzach. Zastanawiające, że w „zmilitaryzowanych” i „rządzonych pałką" Niemczech rozstrzelano w czasie wojny, z powodu dezercji i nieposłuszeństwa, 48 żołnierzy, liberalna monarchia brytyjska uśmierciła wyrokami sądów 346 swoich obrońców (przy znacznie mniejszej armii), republikańscy Francuzi zaś, według oficjalnych, zaniżonych statystyk, rozstrzelali ponad 600 odmawiających walki żołnierzy. Bunty w armii francuskiej objęły w roku 1917 niemal połowę jednostek, dane o egzekucjach zaś ukrywano przed opinią publiczną.

Podsumowując powyższe rozważania, dochodzimy do wniosków prostych, wręcz zdroworozsądkowych. Przypominają one odkrycie, że lepiej jest być zdrowym niż chorym, a bogatym łatwiej się żyje niż biednym. Jeśli część moich czytelników uzna je za wyważanie otwartych drzwi, to sprawi mi to tylko satysfakcję.

Obawiam się jednak, że dla licznych polskich polityków i publicystów przedstawione przeze mnie refleksje mogą być dalece nieoczywiste. Mam tu na myśli posłanki, fotografujące się w czołgu z podpisem „Na Moskwę", wysokich oficerów kreślących na łamach prasy brukowej sposoby powojennego zagospodarowania okręgu kaliningradzkiego oraz dziennikarzy, świętujących z powodu przekazania sąsiadowi jak największej ilości artylerii, czołgów i samolotów.

Liczę się z tym, że opis wielkiej wojny jako konfliktu toczonego w imię przyziemnych, szybko zmieniających się interesów światowych imperiów może wydać się jednostronny. Nie ma w nim miejsca na przywoływane przez propagandzistów i polityków „moralne" i „cywilizacyjne” wartości. W rzeczywistych kalkulacjach walczących stron nie odgrywały one większej roli.

Z początku ważne były krótkowzroczne gabinetowe rozgrywki, gromko wyrażane ambicje wojskowych, interesy przemysłowców i finansistów. Po pierwszym milionie poległych rządzący uciekali już tylko przed odpowiedzialnością, dopisując szlachetnie brzmiące uzasadnienia dla decyzji, z których obawa przed gniewem poddanych nie pozwalała się wycofać. Decyzje te były podejmowane na podstawie błędnych analiz oraz złego rozpoznania zarówno interesów własnych, jak i intencji strony przeciwnej. Nic dziwnego, że wybuch pierwszej wojny światowej jedni nazywają samobójstwem Europy, inni czynami lunatyków lub „szaloną" katastrofą. Było w tym kataklizmie miejsce na ludzkie cierpienie, poświęcenie i odwagę. Nie sposób się w nim jednak doszukać ani jasno zdefiniowanych i osiągniętych przez aktorów dramatu celów, ani uzasadniającej podjęte ryzyko kalkulacji strat i zysków. Obawiam się, że nie znajdziemy ich także w konflikcie, którego groźny cień nadciąga nad Europę naszych czasów.

Aron Kohn - Hajfa, Izrael

Ostatnio zmieniany w Poniedziałek, 04 Grudzień 2023 09:18
 
<< Początek < Poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 Następna > Ostatnie >>

JPAGE_CURRENT_OF_TOTAL