Ostatnie wysiedlenie Żydów do Bełżca z Izbicy
Było to rano, o wczesnej godzinie,
Gdy usłyszano wielką strzelaninę,
Miało się to dziać w wielkiej tajemnicy
Lecz mieszkańcy naszego domu chowali się do piwnicy.
Nad Izbicą gradowe deszcze
W kryjówce pytali: czy to wysiedlenie jeszcze?
Nagle stuk: wszyscy pytali: co za huk?
To gestapowska policja z pałkami znów
Wygnała nas na ulice, biła szturchała i bez wszelkich mów,
Ja płakał, błagałem trochę wody,
Gdyż wówczas były takie mody!
Że bierz, co prędzej nogi za pas i rób skorochody.
Uciekałem przez izbickie ulice,
Na każdym rogu widniały tablice,
Czarnymi literami objęte „Verfluchte Juda”,
Gdyż o owym czasie było prawo zabijać Ben-Jehuda.
Do młodego lasu szybko uciekałem,
Tam dużo Żydów zastałem.
Ukryci z myślą wszyscy za drzewami,
Że Niemcy nas nie znajdą za gałęziami.
Patrzcie idą, idą trzech Ukraińców z karabinami
Tu bili, tu padł, a wokoło okrążon faszystami
Nie myślałem długo, już byłem gotów umykać
Lecz faszysta zaczął za mną z cekaemu cykać.
Strzelał za mną jak szalony,
Ja zaś byłem strasznie zmęczony,
Z czoła ciekł mi pot,
I ze strachu skoczyłem przez płot,
W skoku skaleczony ostremi drutami,
Schowałem się pod jakiemiś śmieciami.
Pod śmieciami leżałem trzy doby,
Nie miałem w ustach ni jedzenia, ni kropli wody.
Dopiero za trzy doby wsiałem i z Izbicy do Zamościa uciekałem.
Archiwum ŻIH, sygn. 302/81 — opr. Hanna Olicka