Menu Zamknij

Rabin Naczelny RP – Wspomnienie/Memories of Rabbi Joskovitch

Dla mnie w sumie to było tak niedawno, to znaczy gdzieś około 1988 roku. W Polsce pojawił się Rabin Pinchas Joskowicz. Nie znałem wcześniej ortodoksyjnych, pobożnych Żydów, gdyż odgrodzeni byliśmy od świata rzeczywistego, przez komunistycznych zdrajców narodu polskiego/ Związek Gmin „Żydowskich” na Twardej w Warszawie również przepełniony był bolszewią. Cała Polska przepoczwarzała się w Wolność. Z moją prawniczką, śp. panią Żuber, pomagałem Związkowi dostosować się do nowej rzeczywistości – szło opornie, jakby we mgle. I nagle promyk nadziei na przełom – Rabin Joskowicz.

On też nie potrafił znaleźć się, w jeszcze komunistycznej rzeczywistości. Uczyłem go polskości, i polskiego żydostwa, a on uczył mnie wszystkiego, bo nie wiedziałem tak naprawdę Nic. Był mi przewodnikiem po judaizmie, po historii jego, i mojej. Często przyjeżdżał do mnie do Częstochowy i pomagał mi rozszyfrować Kirkut miejscowy, czytał macewy, pomagał mentalnie w odbudowie kirkutu, którą czyniłem wielkimi nakładami własnych pieniędzy i czasu. To on odnalazł miejsce pochówku wielkiego lokalnego Rabina, znalazł środki i odbudował ohel.

Kilka lat później okazało się, że mamy związek z tym samym dworem rabinackim Rabina z Góry Kalwarii, w Hajfie. To jeszcze bardziej zbliżyło nas do siebie.

Rebe Joskowicz był pogodnym, i dobrym człowiekiem. Był bardzo delikatny, miał młode oczy i dziecięce dłonie, i młodzieńczą naiwność wobec ludzi.

Twardogłowi z ul. Twardej wykorzystywali to, i nie był im na rękę święty człowiek. W gminie miał malutki nieogrzewany pokoik, z szybami tak brudnymi, że nie było przez nie nic widać. Mówił, że to nic, że on się nie gniewa.

Na świecie spotkałem wielu Rabinów, w moim domu gościłem również niemało nauczycieli z Europy i Izraela, lecz tak pięknie uduchowionego jak Rebe Joskowicz do dziś nie widziałem. Może kiedyś spotkam go u naszego  Haszema, w lepszym żydowskim świecie bez holokaustów.

r. Janusz Baranowski

 

 

It wasn’t long ago when Rabbi Pinchas Joskovich first came to Poland, sometime around 1988, which doesn’t seem too long ago for me.  I’d never met pious, Orthodox Jews before, because in Poland we were separated from the real world by the communist traitors – the Jewish Communities Association was full of the Bolshevic riff raff at that time.  The whole nation was caught up  in the process of transformation heading towards Freedom. Along with my attorney, late Ms Żuber, I was helping the Community to adjust to the new reality – it was a labour marked by hardship, as if sailing through a dark tunnel,  and suddenly …  a light at the end of it  – Rabbi Jaskovich.

He couldn’t find his place in the communist reality. I was teaching him how to be Polish, a Polish Jew to be more precise, and he, in turn, was teaching me everything else, because, truth to told, I knew nothing. He’d been guiding me through the labyrinth of Judaism, through his history, and mine. He’d come to Częstochowa on more than one occasion since, helping me sort out the bureaucratic maze  concerning the local Kirkut (Jewish cemetery), assisting me in deciphering the inscriptions in macebas; he’d helped me to mentally rebuilt the place using his own funds and devoting his time. He found the burial place of late great local Rabbi; he raised the funds and rebuilt the ohel.  Years later we discovered ours shared origins linked with the Calvary rabbinate in Hajfa. We grew even closer.

Rabbi Jaskovitch was a good  and joyous man. He was gentle. He  possessed a young gaze and childlike hands. And more importantly he was childishly naïve with people.  Hardliners from ulica Twarda (Hard Street – pun well intended ) disliked him; they’d but took advantage of the pious man. He dwelled in a tiny cold room with windows dirty enough to prevent him from seeing the world outside. It didn’t matter he’d say; it wasn’t important.

I’ve met many rabbis while traveling around the world. I’ve been visited at home by many teachers from Europe and Israel. Never, however, have I met a man so spiritually rich as Rabbi Jaskovitch. Perhaps one day I’ll meet him again at Hashem’s, in a better world, a Jewish world without  holocausts.

r. Janusz Baranowski