Menu Zamknij

„POGROM ŻYDÓW” W PRZYTYKU

Piotr Szubarczyk, Warszawska Gazeta, nr 8, 25.02-3.03.2022 r.

W ostatnim numerze dodatku do brudnej gazety wspomniano o „pogromie Żydów” w Mińsku Mazowieckim, w czerwcu 1936 r. Wspomniano mimochodem, jakby to było coś oczywistego. To jest oczywiste, ale jako… kłamstwo. W niepodległej Polsce nie było żadnych „pogromów Żydów”. Bywały lokalne konflikty i zamieszki.

Słowo „pogrom” pochodzi z języka rosyjskiego (od rosyjskiego wyrażenia po grom, po gromie) i odnosi się do antyżydowskich akcji, inspirowanych przez władze państwowe imperium rosyjskiego przy pomocy prowokacji. Pierwsza fala pogromów to jeszcze lata 80. XIX w., druga związana była z rewolucją 1905 r. Były to napędzane i kontrolowane przez władze napaści na społeczności żydowskie w setkach miast i miasteczek. Miały przerazić Żydów i wypchnąć ich ostatecznie z etnicznie rosyjskich guberni na tereny polskie zaboru rosyjskiego. Była to kontynuacja starej polityki rosyjskiej, jeszcze z czasów Katarzyny II, która w roku 1791 wydała ukaz o „strefie osiedlenia” dla Żydów. Ta „strefa” obejmowała przede wszystkim ziemie polskie zaboru rosyjskiego. Rząd carski chciał w ten sposób osiągnąć dwa cele: pozbyć się żywiołu żydowskiego z ziem etnicznie rosyjskich (by nie generował tam konfliktów) i jednocześnie utrudnić Polakom działalność niepodległościową. Wiadomo było bowiem, że nienaturalnie duży procent ludności żydowskiej na ziemiach polskich, w tym ludności z Polską w żaden sposób nie związanej, wypchniętej z Rosji, będzie źródłem konfliktów ekonomicznych i narodowych, co władzom carskim było na rękę. Otwierało się dla nich pole do klasycznej polityki divide et impera – dziel i rządź. Poza tym rosyjskojęzyczni Żydzi, wypychani do polskiej „kongresówki” ze wschodu, byli narzędziem rusyfikacji i potencjalnie antypolską agenturą policyjną. Polacy byli wobec nich nieufni i nazywali ich pogardliwie „litwakami”.

Jak widzimy, już samo pojęcie „pogromu” zakłada udział w nim czynnika państwowego i prowokacji jako sposobu wywołania konfliktu. Bójki między Polakami i Żydami, zapoczątkowanej przy straganie z czapkami, w żaden sposób pogromem nazwać nie można, nawet jeśli ta bójka przeniosła się potem poza targ, do miasteczka…

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości nie było na naszych ziemiach żadnych „pogromów Żydów”. Kto mówi inaczej – łże i powinien być za to pociągnięty do odpowiedzialności. Niestety, jest bezkarny, bo… armia amerykańska wycofa się z Polski. Żart? Niestety nie. Słyszałem to setki razy.

Były w okresie międzywojennym bójki i spory między Polakami i Żydami. Czasem z winy Polaków, czasem (chyba częściej) z winy Żydów. „Pogromy” są wytworem dziennikarskiej „kreatywności” pismaków z brudnej gazety i mediów jej pokrewnych. Ta „kreatywność” jest jawnie antypolska i ma podtrzymywać mit o „zwierzę- cym”„trudnym do wytłumaczenia” polskim „antysemityzmie wyssanym z mlekiem matki”. Ma nas upokorzyć i pozbawić dumy z tego, że tysiące Polaków – z pobudek humanitarnych, ludzkich – narażało własne życie, by ratować swych żydowskich współobywateli przed śmiercią z ręki niemieckiej.

Przypatrzmy się jednemu z tych rzekomych, polskich „pogromów Żydów” (wkrótce jego 86. rocznica), by ukazać fałsz stojący za upartym nazywaniem takich konfliktów „pogromami” przez antypolskie środowiska żydowskie. Fatalną rolę w upowszechnianiu kłamstw o „pogromach” odgrywa też pseudomuzeum Polin (ośrodek antypolskiej propagandy), utrzymywane za nasze pieniądze!

„Zelbszuc” w akcji

9 marca 1936 r. w miasteczku Przytyk w powiecie radomskim duża grupa Żydów, zorganizowana w półbandyckiej, nielegalnej organizacji „Zelbszuc
9 marca 1936 r. w miasteczku Przytyk w powiecie radomskim duża grupa Żydów, zorganizowana w półbandyckiej, nielegalnej organizacji „Zelbszuc
9 marca 1936 r. do miasteczka Przytyk w powiecie radomskim zjechali się chłopi na furmankach i handlarze żydowscy na jarmark wiosenny. Przez wiele godzin wszystko przebiegało spokojnie, choć rano kilku Żydów przewróciło stragan z wyrobami polskiego czapnika. Policja szybko spacyfikowała potencjalny konflikt. Po południu doszło jednak do poważnego incydentu. Chłopski sprzedawca Józef Strzałkowski protestował, krzycząc „swój do swego!”, przeciwko zakupom na straganach żydowskich, choć na polskich był podobny towar. Pamiętajmy, że były to czasy wielkiej biedy po ustępującym dopiero wielkim kryzysie gospodarczym i takie reakcje nie były przejawem „antysemityzmu”, tylko lęku o byt. Żydzi sprowadzili policję, która chciała aresztować Strzałkowskiego, ale obecni na targu chłopi uniemożliwili to. Policjanci się wycofali, wydawało się, że to koniec sprawy. Targ zbliżał się ku końcowi.

Lecz oto zaczyna się najgorsze. Niezadowolona z interwencji policji duża grupa Żydów, zorganizowana w półbandyckiej, nielegalnej organizacji „Zelbszuc”, uzbrojona w pistolety, pałki i kastety, zaatakowała polskich chłopów, żeby„dać im nauczkę”. Dotkliwie pobili i poranili wiele ludzi, w tym kobiety i dzieci. Za nazywanie tego po latach „pogromem Żydów w Przytyku”, powinno być więzienie! Z protokołu sądowego:

„Żydzi doskakiwali do wozów, a kobiety na wozach zasłaniały się chustkami przed padającymi razami, kamieniami i uderzeniami pałek”.

Rozległy się strzały. Stanisław Kubiak i Stanisław Popiel upadli na ziemię, byli ranni. Przerażeni, nieuzbrojeni w broń palną Polacy zaczęli uciekać pod kościół. Kilkunastu policjantów stanowiło za mała siłę, by powstrzymać żydowskich bandytów z „Zelbszucu”. Polscy chłopi, po pierwszym zaskoczeniu, zorganizowali się jednak pod przywództwem Szczepana Zarychty i dali odpór zelbszucowcom. Zaczęła się prawdziwa bitwa na kamienie, było wielu ludzi poranionych. Policjanci podzielili swoje skromne siły na dwa małe, kilkuosobowe oddziały. Jeden rozpędzał chłopstwo pod kościołem, drugi Żydów z pałkami i kastetami. Policjanci wypychali chłopów z miasteczka, by zakończyć krwawe potyczki.

Wydawało się, że to im się uda, ale wtedy doszło do tragedii. Jeden z chłopów, nie uczestniczący w ogóle w bójkach Stanisław Wieśniak, został zabity przez Szulima Chil Leska, który strzelił do niego z okna swojego mieszkania. Chłopi ponieśli Wieśniaka do lekarza, ale rana była śmiertelna.

Bitwa

Na widok umierającego Polacy wpadli w szał i zaczęła się krwawa bitwa, z użyciem kłonic, siekier i pięści. Szczupłe siły policyjne nie były już w stanie powstrzymać furii okrwawionych, pokaleczonych ludzi. W wyniku starć było mnóstwo rannych, dwoje Żydów zginęło.

To, że były tylko trzy ofiary śmiertelne (Polak i dwoje Żydów), należy uznać za cud, zważywszy na to, co się działo tego dnia w Przytyku i na broń palną w rękach „Żelbszucu”- Bitwa trwała prawie godzinę, zanim dotarł z Radomia silny oddział policji, który rozpędził gromadzących się do dalszych walk ludzi.

Historyk dr Piotr Gontarczyk z IPN, w książce pod znamiennym tytułem „Pogrom? Zajścia polsko-żydowskie w Przytyku 9 marca 1936 r. Mity, fakty, dokumenty” cytuje raport kieleckiej policji do MSW:

„Omawiane zajścia przybrały tak poważny rozmiar jedynie na skutek użycia przez Żydów broni palnej, ofiarą której padł Stanisław Wieśniak, co spowodowało dopiero dalsze krwawe zaburzenia”.

Trudno się z tym raportem nie zgodzić w świetle opisów wydarzeń zachowanych w dokumentach sądowych i w relacjach uczestników.

TASS donosi…

Niestety, o tym, co się wydarzyło 9 marca 1936 r. w Przytyku, świat dowiedział się nie z raportu polskiej policji, lecz z zupełnie niewiarygodnej „korespondencji” sowieckiego korespondenta agencji TASS Juliana Bruna.

Żoną Juliana Bruna była Stefania Unszlicht, siostra niedoszłego ministra w niedoszłym rządzie „Polskoj Narodnoj Respu- blikiBrun, polski Żyd, był członkiem nielegalnej KPP, nienawidził państwa polskiego, głosił, że jego ojczyzną jest Związek Sowiecki. Pseudokrytyk literacki, atakował twórczość Henryka Sienkiewicza i Stefana Żeromskiego, widząc w niej polskiego ducha, gdy tymczasem on widział w Polsce kolejną republikę sowiecką, czego nie ukrywał. Jego żoną była Stefania Unszlicht, siostra niedoszłego ministra w niedoszłym rządzie „Polskoj Narodnoj Respubliki”, który w roku 1920, pod wodzą krwawego Feliksa Dzierżyńskiego, Juliana Marchlewskiego i Feliksa Kohna, zainstalował się w Wyszkowie, czekając na „dobre” wieści z Warszawy. Jego siostrą była Helena Bobińska, po wojnie autorka ogłupiających polskie dzieci „książek” o dzieciństwie i młodości Stalina. Brun, w swojej relacji z trzeciej ręki, bredził, że polska policja „kierowała broń tylko przeciw gromionym Żydom”. I w taki sposób ten stalinowski kłamczuch spłodził „pogrom w Przytyku”. Żydzi byli „gromieni” w Przytyku, policja do nich strzelała razem z chłopami… Żadnego nie trafiła?

Nie tylko Brun

Tak jak w wielu innych, podobnych sytuacjach, objawiło się wielu „dobrze poinformowanych” o wydarzeniach w Przytyku, którzy podnieśli wrzask na cały świat. Żydowski rabin senator Mojżesz Schorr wrzeszczał o „trzech bestialsko zamordowanych Żydach”, zaliczając do nich także Stanisława Wieśniaka… Oskarżył Narodową Demokrację o… zaplanowanie „pogromu” w Przytyku! Miał tubę w postaci Żydowskiej Agencji Telegraficznej. Inny rabin, poseł Ozjasz Thon, jako pierwszy „promował” słowo „pogrom” na określenie zamieszek w Przytyku. Prasa żydowska w Palestynie dostała małpiego rozumu. Oskarżała Kościół katolicki w Polsce i Narodową Demokrację o próbę zamordowania 3 milionów Żydów polskich! Nie dziwmy się, że w naszych czasach żydowskie media i ich harcownicy piszą, że to Polacy, a nie Niemcy, mordowali Żydów w czasie II wojny światowej!

W USA Żydzi zaczęli zbiórkę na „ofiary polskiego bestialstwa”, pluli na Polskę jako na „dziki kraj pogromów”. Zatrute ziarna antypolskiej propagandy z tamtych czasów odżywają w naszych czasach, przeżyły nawet wojnę i próbę zagłady narodu żydowskiego przez Niemców!

Polski sąd niedobry? To już było!

Rzetelne polskie śledztwo w sprawie zamieszek w Przytyku i wyrok Sądu Okręgowego w Radomiu zostały uznane przez Żydów za niewiarygodne i nieważne, bo opierały się na zeznaniach gojów! Żydowski zabójca Stanisława Wieśniaka został ostatecznie skazany na 7 lat więzienia, choć jego zbrodnia była dokładnie udokumentowana. Dwóch innych Żydów, strzelających i raniących z pistoletów Polaków, skazano na 6 i 5 lat. Ośmiu Żydów z kastetami i pałkami skazano na 6 do 10 miesięcy. Na kary więzienia skazano aż 22 Polaków. Mimo to

Brun, sowiecki gebelsiak z agencji TASS, pisał zuchwale i bezczelnie, atakując en bloc Polskę: „Co się działo w Przytyku i okolicznych mieścinach, nie daje jeszcze całej miary zgnilizny i łajdactwa obu odłamów: endecji i sanacji – polskich klas posiadających. Całą miarę daje dopiero proces radomski, gdzie prawdziwi zbrodniarze endeccy, pożegacze do mordu i rabunku występowali w roli obrońców prawnych swoich biernych popychadeł – ciemnych chłopów przytyckich. Całą miarę zgnilizny i łotrostwa sanacyjnego reżimu daje dopiero wyrok radomski, który skazał na lata więzienia ofiary pogromu za rozpaczliwą obronę życia, czci i mienia”.

W czasach PRL-u ten sowiecki kłamca i wróg państwa polskiego był „patronem” Szkoły

Niestety, o tym, co się wydarzyło 9 marca 1936 r. w Przytyku, świat dowiedział się nie z raportu polskie) policji, lecz z zupełnie niewiarygodnej „korespondencji
Niestety, o tym, co się wydarzyło 9 marca 1936 r. w Przytyku, świat dowiedział się nie z raportu polskie) policji, lecz z zupełnie niewiarygodnej „korespondencji
Podstawowej w Skołyszynie na Podkarpaciu! Jego imieniem nazwano warszawski Dom Dziennikarza przy ulicy Foksal! Był patronem ważnej nagrody dla młodych dziennikarzy. On, „dziennikarz”! W 1962 nadano jednej z mokotowskich ulic jego imię! Ktoś w „wolnej Polsce” przypomniał, kim ten łajdak był i co wypisywał przeciwko Polsce. Ale wtedy zaczęła się histeryczna obrona nazwy ulicy przez komunistycznych emerytów. Kiedy w roku 2016IPN zażądał, by nazwa została zmieniona (na podstawie ustawy Sejmu RP o patronach przestrzeni publicznej), z wielkim trudem udało się przeforsować zmianę nazwy z ulicy Juliana Bruna na ulicę Giordana Bruna…

Ile jeszcze upokorzeń zafundują Polakom obrońcy Pałacu Stalina i zatrutych strumyków, wypływających spod tej sowieckiej rudery – „daru narodu radzieckiego”, który właśnie przypomniał sobie, że Ukraińcy to ten sam naród, więc trzeba go zagonić do wspólnego chlewa… „A potem przyjdzie pora i na mój kraj” (prezydent Lech Kaczyński).

Miejmy oczy szeroko otwarte. Zwłaszcza wtedy, gdy opowiadają nam bajki o „pogromach”. Jeśli ktoś chce poznać historię prawdziwego pogromu, niech się wybierze do muzeum w dawnym więzieniu na Rakowieckiej 37 w Warszawie i przejdzie się z przewodnikiem (są do dyspozycji co godzina) po tym bolesnym miejscu nieludzkiego pogromu polskich patriotów.

Opracował: Aron Kohn – Hajfa, Izrael