SIECI – NAJWIĘKSZY KONSERWATYWNY TYGODNIK OPINII W POLSCE
41(619)2024 7-13 października 2024

Jest niemal pewne, że w najbliższym czasie będziemy mieć do czynienia z kolejną eskalacją konfliktu na Bliskim Wschodzie. Administracja Joe Bidena może niewiele zrobić, aby powstrzymać Izrael w realizacji planu osłabienia jego przeciwników i ewentualnego zadania im śmiertelnego ciosu

Iran popełnił dziś duży błąd i zapłaci za to” – tymi słowy Binjamin Ne-tanj ahu rozpoczął nadzwyczaj ne posiedzenie rządu zwołane po irańskim ataku na Izrael. Teheran zdecydował się uderzyć, wystrzeliwując 180 rakiet balistycznych, w odpowiedzi na sierpniowy zamach izraelskich służb specjalnych, które w Teheranie wyeliminowały politycznego przywódcę Hamasu. Wszyscy komentatorzy spodziewali się zbrojnej odpowiedzi Iranu, jednak to, co się stało, świadczy o tym, że region znalazł się na skraju wojny.
SIŁA IZRAELSKIEGO ODSTRASZANIA
Spirala eskalacyjna się rozwija, czego potwierdzeniem jest to, że ubiegłoty-godniowy irański atak nie przypominał wcześniejszego, podobnego uderzenia, które miało miejsce w kwietniu. Po pierwsze, został przeprowadzony bez ostrzeżenia, w przeciwieństwie do poprzedniego ostrzału rakietowego. Iran zaatakował też innymi środkami. Teraz użyto wyłącznie trudnych do przechwycenia rakiet balistycznych, podczas gdy w czasie kwietniowego ataku mieliśmy do czynienia z różnymi środkami uderzeniowymi – Teheran użył wówczas zarówno wolno przemieszczających się i dlatego łatwych do wykrycia dronówbojowych, jak i rakiet
manewrujących, które łatwiej przechwycić. W kwietniu wystrzelił także kilkadziesiąt rakiet balistycznych. Odpowiednio wcześniej przekazał również informację, że zamierza przeprowadzić uderzenie na Izrael. Teraz tego nie było, co świadczy o wyraźnie eskalacyjnym podejściu. Do akcji weszli też uzbrojeni bojownicy palestyńscy, którzy w Jaffie, przedmieściu Tel Awiwu, otworzyli ogień do cywilów. Zginęło osiem osób, wiele jest rannych, a komentatorzy piszą o tym, że zaczyna ziszczać się „strategiczny koszmar’”, o którym od pewnego czasu mówią izraelscy wojskowi, kiedy zbliża się fala skoordynowanych ataków terrorystycznych na ziemi i uderzeń przeprowadzanych z powietrza.
Abbas Araghchi, irański minister spraw zagranicznych, powiedział mediom, że jeśli Izrael zdecyduje się na odwet, „nasza odpowiedź będzie silniejsza i na większą skalę”. Jednakjest niemal pewne, że Izrael odpowie, o czym zresztą Netanjahu otwarcie mówił w swym wystąpieniu w czasie niedawnego Zgromadzenia Ogólnego ONZ: „Jeśli wy nas uderzycie, my uderzymy was”. Na takim fundamencie, sprowadzającym się do gwarancji uderzenia odwetowego, budowana jest siła izraelskiego odstraszania. W świetle tej koncepcji przeciwnicy muszą być pewni, że Siły Obronne Izraela (IDF) zawsze odpowiedzą na atak silniejszym kontruderzeniem, bo tylko związana z tą perspektywą obawa może spowodować, iż zrezygnują oni ze swych zamiarów lub skala ich działania będzie mniejsza. Jest zatem pewne, że Izrael zrealizuje swe groźby wobec Teheranu, w przeciwnym razie siła odstraszania Tel Awiwu uległaby dramatycznemu osłabieniu.
Pytaniem otwartym jest tylko, co będzie celem uderzenia i jaka będzie jego skala. Niektórzy izraelscy politycy, np. były premier Naftali Bennett, są zdania,
że odpowiedź musi być twarda i masowa, bo obecnie Tel Awiwma „jedną na 50 lat” okazję, aby zmienić regionalny układ sił, czyli na tyle osłabić Iran i jego lokalnych sojuszników, aby zagwarantować sobie spokój na dłuższy czas. W związku z tym w Izraelu mówi się o zniszczeniu irańskich instalacjijądrowych, bo perspektywa uzyskania przez reżim ajatollahów broni jądrowej jest zarówno coraz realniejsza, jak i uznawana za najpoważniejsze zagrożenie dla państwa żydowskiego. Temu scenariuszowi mają po cichu sprzyjać bogate arabskie państwa Zatoki Perskiej, które takjak Arabia Saudyjska również nie chcą przemiany Iranu w mocarstwo jądrowe.
Inni eksperci są zdania, że będziemy mieć do czynienia raczej ze zmasowanych uderzeniem na irański sektor naftowy – zarówno rafinerie, jak i porty – co ma pozbawić Teheran wpływów z eksportu węglowodorów.
Wydaje się zatem niemal pewne, że w najbliższym czasie będziemy mieć do czynienia z kolejną eskalacją konfliktu bliskowschodniego. Bilal Saab, były urzędnik Pentagonu, a obecnie szef działu USA–Bliski Wschód w Trends Research and Advisory, think tanku z siedzibą w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, powiedział dziennikowi „The Wall Street Journal”, że „możliwość dalszej eskalacji tego konfliktu regionalnego ma więcej wspólnego z tym, czego chce Izrael, a mniej z tym, co robi Iran”. Dodał też: „Izrael uważa, że jest to wyjątkowa okazja, aby osłabić wszystkich swoich przeciwników i ewentualnie zadać im śmiertelny cios”.
CIOS ZA CIOSEM
Ten wyjątkowy z punktu widzenia Izraela moment strategiczny jest konsekwencją działań, które rząd Netanjahu zaczął realizować od końca lipca. Podjęte kroki świadomie miały charakter eskalacyjny, bo Izrael nie mógł sobie pozwolić na ugrzęźnięcie w niekończącej się wojnie, a taki obrót zaczął przyjmować konflikt z Hamasem w Strefie Gazy i sytuacja na północy kraju, ostrzeliwanej przez siły proirańskiego Hezbollahu. Kiedy 28 lipca załamały się prowadzone w Rzymie rozmowy w sprawie zawieszenia broni w Strefie Gazy i zwolnienia przez palestyński Harnaś zakładników, bo David Barnea, szef izraelskiej delegacji i dyrek
tor Mossadu przedstawił nowe żądania, wiadomo było, że konflikt będzie eska-lował. Nikt jednak się nie spodziewał, że stanie się to tak szybko i na taką skalę. Już dwa dni później Izrael wyeliminował Fuada Shukra kierującego wojskowym ramieniem Hezbollahu, a następnego dnia w stolicy Iranu zginął Ismail Hanija kierujący Hamasem.
Szczególnie ten ostatni atak izraelskich służb specjalnych przeprowadzony wTe-heranie upokorzył Iran i znacząco osłabił dwie z czterech organizacj i stanowiących tzw. oś oporu. Iran zbudował swą politykę bezpieczeństwa i zarazem zwiększenia wpływów na Bliskim Wschodzie, finansując, szkoląc, zaopatrując w broń i przekazując dane swego wywiadu grupom takim jak palestyński Harnaś w Strefie Gazy, libański Hezbollah, kontrolujący sytuację w Libanie i uznawany za najsilniejszą organizację terrorystyczną świata, a takżejemeńskich Huti oraz szyickie milicje, regularnie atakujące amerykańskie bazy w Iraku. W Teheranie uważano, że Iran jest bezpieczny, bo te grupy nie tylko przejmą na siebie uderzenie, jeśli sytuacja ulegnie zaostrzeniu, lecz także atakując Izrael i zakłócając żeglugę Kanałem Sue-skim, zmuszą sojuszników Tel Awiwu do większej powściągliwości.
Nikt się jednak nie spodziewał, że uderzenie Izraela nastąpi tak szybko i będzie miało niespotykaną do tej pory skałę. 17 września w Libanie zaczęły wybuchać pagery należące doczłonków Hezbollahu. Zginęło kilkanaście osób, ponad 2 tys. zostało rannych, niektórzy ciężko, bo przed eksplozją czytali wysłany do nich komunikat i dlatego wielu z nich straciło oczy lub palce rąk. Dzień później eksplodowały popularne walkie-talkie, którymi posługiwali się dowódcy niższych szczebli. Zginęło kilka osób, ale znacznie ważniejsze było tó, że organizacja została pozbawiona systemu łączności. Jużdzień później Izrael zaczął intensywne bombardowania południowego Libanu, a 20 września udało mu się wyeliminować Ibrahima Aąuila, szefa operacji wojskowych Hezbollahu, i całe dowództwo elitarnego oddziału Radwan Force, którego zadaniem było do tej pory przenikanie granicy z Izraelem.
Odpowiedź Hezbollahu na te ataki była słabsza, niż się spodziewano, co potwierdzało, że zwalczana przez Izrael organizacja jest w szoku, bez części dowódców i niezdolna do skoordynowanej oraz przeprowadzonej na dużą skalę odpowiedzi. Tydzień później, 27 września, w izraelskim nalocie zginął szef Hezbollahu Hassan Nasrallach, kiedy izraelskiemu lotnictwu udało się zniszczyć kompleks budynków wraz z podziemnymi bunkrami na przedmieściach Bejrutu. W ataku zginęło najprawdopodobniej również kilku wyższych dowódców organizacji, a także wysoki rangą oficer należący do irańskich sil Strażników Rewolucji. Jak do tej pory z dziewięcioosobowego kierownictwa organizacji przy życiu pozostalajedna osoba, wszyscy pozostali zostali wyeliminowani w ciągu kilkunastu ostatnich dni.
Jak do tej pory ostatnią fazą izraelskiego uderzenia było rozpoczęcie 1 października „ograniczonej”, jak deklarowało dowództwo IDF, operacji lądowej na południu Libanu, f której celem jest wyparcie stamtąd Hezbollahu, zniszczenie stanowisk ogniowych i magazynów z bronią tej organizacji, a także doprowadzenie do sytuacji, kiedy nie będzie mogła ona atakować północnego Izraela. O intensywności ataków świadczy statystyka uderzeń izraelskiego lotnictwa, którą przedstawił amerykański „The Washington Post”. W ciągu 10 dni przeprowadzono uderzenia na 3,6tys. celówwLibanie. EmilyTripp, dyrektor w brytyjskim think tanku Airwars monitorującego wojnę na Bliskim Wschodzie, powiedziała dziennikarzom, że aktywność izraelskiego lotnictwa jest bezprecedensowa. „Stany Zjednoczone zrzuciły 500 sztuk amunicji w ciągu jednego dnia w szczytowym momencie swojej kampanii przeciwko Państwu Islamskiemu w Rakce w 2017 r. Izrael znacznie przekroczył tę siłę ognia, zgłaszając ataki na 1,6 tys. celów tylko 23 września” – stwierdziła. W efekcie Hezbollah jest dziś poważnie osłabiony, bez łączności i wyższego dowództwa, choć z pewnością nie rozbity. Pierwszego dnia operacji lądowej Izraela zginęło ośmiu żołnierzy IDF, co potwierdza opinie wielu analityków, że kampania lądowa nie będzie łatwa i proirańska organizacja jest dobrze przygotowana do tej fazy wojny. Pomagajej wtym ukształtowanie terenu na południu Libanu, gdzie nieliczne szlaki komunikacyjne biegną głębokimi dolinami i łatwo jest je zablokować.
BLISKI WSCHÓD I WYBORY W USA
Nie ulega jednak wątpliwości, że Hezbollah jest znacząco osłabiony i to zmienia układ sił na Bliskim Wschodzie – oznacza bowiem osłabienie Iranu. To z tego powodu reżim ajatollahów musiał odpowiedzieć i zapewne zdecyduje się na kolejny atak, jeśli odwetowe uderzenie Izraela będzie miało miejsce. Do powściągliwości wzywają państwa G7 i Waszyngton, ale izraelska operacja ujawniła również to, jak mało administracja Bidena może zrobić, aby powstrzymać Netanjahu. Od kilkunastu tygodni Waszyngton naciska na zawieszenie broni, ale Izrael, „obnażając bezsilność
Amerykanów”, jak napisał komentator brytyjskiego „The Telegraph”, realizuje swój plan osłabienia sił proirańskich. Wynika to z prostej kalkulacji izraelskiego rządu. Miesiąc przed wyborami prezydenckimi w USA demokraci nie mogą porzucić Izraela, a jeśli glosowanie wygra Tramp, to możliwości i wpływy Teł Awiwu wzrosną.
Wojna z Hezbollahem i zaostrzenie relacji z Iranem może też wywrzeć wpływ na wynik amerykańskich wyborów. Trump oskarża Bidena i demokratów o to, że ci prowadzili zbyt ugodową politykę wobec Teheranu, a nawet odblokowując część środków ze sprzedaży ropy i przekazując je Iranowi, sfinansowali de facto rozwój organizacji terrorystycznych takich jak Hezbollah. Wzrost cen ropy na światowych tynkach przekłada się też na podwyżki na
stacjach benzynowych, a cena paliwa jest uznawana w Stanach Zjednoczonych za jeden z ważnych czynników mogących wpłynąć na preferencje wyborcze. Na dodatek Harold Hamm, jeden z najważniejszych amerykańskich graczy na tynku wydobycia ropy szczelinowej, oskarżył Bidena, że ten niepotrzebnie zmniejszył poziom amerykańskich rezerw, narażając konsumentów na podwyżki, a także zahamował rozwój tego sektora wydobycia węglowodorów, zmniejszając szanse zarówno na uzupełnienie braków, jak i na wzrost eksportu. Deklaracje Hamma, jednego z większych sponsorów Trumpa, są o tyle istotne, że Pensylwania, jeden z ważniejszych swing state, jest stanem, w którym kwestia frakcjonowania ropy ze względu na znaczenie tego sektora dla lokalnej gospodarki jest gorącym tematem. Jeśli wojna na Bliskim Wschodzie przysporzy popularności Trampowi, który oskarża demokratów o nieudolną i w efekcie prowokującą zaostrzenie sytuacji politykę, samemu reklamując się jako „kandydat pokoju” i twórca Abraham Accords, systemu porozumień stabilizujących sytuację, to może się okazać, że posunięcie Netanjahu jest korzystne dla Izraela, równieżjeśli chodzi o sytuację w Stanach Zjednoczonych.
Iran nie może bezczynnie przyglądać się temu, co się dzieje, bo osłabieniu ulega cały konstruowany przez lata przez Teheran system bl i -skowschodnich sojuszy. Jak donoszą dziennikarze „Financial Times”, na spotkaniu najwyższego kierownictwa państwa poprzedzającego atak rakietowy przeciw Izraelowi zwyciężyła umowna „frakcja twardogłowych” opowiadających się za rozwiązaniami siłowymi.
Netanjahu również nie może dziś ustąpić, tym bardziej że w Izraelu panuje przekonanie, że udało się osiągnąć przewagę na polu walki i wojna z organizacjami w rodzaju Hamasu i Hezbollahu może być wygrana. Mało kto myśli o rozwiązaniach politycznych i ponownych żmudnych negocjacjach, co oznacza, iż jesteśmy na ścieżce eskalacji konfliktu. Najprawdopodobniej nastąpią kolejne uderzenia i odpowiedzi, a to zbliża nas do wojny regionalnej, która może gruntownie odmienić oblicze Bliskiego Wschodu i w konsekwencji również świata.
Opracował: Leon Baranowski, Buenos Aires – Argentyna