Menu Zamknij

NIMFETKI

Waldemar Łysiak, DoRzeczy, nr 7/310, 11-17.02.2019 r.


Franęois Boucher, „Leżąca dziewczyna” (1752)

„Naga, cala rozpostarta na łóżku, jej ciało w kolorze miodu. Pomieszanie czułego, pogrążonego w marzeniach dziecka z jakąś upiorną wulgarnością – ani śladu skromności nie dało się zauważyć w tym pięknym, ledwie ukształtowanym dziewczątku… Bardziej uroczej nimfetki nie wymyśliłby sam Priap”. – Vladimir Nabokov, „Lolita”, tłum. Robert Stiller

Każdego roku, z okazji Walentynek, czyli Dnia Zakochanych, serwuję Czytelnikom „Tygodnika Lisickiego” esej adekwatny tematycznie, vulgo: mniej lub bardziej erotyczny, co stało się już swoistą tradycją „Do Rzeczy”, której uchybić nie zamierzam. Stąd niniejszy tekst poświęcony kontrowersyjnemu zjawisku nimfetek — nieletnich panienek objawiających diyg erotyczny vel smykałkę seksualną. Zjawisko to — wbrew sądzącym, że wytworzyło je współczesne luzactwo marki ’68 [„wolna miłość”, itp.) — znane jest dobrze od niepamiętnych czasów (więcej niż od Starożytności — od Jaskini], ma ono bowiem podłoże biologiczne, a z biologią trudno dyskutować. Ma ono również trwałe miejsce w sztuce wysokiego lotu (Boucher, Balthus,„e tutti ąuanti”), w literaturze pięknej (exemplum „Lolita” Vladimira Nabokova), w filmie (liczne ekranizacje „Lolity”, czy polskie „Gale- rianki”) i w muzyce pop. Hit discopolowej kapeli „Boys” lansuje dopuszczalny brak rygorów: „Niech żyje wolność!/ Wolność i swoboda!/ Niech żyje zabawa/I dziewczyna młoda!”, lecz niektórzy identyfikują tę młodą z nieletnią, a nawet bardzo nieletnią. I tak się rodzi jedna z wszech czasowych gangren — pedofilia.

RAJ PEDOFILÓW

Antyk i każdy Orient (pradawny tudzież późniejszy) traktowały seks z nieletnimi jako rzecz zwyczajną. Dzisiaj w kulturze Zachodu pedofllstwo bywa karane, stąd pedofile szukają swoich rajów seksualnych poza Europą i USA — tabuny „seksualnych turystów” gnają na Wyspy Kanaryjskie i na Dominikanę (Santo Domingo), do Kenii, Brazylii, Kolumbii i zwłaszcza Tajlandii, gdzie funkcjonuje olbrzymi przemysł seksu dziecięcego.

Seks dziewczęcy stanowi jego połowę (plus minus) i przynosi monstrualne zyski, wielu bowiem zamożnych, kulturalnych, cywilizowanych (często celebryckich) obywateli Zachodu lubi sobie „przelecieć” niewiastę, której dziesiąte urodziny dopiero się zbliżają. Jeśli kogoś męczy turystyka daleka, egzotyczna, może sięgnąć po atrakcyjne oferty do „deepwebu” alias „darknetu”, bądź skorzystać z lokalnego podziemia seksualnego. Nawet w Rosji — głośny reportaż „Komsomolskiej Prawdy” o 7-letnich prostytutkach (1992) ujawnił przerażającą skalę tego zjawiska na terenie kraju formalnie europejskiego.

Co tam zresztą panienki 7-letnie! Starożydowskie święte prawa zezwalały czynić małżonką lub nałożnicą dziewczęta już 3-letnie (sic!), nie tylko pod względem formalnym, lecz i praktycznym — ze zwalały używać! — z czego korzystano bez skrupułów, jak o tym wyczerpująco i dowodowo pisze profesor Tadeusz Zieliński w pracy „Hellenizm a judaizm”: „Haniebnym jest przede wszystkim to, że Miszna mówi o tym sadystycznym kaleczeniu i niszczeniu dziewczynekjako o rzeczy zupełnie naturalnej i normalnej” (1927).

Światowa Organizacja Turystyki (działająca pod egidą ONZ) szacuje, iż „turystykę seksualną” uprawia rokrocznie kilka milionów ludzi, nie ma natomiast (bo skąd miałyby być?) szacunków tyczących liczby pedofilów, którzy molestują/deprawują/ rozdziewiczają/gwałcą nieletnie dziewczęta. Wiadomo jedynie — bo tym karmią się tabloidy — że nie brak wśród tych łotrów ludzi sławnych (twórców, artystów, akademików, itp.). Exemplum Woody Allen czy Roman Polański. Nie brakuje również obrońców tego procederu. Peruwiański prozaik Mario Vargas Llosa, laureat Nobla literackiego 2010, usprawiedliwia Polańskiego i Allena, dodając, że są oskarżani bez dowodów. Liczni komentatorzy stwierdzili, że jeśli tak bredzi, ergo: tak rażąco mija się z prawdą — sam musi mieć jakieś „zaburzenia preferencji seksualnych”, być może występki pedofilskie. Walentynki to dla podobnych ludzi też Dzień Zakochanych. Zakochanych w „małolatach”.

Polaków szczególnie bulwersowała/bulwersuje „afera Polańskiego”, ciągnąca się już ponad cztery dekady. I

I W marcu roku 1977 43-letni wówczas Polański zwabił 13-letnią Samanthę Geimer na teren willi Jacka Nicholsona, gdzie odurzył ją i zmusił do seksu, mimo jej rozpaczliwych protestów i łez. „ — Wepchnął mi siłą penisa, chociaż broniłam się i prosiłam, by przestał, ale togo nie obchodziło. Kiedy skończył, uniósł mi wyżej pupę i nogi, i wszedł w mój odbyt. A zaraz potem zmusił mnie do seksu oralnego” — zeznała dziewczynka. Zagrożony celą Polański uciekł ze Stanów i rok później udzielił wywiadu Martinowi Amisowi, mówiąc cynicznie: „ — Sędziowie chcą pieprzyć małe dziewczynki. Przysięgli chcą pieprzyć małe dziewczynki. Wszyscy chcą pieprzyć małe dziewczynki”. Zaszokowany Amis napisał: „ Taki aktywny pedofil kradnie dzieciom dzieciństwo”, jednak dodał też zdanie w stylu Vargasa Llosy usprawiedliwiającego Romana P.: „Małe dziewczynki same nie wiedzą czy są chętne, czy jeszcze nie są”.

I tu dochodzimy do klasycznych nimfetek unieśmiertelnionych pędzlami Bouchera i Balthusa tudzież piórem Nabokova, lecz nim się o tym rozpiszę, zakończmy temat Polańskiego: ma on od dwóch lat kilka procesów z trzema kolejnymi paniami, które „zgwałcił” kiedy jeszcze nie groziła im pełnoletność.

CZY LOLITA TO KOBITA?

Brodaty dowcip mówi, że nawet komunista staje się konserwatystą kiedy córka zaczyna mu dorastać. Gdyż takie oddziecinniające się panienki dostają się we władzę hormonów. W filmie Tony’ego Scotta „Karmazynowy przypływ” pada celny tekst: „ — Konie są głupie, ale mają intuicję, jak licealistki — bez mózgu, lecz wiedzą, że chłopaki chcą zapunktować”.

Nie tylko chłopaki — faceci też. Stąd A.D. 2017 jedna z seniorek rodzimego rynku celebryckiego publicznie zgrzytnęła: „ — Wszystkie te 13-latki, które wskakują do łóżek 40-letnim facetom!”. Również 50-letnim czy 60-letnim {tzw.„typ tatusia”), co genialnie zbeletryzował Nabokov.

Nabokow nieletniej kochanicy narratora swego bestselleru „Lolita” (1955) dał 12 lat, imię Dolores oraz ksywkę „Lolita”, która dzięki popularności książki stała się globalnym synonimem terminu „nimfetka”. Notabene twierdził, że ów termin to także jego wynalazek, co nie jest prawdą, bo już wielki francuski poeta Renesansu, Pierre Ronsard (wiek XVI), używał formy „nymphette”. Nabokov zresztą ściągnął wszystko (tytuł i treść) z opowiadania „Lolita” (1916) Niemca Heinza Lichberga (ten plagiat wykryto A.D. 2004), lecz jednak on przeszedł do historii jako twórca kanonu nimfetkowego, twierdząc, że nimfetka ma nie mniej niż 9 i nie więcej niż 14 lat, w porywach lat 15, później to już nie nimfetka, lecz dziewczyna typu młoda kobieta, czyli staroć. Wcześniej, przez liczne wieki, uważała tak spora liczba samców, również celebrytów, choćby gigant malarstwa, Rubens. O tym, dlaczego jako ponad 50-letni mężczyzna wybrał sobie za żonę 15-latkę, napisał jedno smakowite zdanie w liście do Nicolasa Peiresca: „Prawdę mówiąc, byłoby mi niezmiernie trudno zamieniać nieocenione skarby wolności na pieszczoty bardzo starej kobiety” (1634).

Lolita ma u Nabokova 12 lat nieprzypadkowo. Rzućmy okiem do annałów. Prawo rzymskie zezwalało dziewczynie wychodzić za mąż w wieku 12 lat. Kościół katolicki ustawił taką samą poprzeczkę prawem kanonicznym. W wielu stanach USA 12-latka mogła (i może) wziąć ślub — głośny pisarz Edgar Allan Poe ożenił się z 13-latką. Iracki parlament pracuje obecnie nad prawem zezwalającym poślubiać 10-latki! W Japonii legalne jest uprawianie seksu z 12-latkami. Notabene japońscy klienci prostytutek lubią małoletnie „uczennice” noszące mundurek szkolny (obcisły mundurek „marynarski” lub plisowana spódniczka plus biała bluzka; identyczne preferencje szkolno-odzieżowe są przez satyrów europejskich czy amerykańskich kultywowane od 200 lat). Wiele autentycznych uczennic z Kraju Kwitnącej Wiśni zarabia sobie taką dorywczą prostytucją na kosztowne stroje albo drobiazgi Versacego, Vuittona i Mme Chanel. Słowem — nic bulwersującego nie ma w tym, że młoda dama wkrótce po jej dziesiątych „happy birthday” zaczyna uprawiać to, do czego została stworzona.

Istotą zagadnienia nie są wszakże kategorie wiekowe, lecz zespół cech psychofizycznych. Nabokov słusznie podniósł, iż nie każda dama w wieku formalnie grubo przedpoborowym należy do zaszczytnego gatunku nimfetek. Prawdziwą nimfetką jest według niego wyłącznie małolata „de moniczna”, ergo taka, która ma już na „to (świadomą bądź podświadomą) ochotę. Taka dziecina niekoniecznie biernie wypatruje deprawatora (szkolnego kolegi lub satyra mającego dzieci w jej wieku), lecz sama wykazuje aktywność, prowokując czy wręcz molestując. Narrator „Lolity” pragnął uwodzić Lolitę ostrożnie i przebiegle, słowem długo, tymczasem ona, ku jego zaskoczeniu, przeprowadziła Blitzkrieg: wskoczyła mu do łóżka jak komandos-spadochroniarz na pozycję nieprzyjaciół — szybko, znienacka, z pełnym sukcesem. Deprawator został zdeprawowany. Takie są bowiem koszty gry, którą Łysiak zwie Lolitofilią alias Lolitomanią.

ALICJA W KRAINIE FRAJERÓW CZY SATYRÓW?

Rozmaici komentatorzy tratowali diagnozę Nabokova jako sprośną „licentia poetica” pisarza, póki diagnozy tej nie potwierdziła znana francuska pisarka, będąca za młodu nimfetką. „Kochanek” (1984) Marguerite Duras to w żeńskim pisarstwie odpowiednik „Lolity”, powieść-pamiętnik, proza może nie aż tak świetna jak arcydzieło Nabokova, lecz równie pouczająca. Pisarka wspomina tam czasy, kiedy będąc 14-latką dawała żywiołowo, aczkolwiek bez serca, jeno dla sportu, dorosłemu mężczyźnie, i złamała mu życie, gdyż on zaangażował w romans także serce, a nie tylko genitalia. „Lolity” bowiem niczym się od dojrzałych łowczyń nie różnią — to piranie. Mme Duras przyznaje to bez fałszywego wstydu, opowiadając, że dużo starszy amant był dla niej instrumentem, i że tylko o to — o maszynkę do ciupciania — chodziło jej podczas tego związku. Jest w „Kochanku” pyszny dialog dwóch 14-letnich dziewcząt. Przyszkolny internat, noc, obie nie mogą zasnąć, więc marzą szeptem.

„O czym marzy dziewczyna, gdy dorastać zaczyna?” — pyta refren znanej piosenki. Wymienione dziewczątka pani Duras marzą o „oddawaniu się nieznajomym mężczyznom” — właśnie nieznajomym, w tym cała atrakcja — po czym jedna z filozoficzną roztropnością konkluduje, że jest to permanentne marzenie każdej damy bez względu na wiek (może bardziej z biologiczną niż filozoficzną, chodzi bowiem o mądrość krwi, hormonów, feromonów i kwasu dezoksyrybonukleinowego). Zresztą marzenia nimfetek są czasami badane, nie tylko na Zachodzie. A.D. 1990 „Moskowskij Komsomolec” ogłosił wyniki sondażu przeprowadzonego po radzieckich szkołach. Głównym marzeniem 65% dziewcząt w wieku od 12 lat wzwyż było: „zostać prostytutką”.

Marzenia seksualne pewnej liczby „males” zdają się orbitować — użyję terminologii Proustowskiej —„w cieniu zakwitających dziewcząt”, i wychodzić naprzeciw pewnej liczbie nieletnich „me-males”, czyli nimfetek. Dziewczynek, których tyczy fraza z piosenki zespołu Lady Pank: „Była namiętna, bardzo nieletnia!”. Polski tłumacz „Lolity”, Robert Stiller, uważa, że „kobiety w ogóle nie bywają dziećmi; dziećmi mogą być tylko chłopcy, a dziewczynka jest kobietą”. Polański mawiał o tej kobiecie z wyrozumiałością:

„ — Nie musi być bardzo młoda, może mieć nawet 14 lat, byłe była sympatyczna”. Tak samo perswadował inny (równie głośny) paraPolak, wielki artysta Balthus (Balthazar Klossowski), mieniony pedofilistą (pedofilistą, nie zaś pedofilem) numer 1 wśród malarzy wszystkich czasów, bo notorycznie „portretował” gołe i półgołe nimfetki — według Balthusa 13-letnia dziewczyna to stara baba, która najlepsze ma już za sobą. Rzekł tak człowiek Zachodu. Zwracam na to uwagę, bo w Afryce, Azji i Ameryce Płd., jak również wśród Eskimosów, nimfetki nie występują — są gatunkiem nieznanym — gdyż tam wszystkie dzieci uprawiają seks. W tych regionach świata (wyłączając Eskimosów) prostytucja dziecięca jest czymś tak naturalnym jak słoneczna pogoda, zaś w krajach Zachodu też już nikogo ona nie gorszy — gorszące jest coś innego: gdy zachodnie dziewczynki w wieku szkolnym nie domagają się od swych partnerów używania prezerwatywy (czym narażają się na kłopot), a przecież, psiakrew, pod ścianą każdego szkolnego korytarza stoi dystrybutor z darmowymi „gumami”, lecz tym cholernym szczeniakom nie chce się do niego ręki wyciągnąć, co za młodzież!

Wszelako, jeśli komuś się wydaje, że na obszarze kultury zachodniej (chrześcijańskiej) dopiero w naszych czasach 14-latki bądź 12-latki lub młodsze panienki ochoczo uprawiają seks, to taki ktoś się myli. Tym nigdy nie rządziły czasy, obszary, kultury, religie, systemy wychowania, ale — jak już mówiłem — zawsze Królowa Biologia. Myślę, że ta mądrość nie była obca Williamowi Blake’owi, gdy pisał wierszem (tłum. Ewa Kozubska i Jan Tomkowski):

„…niech już w dzieciństwie mała dziewczynka Zarzuca sieci na wszystkich ścieżkach tajemnych”.

Blake, brytyjski szalony wizjoner, poeta i grafik, wyartykułował tę mądrość u schyłku XVIII wieku w swym poemacie profetycznym „Europa. Proroctwo”, ale nie zajmował się nimfetkami. Twórcą, który wśród brytyjskich sławnych „ludzi pióra” zajmował się nimi najintensywniej, był Charles Lutwidge Dodgson, czyli Lewis Carroll, autor „Alicji w Krainie Czarów” (1865). Pierwowzorem tej jego bohaterki, globalnie spopularyzowanej za sprawą licznych tłumaczeń dzieła, była młodociana, molestowana przezeń Alicja Liddell, Niektórzy dzisiejsi biografowie Carrolla, jak choćby Karolinę Leach, robią co tylko można, by odsunąć odeń zarzuty, że był pedofilem, ale te wysiłki jawią się pracą Syzyfową. Masolino d’Amico: „Chyba nie przypadkiem jego bestseller roi się od motywów, których seksualne zabarwienie ma wymowę raczej jednoznaczną” (1995). Federico Peiretti – „Lewis Carroll notorycznie podrywał małe dziewczynki (m.in. słodyczami oraz zabawkami, które stale miał przy sobie, by później fotografować je w trochę dwuznacznych pozach. Szczególną namiętność czuł do córki dziekana Christ Church, małej Alicji Liddell. Traktował ją niczym zakochany, słał jej gorące listy, uczynił bohaterką swych książek («Alicja w krainie czarów» i «Po drugiej stronie lustra»). Dwuznaczność kontaktów Carrolla z małymi dziewczynkami osłabia brak dowodów pedofilstwa, ale wobec tego czemu matka 10-letniej

Alicji kategorycznie zakazała mu pokazywać się w domu Liddellów i zerwała z nim całkowicie?” (1998). Cisną się również inne pytania: czemuż to rodzina zmarłego pisarza usunęła niektóre strony z jego dziennika? (i tak zostały notatki Carrolla pełne wyrzutów sumienia, napomknięć o grzesznych skłonnościach i próśb do Boga, by dał mu siłę je przezwyciężyć).

UBRANE NIMFETKI ROKOKA

Sztuki plastyczne zajęły się nimfetkami dosyć późno. Owszem, czasami ukazywano dziewczęta upozowane na damy (vide Agnolo Bronzino i jego mała Medyceuszka — „Dziewczątko w pozie damy”, ~1540), lecz unikano igrania przy tym z golizną, chociaż i tu dałoby się wskazać jakieś „wyjątki potwierdzające regułę”, exemplum bardzo nimfetkowate golaski na pełnym nimf obrazie Domenichina (druga dekada XVII wieku). Wrota sprośności rozwarły się dopiero w stuleciu XVIII za sprawą fiywolnego stylu Rokoko, który kochał obscena równie mocno jak ówczesna europejska stolica zepsucia, Paryż, kochała pedofilię. Uczyniono wtedy z pedofilii swoisty przemysł nad Sekwaną, gdzie dość często (co wskazują raporty policji burbońskiej) same matki sprzedawały swe 13-letnie, 12-letnie i nawet 11-letnie córki bogatym lubieżnikom za cenę 10 luidorów lub mniej, aczkolwiek bardzo ładne „perełki” sprzedawano za tej sumy wielokrotność. Funkcjonowały parające się tym procederem specjalne biura, prowadzone przez biegłych stręczycieli i szczwane rajfurki („maąuerelles”). Cytuję notatkę policyjną z 1764 roku:

„Markiz de Gersay wziął sobie 13-latkę, córkę rzemieślniczej familii. Najpierw kazał ją solidnie domyć kąpielą, po czym przystąpił do właściwych oględzin…”.

My zaś przystąpmy do oględzin bardzo bogatego „oeuvre” Rokoka w zakresie prezentowania nimfetek. Rzeźbiarze tamtej ery nie zostawili zbyt wielu takich tworów — najbardziej znana jest terakotowa „La Gimblette” Claude’a Michela, pastiszująca grafikę Fragonarda (obie z ósmej dekady wieku XVIII), a ukazująca golutką „małolatę” żonglującą pieskiem nogami — lecz malarze wyprodukowali nieletnich bohaterek multum. Ubranych i rozebranych. O miano najgłośniejszego ubranego „le fruitvert” (zielonego owocu, niedojrzałego owocu), który miał podniecać satyrów, rywalizowały dziewczątka panów Watteau i Greuze’a:

Jean-Antoine Watteau, geniusz malarskiego Rokoka, stworzył tuż przed swą śmiercią obraz zwany dzisiaj „Taniec” (1720), którego bohaterką jest śliczna jak laleczka, wdzięcząca się do widza smarkula w długiej sukience. Pierwotny tytuł, wzięty z modnego czterowiersza, brzmiał: „Iris, to najlepszy czas, by wreszcie zatańczyć…”, i był premedytacyjnie dwuznaczny, bo wiadomo o rozpoczęcie jakich gibań chodziło. W katalogu wielkiej międzynarodowej (Paryż-Waszyngton-Berlin) wystawy dla uczczenia 300-lecia urodzin Watteau (1984) czytamy o tej panience: „Une coąuette-fillette [nieletnia kokietka, uwodzicielskie dziewczątko]. Leżące u stóp drzewa tarcza z sercem i strzała świadczą, że to młodziutkie stworzenie będzie używało swych wdzięków nie tracąc czasu. Dlatego odwraca się od trzech akompaniujących jej chłopców, którzy należą jeszcze do świata dziecięcego”.

Ubrana nieletnia bohaterka „płótna” Jeana-Baptiste’a Greuze’a „Rozbity dzban” (1773) należy już do świata dorosłych, została bowiem właśnie rozdziewiczona, co symbolizuje nie tylko przedziurawiony dzban na jej prawym ręku (już w kodach średniowiecznych dzban oznaczał żeńskie genitalia), lecz i całe rozmamłanie nimfetki, odsłonięta goła pierś i dłonie trzymające zerwane kwiaty na podołku w taki sposób, jakby trzymała się za obolałe podbrzusze. Plus jeszcze ta morda lwa sikającego białą strugą!…

Ze wszystkimi tymi atrybutami defloracji dzieło Greuze’a (jego produkt najsławniejszy, notujący rekordową w Luwrze liczbę studialnych kopiowań przez adeptów i początkujących artystów) to obleśny kryptopornos — krypto, bo z pozoru wygląda nieomal świątobliwie, jak obrazki Murilla dawane dzieciom przy komunii.

MAŁOLATY DWÓCH PANÓW B.

Gołe nimfetki najodważniej malowali w Rokoku Fragonard i Boucher. Jean-Honore Fragonard ze swych czołowych obscenicznych grafik nimfetkowych uczynił tak ostre porno („hard core”), że Lisicki, Bogobojny arcykapłan „Do Rzeczy”, nie pozwoliłby tego reprodukować, zatem niech Fragonardowską ilustracją będą wypięte pupy XVIII-wiecznych, Rubensowsko pulchnych Lolitek z jego „płótna” „Kąpiące się” (1764) — pędzlem Fragonard świntuszył mniej odważnie aniżeli ołówkiem czy kredką. Zresztą to nie on, lecz jego kolega Franęois Boucher zyskał chwalebne (w rokokowych kręgach) miano „mistrza wypiętych pośladków”, głównie za konterfekty wypiętych pup nieletnich kochanek króla Ludwika XV. Najgłośniejsze z tych ujęć, „Leżąca dziewczyna” (patrz strona tytułowa eseju), jest dziś chlubą monachijskiej Starej Pinakoteki, gdzie ciągną hordy samców, by rozkoszować się Bouchęrowską „Die Kleine” o kusząco rozłożonych nogach, ale sam Boucher i jego epigoni trzasnęli tyle replik i kopii malowidła, że można kontemplować ujęcie w wielu muzeach globu (Luwr i in.). Często jako tytuł widnieje: „Louise 0’Murphy”, modelką była bowiem 13-letnia Mile 0’Murphy, zwana „La Morphise”, „La Moifi”, „La petite Morphi” i „La petite Louison”. Inspektor ówczesnej paryskiej policji, Meusnier, raportował, że to „córka irlandzkiej łaj- daczki 0’Murphy”, zaś ówczesny minister spraw zagranicznych, markiz dArgenson, precyzował w marcu roku 1753: „Obecnie król chędoży 14-latkę, którą mu odmalował Boucher. Matką tej dziwki jest niejaka Morji, właścicielka sklepiku na terenie Palais-Royal, która dorobiła się czterech córeczek i teraz sprzedaje ich młodziutkie cipki jedną po drugiej. Ta, co awansowała na faworytę króla, pracowała wcześniej jako pomocnica u krawcowej Fleuret”.

Nieletnimi modelkami Bouchera stały się przynajmniej dwie z sióstr 0’Murphy (Wiktoria i Ludwika), a „portrety” ich bezwstydnej golizny malował on formalnie nie dla samego monarchy (taka ostentacja byłaby „en mauvais gout”), tylko dla generalnego poborcy Bergereta tudzież dla dworskiego dygnitarza de Vandieresa. No i słodka Ludwika, chociaż była malowana jako pierwsza, nie była pierwszą panną 0’Murphy świadczącą Ludwikowi XV usługi erotyczne. Wyprzedziła ją Brigitte 0’Murphy (pono najbardziej wyuzdana), która gdy zbliżyła się do pełnoletności — została przez młodszą siostrę zastąpiona w królewskim łożu.

Na koniec tej opowieści o nimfetkach malowanych ręką Bouchera warto dodać, że ich prowokacyjnie rozrzucone nogi były przez purytańskich ikonologów interpretowane jako „studium nauki pływania” (sic!). Malarze wszystkich późniejszych epok tylko cmokali. Impresjonista Renoir piał z zachwytu: „jak cudownie ten Boucher przedstawiał młodziutkie półdupki, dołeczki i fałdki nastolatek!”. Wielbił to mistrzostwo również Gauguin, który podczas swego pierwszego pobytu na Tahiti zaślubił 13-letnią tubylkę, podczas drugiego 14-letnią, a ostatnią jego kobietą tam (na wyspie Hiva-Oa) została też 14-letnia Marie Rose Vascho.

Dwieście lat po Boucherze zasłynął jako specjalista malowania nimfetek drugi pan B. — Balthus, surrealista uprawiający „magiczny realizm”. Nie był jedyny — tuż przed nim wykazywał pedofilskie skłonności znany austriacki malarz Egon Schiele — lecz pędzlem nikt wtedy (pierwsza połowa wieku XX) nie pokonał na tym polu Balthusa. Trzy opinie wystarczą dla charakterystyki jego drygu. Poeta Rene Char: „Klucz do zrozumienia Balthusa jest ukryty w staniku tej małej osy — nimfet” (1949). Historyk sztuki, Gilles Neret: „Balthus, gorący wielbiciel Alicji z Krainy Czarów, kochał perwersyjną zmysłowość dorastających dziewczynek, które według sadobaudelaire’owskiej tradycji«raz są ofiarami, a innym razem prześladowczyniami». Malowane jego pędzlem nimfetki leżą w oparach swych żądz, choć gdy wytykano mu, że ukazuje zwodnicze Lolitki, zaprzeczał twierdząc, że są to anioły” (2005). Publicysta Leszek Turkiewicz: „Młodziutkie dziewczęta Balthusa mają zalotne pozy, snują marzenia (…) Zyskał opinię perwersyjnego malarza nimfetek nękanych budzącym się pożądaniem, ale tłumaczył, że to tylko zwiastuny aniołów. Jego niektóre obrazy wywoływały oburzenie, bo uznano je za pornograficzne” (2017).

Wszystkim dzisiejszym nimfetkom (bez względu na wiek) życzę w Dniu Zakochanych więcej odruchów serca niż przyrodzenia.

Opracował: Aron Kohn, Hajfa – Izrael