Życiu religijnemu, a tym samym także integracji Żydów warszawskich, stało na przeszkodzie ich rozwarstwienie. Obok sfer mieszczańskich — średnio zamożnych, zamieszkiwały Warszawę rodziny bogaczy, „rycerzy” przemysłu, bankierów, ale w masach przeważała biedota, z trudem zdobywająca środki na życie lub wręcz skazana na wsparcie filantropii. Integracji też przeszkadzał napływ Żydów z Niemiec w XVIII i XIX wieku, a następnie z różnych regionów kraju będącego pod trzema zaborami i wreszcie tak zwanych „litwaków”, napływających ze wschodnich ziem, gdzie ich życie toczyło się pod permanentnymi prześladowaniami ze strony caratu. To wszystko dzieliło Żydów warszawskich, tworząc wśród nich grupy, klany, klasy, kontrowersje, jeżeli nie konflikty religijne. Odbijało się to oczywiście na życiu religijnym, co uwidacznia się jaskrawo od połowy XIX wieku. Poszczególne te grupy skupiały się wokół swoich przywódców duchowych, działających przy wyodrębnionych bóżnicach i domach modlitwy, zakładanych zresztą z dużą łatwością i bez przeszkód ze strony władz miejskich.
Wygląd zewnętrzny i wystrój wnętrza „modlitewni” — jak w archaizowanym języku nazywano synagogi, bóżnice i domy modlitwy — uzależnione były od statusu materialnego jego zarządu i wiernych uczęszczających tu na nabożeństwa. Najbardziej zasobne były świątynie Żydów „niemieckich”, a do nich zaliczano bardziej postępowych Żydów polskich. Dla nich to, z inicjatywy i przy finansowym poparciu bankiera Józefa Flataua, założono zreformowaną, na wzór podobnych istniejących w Berlinie i we Wrocławiu, synagogę przy ulicy Daniłowiczowskiej. Lud, bez głębszego uzasadnienia, nazwał ją „niemiecką synagogą”. Założona w 1802 roku, z czasem uległa unowocześnieniu i dalszym poczynaniom reformatorskim. Dla zwiększającej się liczby zwolenników zreformowanej synagogi — ta stała się zbyt ciasna, toteż gospodarze wybudowali okazalszy budynek w 1849 roku. Nabożeństwa w tej synagodze odprawiano na wzór podobnych w Niemczech, nawet kazania początkowo wygłaszano w języku niemieckim, by przejść wkrótce na język polski, wprowadzono chór, czasami skromny akompaniament instrumentalny, starano się dobierać wykształconych kantorów. Nabożeństwa celebrowano tu w cichym skupieniu, niejako z namaszczeniem i powagą. Raczej źle widziane były rozmowy i dysputy nie związane z aktualnie odprawianym nabożeństwem i dniem świątecznym. Wystrój był piękny, chociaż skromny, w oczy rzucały się piękne malowidła i kunsztowne hafty na parochetach, zasłonach i firanach, wspaniałe kandelabry na stearynowe świece.
Mniejszą synagogę, ale także zreformowaną założył Zelig Natanson w swoim własnym domu, funkcjonowała ona od 1850 roku przy ulicy Nalewki. W tej synagodze na nabożeństwach obecni byli bogaci, postępowi Żydzi, zaawansowani w asymilacji, znani zwolennicy integracji społecznej i kulturalnej z narodem polskim. Tu już kazania od początku wygłaszano w języku polskim. Zamożniejsi wierni posiadali tu swoje stałe miejsca, zaznaczone mosiężną wizytówką z wyrytym w języku polskim ich imieniem i nazwiskiem. Wizytówka taka świadczyła także o tym, że osoba ta jest jednocześnie sponsorem łożącym na utrzymanie świątymi i na honoraria dla kantorów, których najczęściej wyszukiwano na prowincji i angażowano na rok lub dłużej.
Takie świątynie należały jednak do rzadkości. Życie religijne Żydów warszawskich miało bowiem wiele odcieni, a nawet nie było poddane jednolitemu rytuałowi. Skupiało się ono przeważnie w świątyniach umiarkowanie zachowawczych, w środowiskowych lub dzielnicowych domach modlitwy, mieszczących się przeważnie w zaadaptowanych do tego celu pomieszczeniach w domach mieszkalnych, a także w licznych chasydzkich „sztyblach” (izbach). Te ostatnie były to najczęściej pomieszczenia bardzo skromne, o niewyszukanej estetyce, przystosowane do odprawiania nabożeństw, modłów zbiorowych i indywidualnych, a także do okolicznościowych spotkań i dysput. Odrębne „sztyble” posiadali chasydzi — zwolennicy i adoratorzy swoich „prowodyrów”, jak się ongiś mawiało — cadyków i charyzmatycznych rabinów. Swoich licznych zwolenników, skupiających się w odrębnych „sztyblach”, mieli w Warszawie cadycy z Grójca, z Góry Kalwarii, Radzymina, Przysuchy, Kozienic, Warki, Kocka i innych miejscowości, czasem nawet bardzo odległych — o ile w Warszawie, na Pradze i w okolicy znajdowała się przynajmniej dziesięcioosobowa grupa adoratorów jednego cadyka, grupa mogąca utworzyć przynajmniej „minian”. W tych „sztyblach” skupiali się przeważnie ubożsi chasydzi — ponieważ w okresie większych świąt zamożniejsi (i nie tylko oni) wyjeżdżali na szabat i święta do swoich cadyków, by wspólnie świętować, modlić się i ucztować. Poza tym „sztyble” pełniły też rolę swoistych miejsc spotkań, dysput, okolicznościowych obchodów bądź to żałobnych, bądź też radosnych, podczas których wielbiono Boga śpiewem i tańcem.
Tu brak było owego namaszczenia, które charakteryzowało inne domy modlitwy. Te „sztyble” czy — jak niektórzy je nazywali — „sztuby” były często krytykowane zarówno przez maskilów, jak i przez oświeconych ortodoksów. Mieściły się one dość często, ze względu na ubóstwo większości chasydów, w żałosnych pomieszczeniach, w suterenach źle wietrzonych, nie odizolowanych od ulicy, skąd dochodziły szyderstwa i śmiechy gawiedzi. Krytykował je często na łamach „Izraelity” Hilary Nussbaum, nazywając je „siedliskiem ciemnoty”. Redaktor „Izraelity” uważał, że nikt o te modlitewnie nie dba, że brak jest jakiejkolwiek kontroli, by przynajmniej warunki higieny i przyzwoitości publicznej były w nich zachowane…”. Wspomnieć warto, że otwieranie —jak mawiano wówczas modlitewni — w każdym niemal pomieszczeniu, także i w mieszkaniu prywatnym, w czynszowym domu — nie napotykało na żadne niemal trudności, ponieważ, jak pisał Nussbaum, „dosyć pierwszemu lepszemu podać się do konsensu i wnieść opłatę, by uzyskać pozwolenie na otwarcie bóżnicy…” Te żydowskie modlitewnie krytykował także w swoich „Kronikach Tygodniowych” Bolesław Prus.
W Warszawie działała spora liczba domów modlitwy, jak już wspomniano, w zaadaptowanych do tego celu pomieszczeniach mieszkalnych, w czynszowych kamienicach. Były one utrzymywane przez grupy Żydów z pobliskich najczęściej ulic, by ze względu na konieczność pieszego — w szabat i święta — dotarcia do świątyni, były one dostępne. Swoje domy modlitwy miały różne organizacje np. syjonistyczne, Mizrachi, Aguda oraz bractwa rzemieślnicze (cechy). Mogli je organizować dla siebie, oczywiście udostępniając je także osobom spoza swego związku czy środowiska — krawcy, szewcy, piekarze itp. Tymi licznymi domami modlitwy kierowały obieralne komitety, których zadaniem było uzyskiwanie także środków na utrzymywanie świątyni. Było ich w Warszawie sporo. Od początków XIX wieku liczba ich stale wzrastała, co było związane ze zwiększaniem się ludności żydowskiej w stolicy Królestwa. O ile na przykład w roku 1871 było w Warszawie około 150 modlitewni — to w dziesięć lat później, w roku 1881 było ich już ponad 220, a w okresie międzywojennym było ich znacznie ponad 300 oraz kilkanaście na Pradze. Nabożeństwa były też odprawiane w Bet ha-Midraszach — Domach Nauki i Modlitwy, przeznaczonych na samodzielne studia starszej ortodoksyjnej młodzieży, która spędzając tu całe dnie oddawała się studiom i dysputom nad księgami Pisma Świętego i Talmudu. W Warszawie taki Bet ha-Midrasz znajdował się na Pradze w kompleksie budynków Gminy Żydowskiej przy ulicy Jagiellońskiej 28. Obecnie mieści się tam teatr lalek „Baj”.
Najbardziej uroczyste, namaszczone, niemal spektakularne nabożeństwa odbywały się w większych synagogach, których w Warszawie było cztery. Brak nam jest opisu zburzonej synagogi, o starannym i pięknym wystroju, jaka mieściła się w Pasażu Simonsa na Nalewkach. Została zniszczona doszczętnie podczas drugiej wojny światowej. Zniszczeniu uległa również Wielka Synagoga na Tłomackiem, oddana wiernym do użytku w dniu 13 września 1878 roku, w wieczór Nowego Roku — Rosz Haszana.
O tym pięknym obiekcie sakralnym pisano już na lamach naszego kalendarza. Wspomnijmy, że była ona najważniejszym ośrodkiem życia religijnego postępowej społeczności żydowskiej w stolicy. Ze względu na styl nabożeństw — zbliżony do postępowych, reformowanych synagog na Zachodzie — przez „prawdziwie” pobożnych Żydów była potępiana, a żaden chasyd nie przestąpiłby jej progu. Ta synagoga różniła się nie tylko monumentalnością budowli i wystrojem wnętrza, ale także rozmieszczeniem Aron ha-Kodesz i sakralnych obiektów, a przede wszystkim stylem nabożeństw, cichą, skupioną modlitwą, śpiewem prawie stuosobowego chóru, z akompaniamentem organowym — towarzyszącym zawsze tu znakomitym kantorom, takim, jak legendami Gerszon Sirota, Mordechaj Herszman, Mosze Kusewicki, a gościnnie sławny Jossele Rosenblat. Kazania tu wygłaszano w języku polskim. Synagoga ta dysponowała znacznymi funduszami, pochodzącymi od bogatych sponsorów, żydowskich bankierów, przemysłowców, kupców, adwokatów, lekarzy, spośród których wielu posiadało tu stałe, opłacone na rok lub wykupione dożywotnio — miejsca zaznaczone metalowymi tabliczkami z imieniem i nazwiskiem. Synagogę na Tłomackiem, podczas nabożeństw odprawianych przez sławnych zazwyczaj kantorów w uroczystsze święta odwiedzali polscy artyści opery, znani melomani, wśród których od czasu do czasu można było spotkać generała Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego, a nawet premiera Felicjana Sławoja-Składkowskiego.
Spośród warszawskich świątyń wyróżniała się duża, okrągła (co raczej należy do zupełnych rzadkości w żydowskim budownictwie sakralnym!), stojąca na wolnej przestrzeni, na rogu ulicy Jagiellońskiej i Szerokiej, wybudowana w latach trzydziestych XIX wieku przez architekta Józefa Lessla. O tej synagodze pisali już obszerniej w naszym kalendarzu państwo Piechotkowie, wybitni znawcy żydowskiego budownictwa sakralnego. Należy tylko dodać, że zarząd tej synagogi miał ambicje, by nabożeństwom nadawać solidną oprawę, przede wszystkim dzięki angażowaniu dobrych kantorów. Po drugiej wojnie światowej, mimo że była wciągnięta ze względu na unikalne wartości architektoniczne do rejestru zabytków Urzędu Konserwatorskiego m.st. Warszawy (9 maja 1949 r.) — została ona decyzją władz miasta rozebrana, a na jej miejscu urządzono plac zabaw dla dzieci z sąsiedniego przedszkola, mieszczącego się zresztą w stojącym obok kompleksie budynków (Jagiellońska 28), będących przed wybuchem wojny własnością Gminy Żydowskiej w Warszawie…
W ten sposób prawobrzeżna Warszawa — Praga — została pozbawiona okazałego obiektu religijnego. Znikły na Pradze również i inne domy modlitwy, działające w czynszowych kamienicach, w zaadaptowanych do tego celu kwaterach. Jedna z takich bóżnic istniała na ulicy Targowej 64 w przebudowanym lokalu mieszkalnym, w którym po wyburzeniu jednej, a może dwu ścian utworzono dom modlitwy dla ponad stu wiernych, przeważnie zgrupowanych przy praskiej organizacji syjonistycznej. Była to mieszczańska, ładnie i estetycznie urządzona, z ozdobnym Aron ha-Kodeszem i pięknymi parochetami modlitewnia, zadbana przez jej zarząd, do którego wchodzili zamożni prascy kupcy.
Na początku XX wieku, w 1902 roku Warszawa wzbogaciła się o okazałą synagogę ufundowaną przez małżeństwo Rywkę i Załmana Nożyków przy ulicy Twardej. Sprofanowana przez hitlerowców podczas wojny — po wojnie została odbudowana i oddana wiernym w użytkowanie. Była to synagoga ortodoksyjna, gdzie nabożeństwa odprawiano w stylu tradycyjnym, ale często z udziałem wybitnych i znanych kantorów. O szczegółach architektonicznych tej ładnej synagogi także już pisaliśmy w naszym kalendarzu.
O ile mniejsze domy modlitwy, synagoga Nożyków i okrągła synagoga na Pradze były normalnie, także w dnie powszednie odwiedzane przez wiernych — o tyle i Wielka Synagoga na Tłomackiem, i domy modlitwy będące pod patronatem zamożniejszej inteligencji zapełniały się tłumnie tylko w dni świąteczne, natomiast, jak uskarżał się na łamach „Izraelity”, jej redaktor Samuel Peltyn — były próżne przez cały rok…
Warto również wspomnieć o mało znanej synagodze wojskowej w Warszawie. 4 grudnia 1938 roku odbyło się uroczyste otwarcie Synagogi Wojskowej przy ulicy Ratuszowej na Pradze, na rogu ulicy Jagiellońskiej. Miała ona służyć żołnierzom — Żydom, odbywającym czynną służbę wojskową w Warszawskim Garnizonie, m.in. w 21 i 36 pułku piechoty oraz w 1 pułku szwoleżerów.
Jak podawał następnego dnia po uroczystym otwarciu tej synagogi „Nasz Przegląd”, na uroczystość otwarcia przybyli liczni przedstawiciele władz wojskowych, samorządowych, członkowie Związku Żydów Uczestników Walk o Niepodległość Polski, przedstawiciele Zarządu Gminy Żydowskiej w Warszawie, Rabinatu, Żydowskiego Koła Parlamentarnego, delegacje instytucji żydowskich itp.
Uroczystego poświęcenia Synagogi przepełnionej po brzegi publicznością i żołnierzami dokonał naczelny rabin Wojska Polskiego, major Ba- ruch Steinberg (zamordowany w Katyniu przez Sowietów) w asyście rabinów wojskowych z innych garnizonów oraz rabina, profesora dra Mojżesza Schorra. Uroczyste modły i pienia z udziałem chóru przy akompaniamencie organów odprawił nadkantor Wielkiej Synagogi na Tłomackiem — Mosze Kusewicki. Po uroczystościach w Synagodze, w salach 21 pułku piechoty Legii Akademickiej odbyło się przyjęcie, podczas którego przemówienia wygłosili przedstawiciele Gminy oraz jej prezes Maurycy Mayzel, profesor Majer Bałaban, pułkownik Krawczyk, szef Biura Wyznań Niekatolickich Ministerstwa Spraw Wojskowych, senator, profesor Mieczysław Żymigryder-Konopka i inni goście. W przemówieniach między innymi podkreślano „pełną poświęcenia pracę panów S. i M. Rykwertów i dyrektora Krzypowa, dzięki którym udało się zrealizować budowę synagogi dla żydowskich żołnierzy”.
Jak donosił „Nasz Przegląd” — „uroczystość poświęcenia Synagogi Wojskowej w Warszawie miała przebieg imponujący i wywarła na wszystkich obecnych głębokie i niezatarte wrażenie”.
Wybuch wojny we wrześniu 1939 roku kładzie kres bujnemu życiu religijnemu Żydów warszawskich. Podczas okupacji, w getcie warszawskim działały jeszcze niektóre z przedwojennych czterystu domów modlitwy, przez pewien czas funkcjonowała Wielka Synagoga na Tłomackiem, na znak „zwycięstwa” Niemców w powstaniu w getcie warszawskim — została ona wysadzona w powietrze. Synagoga Nożyków pełniła funkcję stajni, zbombardowaniu uległa okrągła synagoga na Pradze.
Dzieje warszawskich żydowskich Domów Bożych to piękna karta w kulturze sakralnej Żydów polskich. Kantorzy tych modlitewni wsławili się na cały świat swoim kunsztem, wspaniałą interpretacją modlitw i pieni. Stali się niejako klasykami tego trudnego genre’u, mistrzami, których sztuka promieniowała i do dziś jest odczuwalna w chazanacie wielu krajów.