Menu Zamknij

Kto się boi rodziny Ulmów

Historia rodziny Ulmów, od kiedy tylko zrobiło się o niej głośno, była cierniem w oku tutejszych samozwańczych „społecznych pedagogów” – specjalistów od bicia się w cudze piersi. Skoro więc beatyfikacja stała się faktem i okazało się, że przemilczeć jej nie sposób, chwycono się innych metod – relatywizowania, rozmywania, a nawet próby „wrogiego przejęcia”. Piotr Lewandowski

I. Furia „salonów” Ogłoszona 10 września beatyfikacja rodziny Ulmów ze względu na zbieżność czasową stanowi znakomity kontrapunkt dla na grodzonego na festiwalu w Wenecji paszkwilu Agnieszki Holland „Zielona granica”. Z jednej strony mamy heroizm okupiony najwyższą ceną – życia Józefa i Wiktorii Ulmów oraz ich siedmiorga dzieci (w tym najmłodszego, które zaczęło się rodzić w trakcie egzekucji, przyjmując tzw. chrzest krwi) rozstrzelanych za ukrywanie ośmiorga Żydów. Z drugiej – opluwanie polskiego państwa i jego funkcjonariuszy chroniących wschodnią granicę przed hybrydową inwazją z wykorzystaniem nielegalnych migrantów oraz gloryfikację „aktywistów” wspomagających proceder przerzutu „żywego towaru” czyli de facto kolaborantów Putina i Łukaszenki tudzież wspólników przemytniczych grup przestępczych. Symptomatyczne są również reakcje ze strony lewicowo-liberalnych „salonów” na oba wydarzenia. O ile film Agnieszki Holland został entuzjastycznie obcmokany, o tyle beatyfikacja rodziny Ulmów spotkała się z ledwie skrywaną furią. Na pierwszy ogień poszła narracja, iż beatyfikacja Ulmów na miesiąc przed wyborami stanowi „polityczny prezent dla PiS”. W tym duchu na łamach agorowego radia TOK FM wypowiedział się politolog prof. Piotr Forecki z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza , który na pytanie, czy „kult Ulmów jest kontrą do polskiego antysemityzmu” odpowiedział iż „kult Sprawiedliwych został w Polsce wzmożony i zintensyfikowany po debacie jedwabieńskiej, kiedy Prawo i Sprawiedliwość wpisało politykę historyczną w swoją polityczną agendę” w innym miejscu dodając: „Nie wierzę w takie przypadki, że akurat w epicentrum kampanii wyborczej dochodzi do benefisu polityki historycznej Prawa i Sprawiedliwości. To jest ukoronowanie tejże polityki, dlatego przypuszczam, że było to doskonale wcześniej przemyślane i zaplanowane”.Wynikałoby z tego, że Jarosław Kaczyński w swej omnipotencji trzęsie nie tylko Polską, lecz również Watykanem, który pod jego dyktando ustala kogo i w jakim terminie wy¬niesie na ołtarze.

Lecz spod tych politycznych fantasmagorii przebija coś jeszcze: niewypowiedziane wprost przeświadczenie, iż „totalna opozycja” wraz z jej najbardziej zagorzałymi zwolennikami „nie ma papierów” na to, by się z Ulmami identyfikować, że nie są to ich bohaterowie, a beatyfikacja tylko niepotrzebnie wbije w dumę elektorat patriotyczny.A miało być przecież inaczej: Polacy w zamierzeniu tutejszych „elit” po wsze czasy mieli być młotkowani „pedagogiką wstydu” zaś pałka „antysemityzmu” była w robocie praktycznie non stop od 1989 r. Wszystko po to, by utrzymywać Polaków w permanentnym kompleksie niższości i poczuciu winy – bo taki „materiał ludzki „prościej przerobić na wykorzenioną, bezwolną, ,,łatwą w hodowli” masę. Stąd bezustanne przypisywanie „ciemnemu, katolickiemu motłochowi” najgorszych cech i historycznych przewin, na czele ze współodpowiedzialnością za Holokaust. Temu służyć miała swoista „antypolityka historyczna”, której symbolem stała się jedwabieńska hucpa i zapoczątkowana przez nią tzw. nowa szkoła historii Holokaustu, wraz z takimi nazwiskami jak: Jan Tomasz Gross , Barbara Engelking czy Jan Grabowski- Toteż nie dziwi troska „duszpasterza ateistów” czyli ks. Adama Bonieckiego , który na łamach „Tygodnika Powszechnego” dał wyraz zmartwieniu, iż „Beatyfikacja rodziny z Markowej była związana z wymazaniem tła, historycznego kontekstu. Jakbyśmy zapomnieli o koszmarze antysemityzmu”.

II.    Piekło zawyło Historia rodziny Ulmów, od kiedy tylko zrobiło się o niej głośno, była cierniem w oku tutejszych samozwańczych „społecznych pedagogów” – specjalistów od bicia się w cudze piersi. Skoro więc beatyfikacja stała się faktem i okazało się, że przemilczeć jej nie sposób, chwycono się innych metod – relatywizowania, rozmywania, a nawet próby „wrogiego przejęcia”. Przypomniano więc, iż Ulmowie zginęli wskutek donosu „granatowego policjanta „Włodzimierza Lesia – nie wspominając jednak, iż został on wkrótce zlikwidowany przez AK za szmalcownictwo. To zresztą typowy zabieg: postawić na wi¬doku jakąś zdegenerowaną jednostkę, wmawiając, iż jest ona reprezentatywna dla całej społeczności. Wedle tej narracji to Ulmowie mieli być szlachetnym wyjątkiem, a polskie, „antysemickie” otoczenie – normą. Tym tropem idzie wspomniany wyżej prof.Piotr Forecki, utrzymując, iż Ulmowie wyróżniali się na tle pozostałych mieszkańców Markowej, jako bardziej „oświeceni” lokalni aktywiści. Panu profesorowi „zapomniało się” że w Markowej Żydów przechowywało również kilka innych rodzin, zaś Żydzi mieszkający u Ulmów pomagali im w biały dzień w gospodarstwie, wiedziała o nich cała wieś – i do czasu donosu Lesia nikt ich nie wydał. Trochę słabo się to „klei” z rzekomo „powszechnym” polskim szmalcownictwem.

Szczyty zakłamania po raz kolejny pobiła Agnieszka Holland, ogłaszając, iż „za 20 lat aktywiści z granicy zostaną Sprawiedliwymi” co podchwyciła w „Wyborczej” Magdalena Środa , wprost zrównując „aktywistów” z Ulmami. Po co te jawnie kłamliwe nonsensy są publikowane? Na potrzeby wspomnianego wyżej „wrogiego przejęcia” metodą iście Orwellowskiego odwrócenia znaczenia pojęć. Zgodnie z tą optyką „państwo PiS” jest „ludobójczym reżimem” na miarę III Rzeszy, zaś stada agresywnych byczków zwiezionych przez Łukaszenkę na potrzeby operacji „Śluza” – zagrożonymi eksterminacją ofiarami. Do kompletu brakuje tylko Janiny Ochojskiej bredzącej o masowych grobach w Puszczy Białowieskiej – chociaż godnie zastąpił ją pisarz i kandydat Lewicy do Sejmu Jacek Dehnel, przyrównując symboliczną pustą aureolę umieszczoną na łonie wizerunku Wiktorii Ulmy do pigułki „dzień po”. Piekło zawyło.

Beatyfikacja rodziny Ulmów nie w smak jest również Niemcom – w tamtejszych mediach została ona niemal przemilczana (w przeciwieństwie do filmu Agnieszki Holland), zaś jeden z nielicznych artykułów na ten temat ukazał się na łamach „Die Tageszeitung”. Warszawska korespondentka pisma, Gabriele Lesser , powiela w nim przekaz ©„wyborczym” charakterze beatyfikacji, dając przy tym wyraz żenującej ignorancji – utrzymuje bowiem, iż to „polscy duchowni katoliccy wybrali 10 września jako datę beatyfikacji Ulmów”, co ma podsycać „nieprzyjemne podejrzenia”. Przypomnę więc dla porządku – o beatyfikacji i jej dacie decyduje Watykan. Lecz dla Lesser istotniejsze jest co in-nego: mianowicie to, iż Markowa za sprawą wspólnych zabiegów PiS i polskiego Kościoła katolickiego stanowić ma przeciwwagę dla Jedwabnego, albowiem: „Gorzka świadomość, że Polacy w przeszłości byli również sprawcami, nie zawsze zachowywali się szlachetnie i część kolaborowała z wrogami, obudziła w wielu potrzebę nowego mitu, który przywróciłby dawną tożsamość bohaterów i ofiar”. Poza tym PiS na potrzeby swojej polityki historycznej „stworzył dziesiątki muzeów i instytutów, napisał nowe podręczniki do historii, a nawet uchwalił «ustawę o Holokauście®, która zabraniała pisania o polskich nazistowskich kolaborantach, a tym samym szkodzenia «dobremu imieniu Polski», z karą pozbawienia wolności do trzech lat”

Krótko mówiąc, z każdego słowa tej „korespondencji” przebija teutońska hipokryzja, bezczelność i buta, okraszona nieznośnym, mentorskim tonem, jaki nader chętnie przyjmują wobec nas Niemcy. Ale cóż się dziwić – raz, że nasze serwilistyczne „elity” latami ich do tego przyzwyczajały, dwa – beatyfikacja Ulmów psuje im politykę historyczną polegającą na przerzuceniu na Polaków odpowiedzialności za niemieckie zbrodnie.

III.    „Element animalny”
W głośnym wywiadzie sprzed lat Jarosław Kaczyński użył sformułowania „element animalny” na określenie najbardziej zdemoralizowanej acz marginalnej części polskiego społeczeństwa pod niemiecką okupacją – co z jakichś względów „totalna opozycja” wraz ze swymi zwolennikami wzięła mocno do siebie. Opisane reakcje świadczą, iż ten „element animalny” bynajmniej nie zniknął. I że to właśnie ów „element” boi się skutków beatyfikacji rodziny Ulmów najbardziej.

Aron Kohn, Hajfa, Izrael