![20170817.png](/grafiki/20170817.png)
Licznik odwiedzin
Szukaj
Logowanie
- |
30 Paź |
|
Waldemar Łysiak, DoRzeczy, nr 30, 22-28.07.2019 r. Bohdan Urbankowski: „PRL jest wyjątkowo sztywna i niezgrabna (...) Partia, która podbiła naród, była sektą i zarazem organizacją militarną, potem stała się władzą cywilną, nie rezygnując z dawnych cech. Strukturalnie ta partia odgrywała rolę wojska najeźdźczego, a bezpartyjni rolę narodu podbitego" (1995) Andrzej Roman: „PRL była kompletną Paranoją, a jej historia była zapisem choroby” (1990) Aleksander Małachowski: „PRL to szczytowe osiągniecie tysiącletniej historii Polski” (1993)
Znany projektant mody, Jerzy Antkowiak, zapytany czemu darzy „epokę socjalizmu" pewną nostalgią, odparł krótko: „— Mam życiorys, który kocham" (2019). Ludzie mojego pokolenia dobrze to rozumieją. Wybitny poeta i filozof Bohdan Urbankowski, przysyłając mi swój tomik poezji „Jeśli zapomnę o nich" (2015), wpisał jako dedykację jedno zdanie: „Nasza młodość była — mimo wszystko — romantyczna. Waldemarowi Łysiakowi...". To „mimo wszystko" oznacza: mimo komunizmu, który wówczas panował — mimo PRL-u. Młodość samą swą istotą daje radość. 1 kreuje waleczność lub przynajmniej zadziorność, gdy musi się żyć pod wrogim reżimem. A później czas wygładza wiele rzeczy, ba, rodzi się nawet właśnie nostalgia...
Wesołość krzewiły też w PRL-u liczne „kawały", dla tworzenia których sowietyzm dostarczał mimowolnie bardzo bogatą materię satyryczną. Nie tylko zresztą realiami codzienności, lecz i wszelakimi płodami „nauki marksistowskiej", które publikowano wielonakładowo, jak również hasłami pretendujących do obiektywizmu kompendiów. Exemplum radziecka „Wielka Encyklopedia Powszechna”. W edycji z 1957 roku „przywódca Chińskiej Republiki Ludowej" Mao Ze-Dong (wtedy pisało się: Mao Tse Tung lub Mao Ce-tung) określony został jako „wielki teoretyk marksizmu", w edycji z roku 1960 —jako „teoretyk marksizmu", a w tej z 1972—jako „teoretyk" (bo Chiny i ZSRR przestały się lubić). Nad Wisłą jednak nie wygibasy cenzurowe encyklopedii, ino przaśne „zgrywy" robiły furorę. Przez długi czas królowały „jaja” pt. „Radio Erewań", a personalnym faworytem był androidowaty gensek „Lońka” Breżniew. Mnie najbardziej ubawił wic o tym, jak Breżniewa wkurza fakt, że w różnych miejscach świata o tej samej porze jest inna godzina, a nawet daty są inne: „ — Towarzysze, nie może być tak, że kiedy dzwonię do Fidela, by mu gratulować rocznicowo, okazuje się, że rocznica była wczoraj, a kiedy dzwonię do Watykanu z kondolencjami po zamachu na papieża, okazuje się, iż to dopiero jutro!". Mój ulubiony wic nr 2 — Breżniew ze złością zaczepia Gierka: „ — Podobno ktoś u was napisał «Litwo, ojczyzno moja»!...". Gierek wyjaśnia: „ — No tak, to Mickiewicz, ale on już nie żyje, towarzyszu". Breżniew klepie go po ramieniu uśmiechnięty: „— Iza to cię Edziu lubię, za to cię lubię!".
Żartami reagowało się też na wszelkie „niedobory", które były typowe dla „gospodarki socjalistycznej" i bardzo uciążliwe dla społeczeństwa. Zdobywcy papieru to aletowego szpanowali jako królowie życia. O permanentnym braku cytrusów mówiono, że kiedy Gomułka (I sekretarz PZPR] kazał swoim aparatczykom przekonywać lud, iż kapusta kiszona ma tyle samo witamin, minerałów i wartości odżywczych co cytryny, jeden z nich mruknął: — Tak, tylko trochę trudniej wciska się ją do herbaty, towarzyszu. Słowem: było wesoło. Ciekawostką aktualną (i przyczyną, dla której piszę niniejszy tekst) jest coraz częstsze dzisiaj napomykanie, że było też miło za PRL-u,
Takie przykłady jak podane wyżej można mnożyć, ale że Lisicki znowu nie dał mi kilkudziesięciu stron „Do Rzeczy" na ten esej — muszę się ograniczać. Wszelako peerelowskie sentymenty Krakusów przytoczyć muszę. Sylwester Sekunda, prowadzący obecnie legendarną krakowską restaurację „Feniks”, w której przez kilka peerelowskich dekad lubiły się gnieździć [jeść, pić, plotkować, dyskutować] salonowe elity PRL-u (Polański, Olbrychski, Nowicki, Skrzynecki, Miecugow, e tutti quanti], mówi dzisiaj „Życiu na gorąco”, że goście walą do niej „aby się zabawić jak w PRL-u", czyli szampańsko, a redakcja daje artykułowi na ów temat tytuł: „Zabawa jak w PRL-u". Nawet reżimowa zorganizowana grupa przestępcza o nazwie PZPR, czyli partia przez prawie pół wieku terroryzująca społeczeństwo, podlega dziś systematycznemu wybielaniu, czemu sprzyja „wojna polsko-polska" tocząca się w kraju. Irena Lasota nazwała (2018) salonowego historyka Andrzeja Friszkego „apologetą PZPR", gdy wysłuchała jego świeżych peanów na cześć tej partii [„PZPR była dużo bardziej pluralistyczna od PiS-u", itp.) oraz systemu komunistycznego w ogóle, zaś PRL-u w szczególności, po czym sarknęła szyderczo: „Aż dziw, że ten ustrój mógł się komuś nie podobać". Zwłaszcza że tyran (PZPR) był taki liberalny. Marta Marcinkiewicz (szczeciński IPN):„Od lat 90. na rynku wydawniczym ukazywały się kolejne wspomnienia, wywiady i dzienniki prominentów partyjnych [byłych dygnitarzy PZPR — przyp. W. Ł.] kreujących się na liberałów" (2018], Teraz zaś, prócz mnożących się muzeów, które eksponują PRL, na tynku wydawniczym mnożą się nostalgiczne edycje wspominające PRL ciepło, z przymrużeniem oka, jak choćby „Wielka Księga PRL" (dzieło „SUPERexpressu”], z nadtytułowym hasłem, że wtedy ogólnie „było wesoło", oraz z pierwszym zdaniem wstępu mówiącym: „Nie da się ukryć, że coraz częściej wspominamy pewne przejawy tej epoki nostalgicznie".
Te gierki, te układy, te żadności wykreowane na autorów szkolnych lektur!" (2008], Sumując: polityka „państwa opiekuńczego" wobec literatów była totalitarna jak samo państwo i polegała na pełnej wasalizacji twórców, ale za lojalność i wysługi propagandowe ci twórcy mieli dobrobyt gwarantowany. Trudno się dziwić, że kiedy system runął i „manna z nieba" (pezetpeerowskiego, zetelpowskiego) ustała — tęskniono do „dawnych dobrych czasów". „Ludziom pióra" sekundowali inni skrzywdzeni: setki tysięcy (miliony?] pracowników PGR-ów, rozmaitych wydziedziczonych związkowców, uprzywilejowanych wcześniej robotników — ten proletariat, któremu w III RP zrobiło się raptownie gorzej niż w PRL-u, Im bardziej bieda rosła — tym PRL stawała się sympatyczniejszym „retro".
No i jaką frajdę dawało kontestowanie reżimu podczas takich kawiarnianych wielogodzinnych dyskusji, lub podczas domowych „nocnych Polaków rozmów". Bądź drukiem — wydawaniem „bezdebitów” alias „bibuły" kontrreżimowej. Tu ciekawostka: jeśli ktoś sądzi, że te „druki podziemne”, omijające państwową „cenzurę prewencyjną", to wytwór lat 70-ych ubiegłego wieku (z apogeum w latach 80-ych) — myli się. Pierwsze (bardzo rzadkie) startowały za czasów stalinowskich, kiedy autorom groziła śmierć, a później gomułkowskich, kiedy groziło już tylko uwięzienie (jak Szpotańskiemu), chyba że autorem był... państwowy dygnitarz! Exemplum szef Związku Literatów Polskich, Antoni Słonimski, którego twórczości reżimowy minister kultury Lucjan Motyka publicznie („listem otwartym’1') zarzucił brak „ideologicznych wstawek". Rozeźlony poeta odwinął rymem (epigramatem) krążącym bezdebitowo: „O Ty, co piszesz listy, Tak zwany „szary obywatel" czasami rymował farbą lub kredą na murach (jak za hitlerowskiej okupacji), dużo częściej sprzeciwiał się tzw. „szeptanką". Przy czym wszelkie te sprzeciwy (również bojkotowanie paraobowiązkowego uczestnictwa w 1-Majowych pochodach) brały się z serca, a nie z wyrachowania lub podbechtywania typowego u dzisiejszych KOD-omitów. Marcin Wolski: „W realnym socjalizmie, jak w każdej zbiorowości, istniały kanalie i cisi bohaterowie, bezwzględni konformiści i siłaczki na miarę swoich możliwości i potrzeb (...) Frontwalki o poszerzenie marginesów wolności trwał przez cały czas Polski Ludowej, na przekór aparatczykom, pracownikom służby bezpieczeństwa czy po prostu niegodziwcom (...) Gazety też były lepsze lub gorsze. W— zda się — do cna zindoktrynowanych oficynach wychodziły dobre książki, udawało się też za pomocą aluzji wyprowadzać w pole cenzurę" [ 2018). Nie tylko za pomocą aluzji czy metafor, lecz i za pomocą anagramów oraz innych trików — gdy tylko padła satrapia PRL opublikowałem całą książkę („Lepszy” 1990) z bogatym wyborem tych moich drukowanych kuglarstw, którymi zwyciężałem cenzora, czyli ośmieszałem ulicę Mysią. Jak tylko Moskwa wściekła się oficjalnie przeciwko mojej kontrcarskiej/kontrrosyjskiej książce „Cesarski poker" (1978) — na Mysiej poleciały dyrektorskie głowy. Rozgłośnia Wolna Europa tudzież inne „wraże radiostacje" często przypominały tę aferę, pamiętano też o niej długo po drugiej stronie Atlantyku (9 czerwca A. D. 1983 w „Przeglądzie Polskim”, magazynie literackim nowojorskiego polonijnego „Nowego Dziennika”, pisano o „Cesarskim pokerze": „Jest to pierwsza książka opublikowana przez państwowe wydawnictwo, przeciwko której ZSRR złożył oficjalny protest w polskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych, zarzucając jej antyrosyjskość, a także «antyradzieckość» zawartą w wyraźnych aluzjach do współczesności").
Upływające dekady sprawiły, że wiele dzisiejszych mediów (zwłaszcza lewicujących) wspominając PRL „wygładza kanty" tamtego systemu. Np. gdy „kolorówki" drukują sążniste peany o peerelowskich celebrytach — o takich idolach jak sprawozdawca sportowy Bohdan Tomaszewski (TW „Guzikówski") czy gwiazda TVP Irena Dziedzic (TW „Marlena") — ani słowem nie wzmiankują ich działalności szpiclowskiej. Owe upływające dekady sprawdziły też trafność starego porzekadła o ranach gojonych przez czas, ergo: sprawiły — jak już wzmiankowałem — że coraz słabiej pamiętana jest uciążliwość (ciągłe braki), siermiężność (ciągły badziew) i opresyjność (ciągła tyrania) PRL-u, a coraz częściej wynajduje się plusy tego „najweselszego baraku obozu" (tzw. „obozu państw socjalistycznych" vel „demoludów", będących trzymanymi za gardło i za jaja „satelitami" ZSRR). Choćby plusy kulturowe (przez co rozumiem wszelaką twórczość), czemu nijak nie można zaprzeczyć. Prof. Andrzej Szahaj (kulturoznawca, filozof, historyk myśli społecznej z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu) wyraził opinię wielu dzisiejszych komentatorów, chwaląc ten aspekt PRL-u expressis verbis: „Po roku 1956 słynęliśmy ze znakomitych dzieł literackich, filmowych i teatralnych. Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że to właśnie wtedy kultura polska przeżywała swój złoty okres (...) I trzeba też powiedzieć głośno, że większość książek, które dzisiaj trafiają do księgarń, to kicz, że większość telewizyjnych programów rozrywkowych to rzeczy głupie i szkodliwe, że muzyka, której słuchają miliony, to wyrób muzykopodobny, a wiele budowli nie trzyma żadnych standardów estetycznych i na długie lata będzie zaśmiecać nasz kulturowy krajobraz" (2018). Święta prawda. Czas wymienić pozostałe — prócz młodości dzisiejszych weteranów-nostal- gików — zalety/atuty PRL-u, właśnie te związane z szeroko rozumianą kulturą. Także kulturą higieny osobistej, bo peerelowskie proszki do prania „prały lepiej niż ZOMO" (Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej), zaś peerelowskie pasty do zębów świetnie czyściły tenisówki i srebra. Ale i kultura twórcza miała sporo sukcesów. Choćby sztuki plastyczne były wtedy bardzo ciekawe — rzeźba, grafika i malarstwo. „Ekspresjonista" malował to co czuje w sercu, „postimpresjonista”— to co widzi w bliskim otoczeniu, a „socrealista" — to co słyszy w Wydziale Kultury KC. I na tym kończę szyderstwa, które zresztą przybierały „za komuny" formy rymowane, stając się kontrpeerelowską poezją („Ani 1X1, ani OMO, bo najlepiej pierze ZOMO"). Niżej już będę serio bił brawa:
Mistrzostwem świata były również plakaty ery PRL-u — ówczesna „polska szkoła plakatu" (kilkudziesięciu mistrzów, kilkunastu arcymistrzów) rzucała na kolana znawców tej sztuki graficznej „all over the world". Kolejnym mistrzostwem globu była wtedy polska sztuka kabaretowa, z tak genialnymi płodami jak „Kabaret Starszych Panów” Przybory & Wasowskiego i paragenialnymi jak „Dudek” Dziewońskiego czy „Pod Egidą” Pietrzaka. „Kabaretony" dzisiejszych — pożal się Boże! — kabaretów to w porównaniu festiwal rechotu i żenady. Edytorsko także szybowaliśmy blisko nieba: peerelowskie firmy wydawnicze („Nasza Księgarnia", „Iskry", „Czytelnik", „PiW" i in.) rzucały do księgarń pyszne (zwłaszcza graficznie; z jakością samego druku tekstów bywało różnie, bo czasami szwankowała farba drukarska albo gramatura papieru, jak to w „realnym socjalizmie") edycje dla dzieci (exemplum wszelkie baśnie z rysunkami Szancera], dla młodzieży (od Coopera i Stevensona, po Dumasa, Verne'a i Londona) tudzież dorosłych (od Cervantesa, Szekspira, Moliera, po Balzaka, Flauberta i Faulknera). Były też zwalające z nóg edycje typu luksusowego. Niewiele światowych firm dałoby radę wydrukować taki majstersztyk (pod każdym względem — technicznym, graficznym, materiałowym) jak imponujące albumowe wydanie „Pana Tadeusza" z rysunkami Gronowskiego. W ten sposób reżim kokietował społeczeństwo, lecz dziś wszystkie te edytorskie perły są dla nostalgików wizytówką PRL-u.
No i uprzejmie przypominam, że nie kiedy indziej, tylko właśnie za PRL-u (w jego fazie schyłkowej) zostało stworzone, opublikowane i wdrożone najlepsze polskie prawo ekonomiczne wszech czasów — tzw. „ustawa Wilczka". Miała 54 morderczo klarowne artykuły uzdrawiające gospodarkę i dała piorunujące rezultaty, lecz później głupi macherzy (Balcerowicz, Bielecki, Buzek i in.) zaczęli ją „nowelizować" ograniczająco, czym ją najpierw zepsuli, a w konsekwencji udupili zupełnie. Gdybyśmy teraz stosowali ten peerelowski bonus — bylibyśmy światową potęgą gospodarczą. Nie wiem czemu sternicy naszej gospodarki (Morawiecki i inni) nie chcą tego zrozumieć. Opracował: Janusz Baranowski - Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych fot. wikipedia, facebook, filmoteka narodowa, Marcin Doliński, Stanisław Dąbrowiecki, Marc Carrot, Zygmunt Janiszewski
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą pisać komentarze!
Powered by !JoomlaComment 3.25
3.25 Copyright (C) 2007 Alain Georgette / Copyright (C) 2006 Frantisek Hliva. All rights reserved." |