Mirosław Kokoszkiewicz, Warszawska Gazeta, nr 19, 12-18.05.2023
Przez lata historycznego prania mózgów wtłoczono ludziom w głowy, że przedstawiciel polskiego narodu może funkcjonować jedynie jako kat, oprawca i antysemita, a nigdy jako ofiara. Mamy do czynienia z segregacją rasową ofiar niemieckich zbrodni, gdzie dla Polaków jakoofiar nie ma miejsca, ponieważ monopol na cierpienie zarezerwowano wyłącznie dla Żydów.
W ubiegłotygodniowym wydaniu „Warszawskiej Gazety” Piotr Lewandowski w tekście Getto, czyli konflikt pamięci napisał:
– Wzrost znaczenia Polski połączony z pozytywnym PR-em uderzył w interesy tych, którzy ze szkalowania nas zrobili sobie niezły biznes i sposób na życie. Szereg ludzi i grup interesu zrobiło na antypolonizmie kariery polityczne i naukowe – a co najważniejsze, obiecywało sobie dalsze, bardzo konkretne profity w przyszłości.
Choć zabrzmi to nieprawdopodobnie, to po 1989 r. rzeczywiście namnożyło się w Polsce miejscowych skunksów, wyspecjalizowanych w zasmradzaniu naszej historii i wykorzystywaniu każdej okazji, najczęściej historycznej rocznicy, do bicia się w polskie piersi i ukazywania naszego narodu niejako ofiary niemieckiego barbarzyństwa, ale jako kata i współsprawcę Holokaustu. Po raz kolejny w kilku artykułach obnażyliśmy łgarstwa tych zasmradzaczy naszej historii i może bym już nie wracał dzisiaj do tego tematu, gdyby długiej tegorocznej „majowej jutrzenki” nie ubogacił nam swoim tekstem naczelny dziennika „Rzeczpospolita” Bogusław Chrabota. Jego wypociny idealnie nadają się do obnażenia niewolniczej mentalności grup interesu opisanych przez Piotra Lewandowskiego, których przedstawiciele wywą- chali niezłą ścieżkę do robienia kariery na jawnym szkodzeniu Polsce, wiedząc doskonale, że wcześniej czy później tę wrogą Polsce postawę i krecią robotę docenią Niemcy oraz bardzo bogate i niezwykle wpływowe środowiska żydowskie.
Chrabota pisze:
– Swoją drogą, dlaczego wtedy, w początku lat 90., tak dobrze rozumieliśmy to przesłanie, dzięki któremu udawało się choć po części odbudować stosunki z narodem żydowskim, a dziś nowe pokolenie oprycznikówz taką łatwością obala dorobek tamtych czasów? Minister, skądinąd z tytułem naukowym, Czarnek zapowiada za „kłamstwa Engelking” cięcie budżetu dla Instytutu Socjologii PAN. Szef Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Maciej Świrski wszczyna kolejne bezsensowne postępowanie, pouczając Monikę Olejnik, że „jeśli gość programu łże, to dziennikarz ma widzom powiedzieć, że to jest kłamstwo”. A kimże pan jest, panie przewodniczący, pozwolę sobie zapytać, że ośmiela się pan uczyć warsztatu jedną z najważniejszych postaci polskiego dziennikarstwa po 1989 roku? Jakie pan ma kompetencje? Jaki dorobek? I czemu nie potrafi pan uszanować tej ciszy nad grobami ofiar?
Tak się jakoś składa, że ja doskonale pamiętam te lata 90. i to „odbudowywanie stosunków z narodem żydowskim”. Chrabocie i jemu podobnym marzy się powrót do polityki historycznej polegającej na propagowaniu pedagogiki wstydu oraz bicia się w polskie piersi za niemieckie zbrodnie popełnione na narodzie żydowskim. To w latach 90., które z taką nostalgią wspomina Chrabota, jeden z największych historycznych kłamców i polakożerców Jan Tomasz Gross z rąk ówczesnego prezydenta towarzysza Aleksandra Kwaśniewskiego otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Nie będę tu wymieniał całego antypolskiego dorobku Grossa, z kłamstwem o Jedwabnem na czele, bo cały ten dorobek sprowadza się właściwie do tego jednego łgarstwa, które wypowiedział w wywiadzie dla niemieckiego dziennika „Die Welt”:
– Polacy byli nie bez racji dumni z oporu, jaki stawiali nazistowskim okupantom, ale faktycznie podczas wojny zabili więcej Żydów niż Niemców.
W tych samych latach 90., a konkretnie w 1996 r., ówczesny minister spraw zagranicznych Władysław Bartoszewski otrzymał od Niemiec złoty medal Towarzystwa im. Gustawa Stresemanna. Stresemann był kanclerzem i ministrem spraw zagranicznych Republiki Weimarskiej oraz nieprzejednanym wrogiem Polski i Polaków. Lista niemieckich orderów przyznanych Bartoszewskiemu jest dłuższa. Są na niej: Order Zasługi Republiki Federalnej Niemiec, Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Zasługi Republiki Federalnej Niemiec, Krzyż Wielki Orderu Zasługi Republiki Federalnej Niemiec (za pracę na rzecz pojednania między Polakami, Niemcami i Żydami).
Nie będę szerzej rozpisywał się o tym, jak to Bartoszewski odwdzięczał się swoim niemieckim dobroczyńcom i darczyńcom. Tak jak w przypadku Grossa przytoczę tylko fragment wywiadu udzielonego temu samemu niemieckiemu dziennikowi „Die Welt”. Tak Bartoszewski wspominał niemiecką okupację:
– Mieszkałem w domu pełnym inteligencji, przy ul. Mickiewicza 37, piętro drugie. Ale jeśli ktoś się bał, to nie Niemców. Jeżeli funkcjonariusz zobaczył mnie na ulicy i nie było polecenia aresztowania, nie miałem się czego bać. Ale gdy sąsiad Polak zauważył, że kupiłem więcej chleba niż normalnie, wtedy musiałem się bać.
Jak więc widzimy, błysk niemieckich orderów tak oślepił Bartoszewskiego, że ten zapomniał, że w okupowanej Warszawie każdy niemiecki patrol mógł zatrzymać każdego Polaka bez podania powodu, nie mówiąc już o łapankach, których ofiarami padali zupełnie przypadkowi przechodnie, pasażerowie tramwajów i wagonów kolejowych, wywożeni później . na przymusowe roboty do Niemiec albo od razu do obozów koncentracyjnych. Brakowało jeszcze, żeby Bartoszewski powiedział, że Niemcy tworzyli getta, aby chronić Żydów przed „polskimi antysemitami”. Myślę, że i takie kłamstwo świat by łyknął.
Widzimy zatem, za jakimi czasami tęskni naczelny „Rzeczpospolitej” Chrabota. Jemu w głowie się nie mieści, że dzisiaj przedstawiciele polskich władz zamiast, jak dawniej, czynnie uczestniczyć w haniebnym procederze przeobrażania polskich ofiar niemieckich zbrodni w katów, stają w obronie historycznej prawdy i dobrego imienia polskiego narodu. On w latach 90. został tak wytresowany, że dzisiaj zamiast w obronie Polski, woli stanąć w obronie szkalujących naród polski Barbary Engelking i Moniki Olejnik. Jedynymi zasługującymi na zadośćuczynienie i współczucie ofiarami niemieckich zbrodni mogą być tylko przedstawiciele narodu żydowskiego, a nas, Polaków, relatywnie największą ofiarę niemieckiej zbrodniczej napaści i okupacji trzeba odczłowieczać, okraść z cierpienia i współczucia, by na koniec uczynić współsprawcami.
[20230531-02:Najprościej i najuczciwiej byłoby przeprosić i poprawić fałszujący historyczną prawdę opis zdjęcia.Tymczasem portal usunął wszystko, czyli zniknęło zdjęcie wraz z opisem. Wygląda na to, że polska dziewczynka i katoliczka nie zasługiwała na to, aby jej wizerunek stał się symbolem i jednocześnie dowodem ludzkiej tragedii, martyrologii i niemieckiego ludobójstwa. Tak działa ten antypolski mechanizm.]
Jak działa ten mechanizm?
Kilka lat temu na łamach „Warszawskiej Gazety” opisywałem tragiczną historię zamordowanej w KL Auschwitz zastrzykiem z fenolu polskiej dziewczynki, czternastoletniej Czesławy Kwoki ze wsi Wólka Zbójecka na Zamojszczyźnie. Otóż w 2018 r. świat obiegły jej zdjęcia. Fotografia pochodziła z archiwum niemieckiego obozu zagłady KL Auschwitz. Cóż takiego się stało, że twarz zamordowanej polskiej dziewczynki i więźniarki obozu zagłady wzbudziła tak wielkie zainteresowanie i współczucie na całym świecie? Otóż zdjęcie spopularyzowała w Internecie brazylijska artystka Marina Amaral specjalizująca się w perfekcyjnym i po mistrzowsku wykonywanym kolorowaniu twarzy ze starych zdjęć, tak aby wyglądały one realistycznie i prawdziwie. Zaraz po tym jak twarz zamordowanej polskiej dziewczynki poznał świat, ktoś odkrył, że jej zdjęcie widnieje na amerykańskim portalu PBSLearningMe- dia.org podpisane:
Photo of Jewish boypreserved in Auschwitz concentration camp museum… (Zdjęcie żydowskiego chłopca zachowane w muzeum obozu koncentracyjnego w Auschwitz…). Muzeum Auschwitz bardzo szybko zareagowało na tę manipulację, pisząc:
– Prosimy o korektę. W rzeczywistości osoba na zdjęciu rejestracyjnym to polska dziewczyna Czesława Kwoka, która została uwięziona w Auschwitz 13 grudnia 1942 r. i zabita zastrzykiem fenolowym 12 marca 1943 r.
Teraz dochodzimy do sedna, czyli skandalicznej reakcji amerykańskiego portalu. Otóż wydawało się, że najprościej i najuczciwiej byłoby przeprosić i poprawić fałszujący historyczną prawdę opis zdjęcia. Tymczasem portal usunął wszystko, czyli zniknęło zdjęcie wraz z opisem. Wygląda na to, że polska dziewczynka i katoliczka nie zasługiwała na to, aby jej wizerunek stał się symbolem i jednocześnie dowodem ludzkiej tragedii, martyrologii i niemieckiego ludobójstwa. Tak działa t n antypolski mechanizm.
Przez lata historycznego prania mózgów wtłoczono ludziom w głowy, że przedstawiciel polskiego narodu może funkcjonować jedynie jako kat, oprawca i antysemita, a nigdy jako ofiara. Mamy do czynienia z segregacją rasową ofiar niemieckich zbrodni, gdzie dla Polaków jako ofiar nie ma miejsca, ponieważ monopol na cierpienie zarezerwowano wyłącznie dla Żydów.
Przykład z fotografią śp. Czesi Kwoki jak w soczewce ukazuje nam, o co w tym wszystkim chodzi. Niestety po latach zakłamywania historii i realizowania tak zwanej pedagogiki wstydu bardzo trudno będzie przywrócić historyczną prawdę i, jak obecnie widzimy, każda taka próba napotyka na wielki opór tych w wszystkich engelkingów, olejnikowych i chrabotów wytresowanych w opluskwianiu Polski i Polaków. Proponuję im wszystkim przeprowadzić pewien eksperyment. Czy potrafią szczerze spojrzeć w oczy widocznej na zdjęciu Czesi? Może nie jest jeszcze z nimi tak źle i obudzą się w nich jakieś szczątki ludzkich uczuć wywołujące wyrzuty sumienia? Jeżeli nie, to trzeba zdecydowanie gonić to antypolskie tałałajstwo.
Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych