Piotr Lewandowski, Warszawska Gazeta, nr 18, 5-11.05.2023
Wzrost znaczenia Polski, połączony z pozytywnym PR-em, uderzył w interesy tych, którzy ze szkalowania nas zrobili sobie niezły biznes i sposób na życie. Szereg ludzi i grup interesu porobiło na antypolonizmie kariery polityczne i naukowe – a co najważniejsze, obiecywało sobie dalsze, bardzo konkretne profity w przyszłości.
I. Niewygodna cisza Komuś musiało bardzo zależeć, by w 80. rocznicę powstania w warszawskim getcie po raz kolejny rozpętać antypolską hucpę. Najwyraźniej ostatnio „w temacie” relacji polsko-żydowskich było za spokojnie: przycichła sprawa „ustawy 447″ i roszczeń majątkowych „Holocaust industry”, zwroty typu polish death camps pojawiają się w światowych mediach jakby rzadziej, izraelska ambasada przestała bawić się w urządzanie prowokacyjnych wystąpień… Do tego – po nałożonym przez polski rząd wielomiesięcznym embargu na „wycieczki grozy” żydowskiej młodzieży w obstawie uzbrojonych zbirów z Szin Bet, podczas których, prócz poznawania martyrologii swojego narodu, młodzi Izraelczycy tresowani byli w duchu zwierzęcego antypolonizmu – rządy Polski i Izraela wypracowały nową formułę, w myśl której obowiązkowym punktem mają być odwiedziny jednego z polskich miejsc pamięci i spotkania z polskimi rówieśnikami, a uzbrojona ochrona towarzyszyć będzie wycieczkom jedynie w wyjątkowych sytuacjach i za zgodą strony polskiej. Porozumienie to zresztą wywołało wściekły ryk w co bardziej szowinistycznych środowiskach izraelskich, które z miejsca wyczuły, że grozi to załamaniem wpajanej dotąd żydowskim uczniom narracji o „polskim antysemityzmie” będącej jednym z kamieni węgielnych tamtejszej edukacji historycznej. Jakby tego było mało, wojna na Ukrainie skutecznie przysłoniła w masowym odbiorze antypolski przekaz rozmaitych żydowskich ośrodków, zaś sama Polska z racji udzielanej Ukrainie i jej obywatelom pomocy zaczęła się cieszyć międzynarodową sympatią, wyrastając przy tym na kluczowego europejskiego sojusznika Stanów Zjednoczonych.
Ten wzrost znaczenia Polski połączony z pozytywnym PR-em uderzył w interesy tych, którzy ze szkalowania nas zrobili sobie niezły biznes i sposób na życie. Szereg ludzi i grup interesu porobiło na antypolonizmie kariery polityczne i naukowe – a co najważniejsze, obiecywało sobie dalsze, bardzo konkretne profity w przyszłości, na czele z wy- dębieniem od nas zaspokojenia roszczeń do tzw. mienia bez- dziedzicznego. Warunek ziszczenia się tych oczekiwań był jeden: Polska i Polacy muszą pozostać w oczach światowej opinii publicznej „czarnym ludem” – państwem pozostającym na permanentnym cenzurowanym, zaludnionym przez rzesze dzikich, prymitywnych antysemitów, którzy na domiar złego nie rozliczyli się ze swych historycznych win i wypierają się udziału w Holocauście. I ten propagandowy fundament właśnie zaczął się sypać – bo jak tu wiarygodnie sprzedawać tę hagadę, gdy cały świat widzi masową pomoc wojskową, gospodarczą i humanitarną oraz przyjęcie na przestrzeni roku milionów wojennych uchodźców? Nawet najgłupszemu konsumentowi medialnej sieczki prze- staje się to sklejać, bo jak to – ci sami Polacy przygarniający masowo, pomimo krwawej historii, Ukraińców i fetujący prezydenta Zełenskiego, którego pochodzenie nie jest wszak żadną tajemnicą, mieliby równocześnie być mordercami Żydów i zbrodniczymi antysemitami? I tych rzekomych „antysemitów” dwukrotnie w ciągu roku odwiedza amerykański prezydent (i to postępowy demokrata, nie żaden Trump), wyrażając się o nich w samych superlatywach?
II. Wizerunkowa dywersja Powyższe musiało w rozmaitych kręgach rodzić zrozumiałą frustrację – również wśród nowojorskiej „żydosfery”, dla której wzrost znaczenia Polski jest wyjątkowo nie na rękę. I tutaj rodzi się pytanie – czy zaproszenie przez TVN do komentowania rocznicowych obchodów akurat Barbary Engelking niedługo po wizycie w Polsce Davida Zaslava – szefa koncernu Warner Bros. Discovery, do którego należy TVN – było czystym przypadkiem? Czy może uznano, że warto„odpa- lić” jakąś małą wizerunkową dywersję wymierzoną w polską reputację? Kim jest Barbara Engelking i czego można się po niej spodziewać wiadomo co najmniej od czasu jej słynnej, rasistowskiej z ducha wypowiedzi, iż dla Polaków śmierć była jedynie „kwestią biologiczną” zaś „dla Żydów to była tragedia, dramatyczne doświadczenie, metafizyka”. Kropkę nad „i” postawiła zaś opracowana m.in. pod jej redakcją oszczercza i urągająca naukowemu warsztatowi praca zbiorowa pt. „Dalej jest noc” przedstawiająca Polaków jako zgraję wyzutych z sumienia, zezwierzęconych szmalcowników i gorliwych współuczestników Holocaustu.
Jak wiemy, Barbara Engelking zachowała się we właściwy sobie sposób, wykorzystując czas antenowy do wygłoszenia steku jadowitych, ahistorycznych bredni, zarzucając Polakom masowe szmalcownictwo i mściwą wrogość wobec żydowskich powstańców z getta, nadmieniając przy tym, iż „Żydzi się nieprawdopodobnie rozczarowali co do Polaków”. Jest to zresztą podejście typowe dla tzw. nowej polskiej szkoły historii Holocaustu, z takimi personami jak Jan Tomasz Gross czy Jan Grabowski, którą pozwoliłem sobie kiedyś nazwać „nową szkołą antypolonizmu” vel „starą szkołą antypolskiej hagady”. Dodajmy, iż Barbara Engelking dając upust swym antypolskim obsesjom, podpiera się „autorytetem instytucjonalnym”, jako kierowniczka afiliowanego przy PAN Centrum Badań nad Zagładą Żydów – choć sama z wykształcenia jest socjologiem kultury.
Z kolei dr. Michała Bilewicza z Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW i słynnego tropiciela polskiego „wtórnego antysemityzmu” do białej gorączki doprowadziło wręczenie przez min. Piotra Glińskiego raportu o polskich stratach wojennych goszczącemu na rocznicowych uroczystościach prezydentowi Niemiec Frankowi-Walterowi Steinmeierowi. W histerycznym artykule pt. „Dzień, w którym z martwych Żydów zrobiono Polaków” opublikowanym na stronach Onetu wprost odmówił Polsce prawa do reparacji za zniszczone i zagrabione przez Niemców mienie polskich obywateli żydowskiego pochodzenia – zupełnie jakby byli jakimiś bezpaństwowcami, a nie obywatelami Polski żyjącymi często na tych ziemiach od pokoleń – piekląc się jednocześnie nad rządowymi inicjatywami upamiętniającymi tych Polaków ratujących żydów, którzy nie mieli szczęścia „załapać się” na drzewko w Yad Vashem. Bilewiczowi wielce nie spodobało się również wymienienie przez premiera Morawieckiego działaczy narodowych, którzy pomoc Żydom przypłacili życiem. No bo wiadomo – licznik ma się zatrzymać na tych 7112 bohaterach oficjalnie uznanych przez izraelską instytucję (bo na tym tle łatwiej wyeksponować ich wyjątkowość oraz a contrario rzekomo „masowe” polskie szmalcownictwo); o pomocy udzielanej Żydom przez narodowców w ogóle nie należy mówić, bo „to niedobra jest” – a już żadną miarą nie wolno uznawać zasadności roszczeń reparacyjnych wobec Niemiec za mienie polskich Żydów. Pierwsze i drugie kłóci się bowiem z antypolską hagadą uprawianą przez „nową szkołę antypolonizmu” trzecie zaś uderza w interes „Holocaust industry”- a „to w ogóle nie przechodzi do żadna rubryka”.
III. Konflikt pamięci
Cała ta awantura ma jednak kilka pozytywnych aspektów. Nie wyrządziła nam większych szkód wizerunkowych za granicą – zdecydowanie coś tu „nie pykło”, a ponadto trafiła na jednoznaczny odpór ze strony polskich władz i opinii publicznej. Po prostu zmieniły się uwarunkowania – Polska ma silniejszą pozycję międzynarodową niż kiedyś, a i w kraju „pedagogika wstydu” znajduje się w odwrocie. To już nie są czasy, gdy wskutek enuncjacji jakiegoś konfabulanta polscy prezydenci na wyprzódki kajali się, a polskie państwo padało na twarz przed uroszczeniami byle rabina. Nasi rządzący też chyba po latach afrontów i upokorzeń wreszcie zdali sobie sprawę z tego, z kim mają do czynienia.
Przy okazji po raz kolejny przekonaliśmy się, że pomiędzy nami a środowiskami żydowskimi istnieje nieusuwalny konflikt pamięci, zaś antypolonizm jest integralną częścią współczesnej żydowskiej tożsamości. Na to należy reagować zdecydowanie, najlepiej własną kontrofensywą – a obcięcie publicznego finansowania różnych antypolskich jaczejek oraz przywrócenie tchórzliwie wycofanej nowelizacji ustawy o IPN, karzącej za fałszywe przypisywanie polskiemu państwu i Polakom współudziału w Holocauście, byłoby dobrym początkiem.
Opracował: Aron Kohn