Warszawska Gazeta, nr 11, 15-21.03.2019 r.
Jako ścisłowca interesują mnie szczegóły. Pisząc ściśle, interesują mnie szczególiki. Nie takie pospolite, będące/krążące w powszechnym obiegu, a szczególiki ekskluzywne. Daty – ścisłe. Liczby? Zaletą ich jest, że ze swojej istoty nie mogą być bardziej ścisłe, dwa to dwa, a 120 tys. Śpiewaka, to właśnie tyle, nie mniej. Liczby są ścisłe, gdyż takie są i takie być muszą, precyzyjnie opisując rzeczywistość. Cytaty? Dokładne. Umieszczone w cudzysłowie muszą być przytoczone z dokładnością do jednego przecinka i każdego w literce ogonka.
Cytaty
Kilka dni temu, szkoda że tak późno, w książce Jerzego Roberta Nowaka natrafiłem na omówienie artykułu „Duma z niczego” z 1997 r., i oto cytat: „Powołując się na socjologa dra Pawła Śpiewaka, Wiesław Kot zapewniał, że istotą polskiej narodowej tożsamości jest faktycznie połączenie dumy z »niczym«”.
Czytelniku, mamy łańcuszek świadectw: Śpiewak, Kot, Nowak i ja, a na końcu Ty, czytelnik. Co powiedział prof. Śpiewak, a może napisał, przecież nawet tego nie wiemy, na co powołał się Wiesław Kot, a co przywołał prof. Nowak, że tenże Kot, powołując się na Śpiewaka, wyciągnął wniosek, (chociaż użyty zwrot „zapewniał” jest mocniejszy), iż istotą naszej narodowej tożsamości jest połączenie dumy z „niczym”? Przecież, aby rekontrować, nie powołam się na informację z „trzecich ust” szczególnie, że mam do czynienia z trzema humanistami, więc nie będę szturchał Śpiewaka za „tożsamość narodową Polaków” jako mieszankę dumy z niczym, z zerem, pomimo tego, że Kot poszedł dalej, nie tylko się powołał, ale użył zwrotu: „jest faktycznie połączenie”.
Przecież słowa prof. Śpiewaka byłyby bardziej oburzające, niż nicowane od wielu lat na wszystkie strony te mgra Tuska o „polskości nienormalności” tym bardziej, że miał je wypowiedzieć naukowiec, w dodatku socjolog, i o zgrozo aktualny dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego. Więc co? Na bruk dyrektora?
Od kilku dni w powszechnym obiegu znalazło się inne jego stwierdzenie: „Nie mogę znieść retoryki o ratowaniu Żydów przez Polaków”.
Ścisłego cytatu nie znalazłem. Niby jest, a nie ma. W Internecie jest relacja z rozmowy. Zapytany o „retorykę ratowania Żydów przez Polaków „odpowiedział: „To znaczy, że to ratowanie przez kilka tysięcy szlachetnych osób miałoby udowadniać, że reszta Polaków była tak samo szlachetna” i dopiero na uwagę rozmówcy, że ta retoryka jest „szczególnie bliska prezydentowi Andrzejowi Dudzie” wskazał, że „nie może tego znieść” tej retoryki o ratowaniu Żydów.
Ale profesorskie wnioskowanie jest liche. Nawet humanista Śpiewak zrozumie, że kilka tysięcy „szlachetnych osób” dowodzi istnienia otoczenia, w którym funkcjonowało około kilkadziesięciu tysięcy Polaków, bezpośrednio pomagających w ratowaniu życia Żydów, członków rodzin, sąsiadów, przyjaciół i kilkaset tysięcy dalszych pomocników, przynajmniej wiedzących o ich ukrywaniu oraz mogących ostrzec. Gdy w wiejskiej chałupie ratowano żydowską rodzinę pochodzącą z pobliskiego miasteczka, to przecież cała wieś o tym wiedziała. Wszystkim groziła śmierć z rąk Niemców.
A co robi Śpiewak? W tejże rozmowie w „Polityce” o polskim antysemityzmie mówi, że mieszkał dłuższy czas na wsi i gdy ludzie zaczęli mu opowiadać o grozie wojny, o tym, jak ona wyglądała na ich ziemiach, ponoć wracały do niego obrazy z „Malowanego ptaka” Kosińskiego. Opowieści o przechowywaniu Żydówek, które gwałcili, ale też o morderstwach między sobą…
Czy dyr. Śpiewak dotarł do świadectwa tegoż Kosińskiego – oczywiście cytuję: „Stosunek Polaków do Żydów nie miał nigdy charakteru rasistowskiego”? Dotarł do jego oceny filmu „Shoah”: „To są jakieś zastraszające przykłady kompletnie ahistorycznego stosunku do sprawy. Najbardziej wypaczonych stereotypów myślenia, jakie sobie można w ogóle wyobrazić”.
Czy w ŻIH-u przeprowadzają badania równoległe o stereotypach myślenia o Polakach? Kto przebada pracowników Żydowskiego Instytutu Historycznego pod kątem antypolonizmu?
Inna wrażliwości na los Żydów?
Śpiewak na pytanie: „Kto ratował?” stwierdza: „Często Żydów ratowali inni Żydzi. Osoby, które z różnych powodów mogły mieszkać po stronie aryjskiej. Pomocni byli ludzie lewicy, w tym komuniści”.
Zła wola czy ignorancja?
W 1983 roku Stefan Korboński polemizując na łamach paryskiej „Kultury” z Janem Józefem Lipskim, który kazał ludności Warszawy się wstydzić, gdyż „w obawie o własną skórę godziła się na zbrodnię dokonywaną przy nas” pisał: „w obawie o własną skórę», czyli z tchórzostwa. Brzmi to wręcz ubliżająco w stosunku do narodu, który niestety słynie raczej z nadstawiania karku. Podczas likwidacji getta ludność Warszawy patrzyła ze zgrozą i współczuciem na walkę i niszczenie getta, ale nie odczuwała z tego powodu ani wstydu, ani wyrzutów sumienia, gdyż sama żyła we własnym getcie, jakim była cała Warszawa, terroryzowana i dziesiątkowana przez łapanki. Wywożenie na roboty, masowe aresztowania i publiczne uliczne egzekucje, głód – codzienność, „obojętność ludzi zajętych ratowaniem własnego życia” Moje uzupełnienie w tym miejscu: Polacy mieli zostać biologicznie wyniszczeni – dotarło to do świadomości pracowników Instytutu Śpiewaka?
Korboński pisze: „Oczywiście godzę się z tym, że śmierć około tysiąca bojowców, którzy jedyni z półmilionowej biernej masy zamkniętej murami getta postanowili drogo sprzedać swoje życie, ma wielkie znaczenie dla Żydów, ale nie widzę powodu, dla jakiego by miała jeszcze większe znaczenie dla Polaków” i dalej: „Jako wzór do naśladowania, ta walka i śmierć byłyby spóźnione, gdyż do 19 kwietnia 1943 setki żołnierzy podziemia zaskoczonych przez hitlerowców w konspiracyjnych kryjówkach, drukarniach, warsztatach, fabrykach, transportach, wreszcie otoczonych w oddziałach partyzanckich, nie podnosiło rąk do góry, lecz walczyło do końca, by drogo sprzedać swoje życie i ginęło w beznadziejnej walce lub zażywało truciznę…”.
Kłopoty z pamięcią, kłopoty z prawdą
Szczegóły i szczególiki. We wszystkim, co czytałem i czytam, interesują mnie detale. Czy socjolog Gross, zbierający materiał do książki kilka lat, mógł podać liczbę ofiar 1600, gdy udokumentowano liczbę prawie pięciokrotnie mniejszą (340), gdyż – tak niektórzy kłamstwo Grossa tłumaczą-taka liczba była umieszczona na pomniku?
Ralph Keyes w książce „Czas postprawdy” w rozdziale „Postprawda akademicka” w podrozdziale, „Spadkobiercy Protagorasa” wspomina, że gdy na jego college zapanowała moda na egzystencjalizm, przekonywano, iż działania są ważniejsze niż przekonania, a autentyczność liczy się bardziej niż literalnie pojmowana uczciwość, i że ta postawa szybko przekształciła się w założenie: prawda jest konstruktem społecznym, użyteczne mity znaczą więcej niż jałowe prawdy.
W środowisku akademickim modna stała się tolerancja dla mętniactwa, obłudy i jawnej konfabulacji. W takim klimacie manipulowanie prawdą przestano potępiać, a nawet wyniesiono je na piedestał – pisze Keyes i cytuje Jeremy’ego Campbella, który zarzucał prawdomównym zaburzenia psychiczne oraz swojego rodzaju językową anoreksję: „Ktoś, kto nie umie kłamać, nie jest w pełni człowiekiem i może nawet wymagać pomocy specjalisty”.
Postprofesorowi Śpiewakowi dedykuję: „bez względu na to, jak uzasadnione intelektualnie jest przekonanie o trudności ustalenia obiektywnej prawdy, nie daje nam ona prawa podawania za prawdę czegoś, o czym wiemy, że jest fałszem”
Dokładnie rok temu, w marcu 2018 roku, Śpiewak na pytanie/ stwierdzenie:„W Polsce o »polskich obozach« nikt nie pisał – ale za granicą owszem” odpowiedział: „O polskich obozach pisała Nałkowska, pisał Karski, to było określenie geograficzne. A za granicą to były znikome przypadki”. Rok później na pytanie, czy „Oburzenie na »polskie obozy śmierci« to jeszcze kult idealności czy po prostu prawo do takiej, a nie innej wrażliwości?” mówi: „Oczywiście to sformułowanie może boleć, nawet jeśli po wojnie było używane powszechnie, choćby przez Nałkowską w »Medalionach«.
Ja rozumiem, że to jest kwestia uczuć i możemy je szanować, starać się unikać tego określenia, ale robienie z tego sprawy numer jeden nazwałbym histerią”
Rekontra
W ostatnich kilkunastu latach przejrzałem wiele tysięcy gazet i przeczytałem setki artykułów. Nigdy nigdzie na „polskie obozy śmierci” nie natrafiłem, ani w londyńskich „Wiadomościach” ani w paryskiej „Kulturze” w żadnym innym tygodniku, ani w krakowskim „Życiu Literackim” czy w stalinowskich gazetach codziennych, z lat 1945-1956, ani razu zwrot ten nie był użyty. Nigdy.
Przecież to idiotyzm.
Śpiewak miał rok temu dwóch świadków „polskich obozów” dzisiaj przekonuje, że sformułowanie było powszechnie używane. Na koniec wracam do 120 tys.
Ostatnio Śpiewak zastanawiając się, ilu Żydów zabili Polacy stwierdził: „Pod tym względem jestem ostrożny, można udowodnić, że Polacy zabili około 30 tys. Żydów. Na taką liczbę osób mamy świadectwo”
Zaglądam do tekstu prof. Bogusława Wolniewicza „Antypolskie centrum i fikcyjne 10 proc.” aby odszukać fragment o żonglerce sfingowanymi liczbami. Cytuję: „Rzuca się taką liczbę na próbę i patrzy, co będzie: gdy trafia na opór, to się cofamy i znów patrzymy: gdy zaś oporu już nie ma, idziemy naprzód”.
Gdy bohater tekstu został dyrektorem ŻIH udzielił wywiadu „Rzeczpospolitej” którego głównym akcentem była pewna liczba. Powołując się na książkę Barbary Engelking, oznajmisz tych badań wynika, że z rąk Polaków zginęło w czasie wojny 120 tys. Żydów” a potem powołując się na nią, jako na ustaloną przez historyków, wezwał Polaków do „prawdziwej refleksji”- pisze prof. Wolniewicz. Czy mylę się, uznając myślenie prof. Śpiewaka za wypaczone, myślenie humanisty obarczone antypolskimi stereotypami?
Opracował: Aron Kohn, Hajfa – Izrael