Menu Zamknij

Iść po słonecznej stronie

Sebastian Ligarski, DoRzeczy, nr 16, 17-23.04.2023

Przez lata monopol na upamiętnianie powstania w getcie warszawskim miały władze Polski Ludowej. Z czasem monopol ten zaczęto przełamywać

Niemcy od samego początku okupacji Polski dążyli do eksterminacji ludności żydowskiej (Holokaust, Shoah]. Po zajęciu terytorium naszego państwa rozpoczęli tworzenie na terenie podbitych miast, szczególnie tam, gdzie były duże skupiska ludności żydowskiej, wydzielonych obszarów zamieszkania dla ludności żydowskiej (tzw. gett]. Były one początkiem eksterminacji tej grupy narodowościowej.

Getta posiadały własny samorząd, system policyjny oraz administracyjny. Otoczone były wysokim murem, a wejścia i wyjścia były dokładnie kontrolowane. Z czasem wyjście z getta było możliwe tylko po uzyskaniu stosownych zezwoleń. W środku panowały straszliwe warunki żywieniowe, mieszkaniowe i sanitarne, przyczyniające się do ogromnej śmiertelności. Największe getto w Polsce powstało 2 października 1940 r. w Warszawie. Stłoczono w nim ponad 450 tys. Żydów. Było ono otoczone murem o długości 18 km. Od jesieni 1941 r. każdą próbę ucieczki i pomocy Żydom karano śmiercią. Gettem kierowała Rada Starszych (Judenrat], na której czele stał Adam Czerniaków. Podlegała ona władzom okupacyjnym Warszawy.

Decyzje o tzw. ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej (Endlósung der Judenfrage] zapadły na jesieni 1941 r., a ostatecznie zostały uzgodnione na konferencji w Wannsee 20 stycznia 1942 r. W połowie 1942 r. Niemcy rozpoczęli opróżnianie warszawskiego getta, grupując Żydów na Umschlagplatz (rampa kolejowa przy ulicach Stawki 4/6 i Dzikiej) i wywożąc do obozu zagłady w Treblince. Używano pojęcia „deportacja”, pod którym de facto kryła się akcja likwidacyjna.

Ostatecznie „w wyniku likwidacji getta warszawskiego między 22 lipca a 24 września 1942 r. od 280 000 do 310 000 Żydów zostało wywiezionych i zamordowanych w Treblince, około 10 000 zginęło w czasie wysiedlenia, a ponad 11000 umieszczono w obozie pracy w Trawnikach lub Majdanku”. W stolicy zostało ok. 60 tys. Żydów, a ich liczba stale ulegała zmniejszeniu na skutek chorób, głodu, eksterminacji. W podobny sposób Niemcy działali w innych miastach, np. w Łodzi czy Białymstoku.

NA RATUNEK LUDZKIEJ GODNOŚCI

Wywożenie ludności żydowskiej z getta spowodowało zintensyfikowanie działań dążących do powstania organizacji konspiracyjnej. Żydowska Organizacja Bojowa, bo o niej mowa, grupowała Żydów o poglądach lewicowych i syjonistycznych. To oni stanęli do nierównej walki 19 kwietnia 1943 r„ gdy Niemcy rozpoczęli ostateczną likwidację getta w Warszawie. ŻOB kierował Mordechaj Anielewicz (1919-1943). Do walki przyłączył się Żydowski Związek Wojskowy pod dowództwem Pawła Frenkela. Niemcy, najpierw pod dowództwem szefa policji i SS w dystrykcie warszawskim płk. Ferdi- nanda von Sammema-Frankenegga, a następnie Jurgena Stroopa wraz z oddziałami Litwinów, Łotyszy i Ukraińców, przystąpili do akcji likwidacyjnej, ale zostali zaskoczeni zbrojnym oporem. Arie Wilner mówił: „My nie chcemy ratować swojego życia. Z nas żaden żywy nie wyjdzie. My chcemy ratować ludzką godność”.

Wyposażeni w niewielką ilość broni, skazani na zagładę powstańcy ŻOB oraz Żydowskiego Związku Wojskowego z determinacją walczyli o swój honor. Niemcy systematycznie niszczyli budynek po budynku, podpalając je, szukając bunkrów powstańców, a po ich zlokalizowaniu mordując żydowskich żołnierzy i wszystkie osoby które się tam wraz z nimi schroniły. Nierówna walka trwała do 16 maja (w niektórych miejscach getta strzały słychać było jeszcze w czerwcu 1943 r.J. Mordechaj Anielewicz popełnił samobójstwo 8 maja 1943 r. w bunkrze przy ul. Miłej 18 (wraz z niemal setką towarzyszy broni), a 16 maja Niemcy wysadzili synagogę przy ul. Tłomackie. W czerwcu 1944 r. przy ul. Grzybowskiej 11 zginął Frenkel.

W wyniku walk śmierć poniosło 12 tys. Żydów, reszta została wywieziona do obozów zagłady. Niewielkiej części udało się wydostać z getta. Ci ostatni wzięli też udział w powstaniu warszawskim. Getto warszawskie przestało istnieć zrównane z ziemią.

MONOPOL NA PAMIĘĆ

Przez lata monopol na upamiętnianie powstania w getcie warszawskim miały władze Polski Ludowej. To one organizowały główne uroczystości pod pomnikiem Bohaterów Getta Warszawskiego wzniesionego ze składek społeczności żydowskiej. To także one pielęgnowały wybiórczą pamięć o tym zrywie. Jak pisała autorka monografii poświęconej obchodom rocznicy powstania w getcie warszawskim Renata Kobylarz: „Od pierwszej rocznicy, obchodzonej jeszcze w atmosferze wojennego chaosu i niepewności, aż po ostatnią, która przypadała na czas przełomu politycznego, manipulowano historią tego zrywu, interpretując ją tak, by pasowała do bieżącej sytuacji politycznej”. Pomnik Bohaterów Getta obrósł legendą od czasu słynnego klęknięcia pod nim kanclerza RFN Willy’ego Brandta. W praktyce do lat 80. XX w. nikt nie zakłócał tego miejsca innymi inicjatywami, które mogły w jakikolwiek sposób zwrócić uwagę władz i spowodować jej głęboki niepokój w naruszeniu dotychczas funkcjonującej narracji o powstaniu, czyli „czynu zbrojnego polskiej i żydowskiej lewicy rewolucyjnej”. Monopol przełamało powstanie NSZZ „Solidarność” i coraz częstsze podnoszenie kwestii żydowskiej w historii Polski na łamach czasopism drugoobiegowych.

Teksty dotyczące problematyki polsko-żydowskiej pojawiały się chociażby we wrocławskim „Biuletynie Dolnośląskim”. W numerze listopadowo-grudnio- wym z 1980 r. poświęcono im specjalny dodatek. W jednym z najważniejszych pism opozycji demokratycznej w Polsce redakcja tak tłumaczyła powód poświęcenia miejsca tym relacjom: „Byli przecież częścią NAS, naszego społeczeństwa (niezależnie od stopnia integracji z tym społeczeństwem)”. Takich inicjatyw było znacznie więcej, a dyskusja z biegiem lat coraz bardziej szeroka i wnikliwa.

W1983 r. przypadała 40. rocznica wybuchu powstania, co spowodowało zdynamizowanie działań środowisk, które chciały opowiedzieć inną historię powstania, niż robiła to do tej pory oficjalna wersja kolportowana przez władze. W1983 r. w drugim obiegu ukazał się przedruk relacji Marka Edelmana pt. „Getto walczy” z 1945 r., a w „Tygodniku Mazowsze” opublikowano wywiad z Markiem Edelmanem, ostatnim żyjącym członkiem dowództwa powstania. Na marginesie wspomnijmy, że Edelman po wprowadzeniu stanu wojennego w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. został aresztowany, co spowodowało szybką interwencję Jana Józefa Szczepańskiego i Klemensa Szaniawskiego u gen. Czesława Kiszczaka, który wydał polecenie jego zwolnienia.

Edelman w rozmowie z jednym z redaktorów „Tygodnika Mazowsze” zatytułowanej „Iść po słonecznej stronie” wyjaśniał motywy podjęcia walki oraz atmosferę tamtych dni, gdy walczący mieli „w „rzekomą satysfakcję”, że nie giną potulnie, lecz zadają wrogowi ciosy”, opowiadał o ogromnym rozczarowaniu brakiem wystarczającej ilości broni oraz poczuciu osamotnienia w obliczu śmierci. W tej samej gazecie Edelman opublikował również list otwarty, w którym tłumaczył powody swojej decyzji o odmowie uczestniczenia w oficjalnym komitecie obchodów. Władze wykazały się niezwykłą hipokryzją, najpierw go aresztując, a potem zapraszając do komitetu obchodów.

13 kwietnia 1983 r„ podczas audiencji generalnej w Watykanie, o powstaniu i jego bohaterach mówił papież św. Jan Paweł II, określając ich walkę jako „rozpaczliwy krzyk o prawo do życia, wolności, o ocalenie godności człowieka”. Papież zresztą nie poprzestał tylko na słowach, lecz podczas swojej drugiej pielgrzymki do Polski 20 czerwca 1983 r. wymógł zmianę w oficjalnym programie, uklęknął oraz zmówił modlitwę pod pomnikiem Bohaterów Getta. Nic zatem dziwnego, że środowiska kultywujące pamięć o powstaniu, a będące w opozycji wobec władz komunistycznych postanowiły zaplanować alternatywne obchody rocznicy powstania.

NIEZALEŻNIE OD WŁADZY

Z tej okazji postanowiono zorganizować w Warszawie 17 kwietnia większą manifestację na Umschlagplatz i przed pomnikiem Bohaterów Getta oraz dzień później mniejszą, bardziej kameralną uroczystość na cmentarzu żydowskim przy ul. Okopowej przy grobie Michała Klepfisza, członka Bundu i Żydowskiej Organizacji Bojowej.

Władze, znając zamiary środowisk opozycyjnych, prowadziły operację pod kryptonimem Kwiecień ’83 i za wszelką cenę starały się nie dopuścić do uczestnictwa w tych nielegalnych obchodach Marka Edelmana, którego zatrzymano siłą w domu w Łodzi. Pomimo tego udało się do niego dostać dziennikarzom stacji zagranicznych i innym osobom, które chciały go nawet z tego aresztu domowego wydobyć i przetransportować do stolicy. Ostatecznie jednak Edelman nie pojawił się 17 i 18 kwietnia w Warszawie. Do uroczystości jednak doszło.

Rozpoczęły się one o godz. 16 na Umschlagplatz, gdzie pod tablicą, otoczoną kordonem milicyjnym, złożono kwiaty. Wokół niej zgromadziło się ok. 200 osób, przeważnie ludzi starszych, a milicjanci wzywali wszystkich do opuszczenia miejsca zgromadzenia. Nie użyto siły. Dzień później do spotkania na cmentarzu przy ul. Okopowej nie doszło, bo władze zamknęły nekropolię. Zjawili się na nim m.in. Jan Józef Lipski, Władysław Siła-Nowicki, Bronisław Geremek, Tadeusz Mazowiecki czy Leopold Kummant. Ponieważ władze uniemożliwiły im wejście na cmentarz, pod jego bramą mowę wygłosił były żołnierz Armii Krajowej Józef Rybicki, a uczestnicy złożyli kwiaty z szarfą ozdobioną napisem: „Towarzyszom broni ŻOB – żołnierze Armii Krajowej”.

Kolejne duże niezależne obchody odbyły się pięć lat później – w 1988 r. Zorganizował je Obywatelski Komitet Obchodów 45. Rocznicy Powstania w Getcie Warszawskim. W swojej odezwie jego członkowie napisali: „Byli naszymi braćmi. Przez osiem stuleci ziemia polska była ziemią wspólną, losy Żydów polskich stanowiły część losów Polski, a ich wiara, mowa, kultura i obyczaj były istotnym składnikiem jej pejzażu społecznego […]. Powstanie w getcie warszawskim stało się w oczach świata symbolem walki o wartości najwyższe – o godność ludzkiego życia i prawo wyboru godnej śmierci. Wyrażamy głębokie przekonanie, iż obowiązkiem naszym – reprezentantów niezależnej opinii społecznej – jest danie świadectwa wypowiedzianym wyżej prawdom”.

Ulotki na ulicach Warszawy, informujące o programie tych obchodów, kolportowali członkowie Grup Oporu „Solidarni”. Na rozmowy ostrzegawcze przez Służbę Bezpieczeństwa wzywani byli członkowie nielegalnego komitetu, w tym Jacek Kuroń, który zapewniał podczas jednej z nich, że uroczystości będą spokojne, a młodzież odgrywająca rolę służby porządkowej odpowiednio poinstruowana o zadaniach i do żadnych prowokacyjnych działań miało nie dojść. Służbę porządkową organizowało Niezależne Zrzeszenie Studentów. Do organizacji doproszono także przedstawicieli Ruchu Wolność i Pokój.

W ramach obchodów miano w samo południe 17 kwietnia odsłonić pomnik działaczy Bundu – Henryka Erlicha i Wiktora Adlera – na cmentarzu żydowskim przy ul. Okopowej (zgodę w grudniu 1987 r. wydał Urząd ds. Wyznań). O godz. 17 planowano złożenie kwiatów pod pomnikiem Bohaterów Getta, gdzie miało dojść do jednego okolicznościowego przemówienia, a następnie planowano udać się na Umschlagplatz, gdzie miano zmówić wspólnie kadisz i „Ojcze Nasz”, odśpiewać hymn Polski i wygłosić okolicznościowe przemówienia przez Marka Edelmana i Janusza Onyszkiewicza. Wrocławska SB informowała sztab warszawski, że Lech Wałęsa nie przyjedzie na uroczystości, gdyż z powodu swojej niechęci udało mu się załatwić zwolnienie lekarskie z dyspozycją „ma leżeć”. Marek Edelman wysyłał zaproszenia na uroczystości m.in. do przewodniczącego Parlamentu Europejskiego czy szefa Międzynarodówki Socjalistycznej (a był nim wtedy Willy Brandt), przedstawicieli socjalistycznych związków zawodowych w USA czy Francji oraz innych organizacji. Władze obawiały się, że część delegacji zagranicznych może zdecydować się na bojkot oficjalnych uroczystości i dołączyć do tych organizowanych przez niezależny komitet, który szeroko kolportował swój apel. Tak się jednak nie stało. Dodatkowym elementem uroczystości była konferencja naukowa w kościele pw. Trójcy Świętej przy ul. Solec 61.

Służba Bezpieczeństwa również nie odpuściła i prowadziła operację pod kryptonimem Wiosna ’88, której celem było głównie zabezpieczenie oficjalnych uroczystości, aby nie doszło do zakłócenia ich przebiegu. Na czele grupy operacyjno–sztabowej stanął płk Krzysztof Majchrowski, dyrektor Departamentu III MSW, spec od literatów i środowisk twórców.

Uroczystość na cmentarzu rozpoczęła się zgodnie z planem o godz. 12. Przybyło na nią ok. 1,5 tys. osób. Przy pomniku przemawiali: Marek Edelman, Zbigniew Bujak, synowa Erlicha oraz kilka innych osób. Po zakończeniu przemówień minutą ciszy uczczono zmarłych, a następnie Mieczysław Voit recytował wiersze żydowskiego poety. Potem złożono kwiaty, a Marek Edelman zaprosił wszystkich na godz. 17 pod pomnik Bohaterów Getta.

Uroczystość pod pomnikiem Bohaterów Getta trwała pół godziny. Wzięło w niej udział ok. 3 tys. osób. Prowadził ją Marek Edelman. Służba Bezpieczeństwa odnotowała transparenty kilkunastu organizacji opozycyjnych oraz hasło: „Solidarność między ludźmi i narodami uczyni świat wolny i sprawiedliwy”. Pod pomnikiem przemawiali Janusz Onyszkiewicz, który odczytał list nieobecnego Wałęsy do Edelmana, Zbigniew Bujak, który omawiał wpływ martyrologii narodu żydowskiego na historię Polski. Odśpiewano m.in. „Rotę” oraz odmówiono modlitwy w języku polskim i hebrajskim. Potem całą szerokością ulicy Dubois przemaszerowano na ul. Stawki, gdzie złożono kwiaty. Uroczystości zakończono ok. godz. 18.20. Na obchodach obecni byli przedstawiciele ambasad zagranicznych, w tym ambasador USA w Polsce, ambasadorzy Belgii, Wielkiej Brytanii, Holandii oraz korespondenci z czołowych redakcji zagranicznych.

ZNACZKI PODZIEMNEJ POCZTY

Powstanie w getcie warszawskim upamiętniano także na znaczkach podziemnej poczty. Nie ma ich w porównaniu z powstaniem warszawskim czy nawiązywaniem do zbrodni katyńskiej zbyt wiele, lecz stanowią istotny fragment pamięci o powstaniu w getcie. Powstały zatem znaczki z wizerunkiem Marka Edelmana, wizerunkami Żydów w getcie oraz wierszami poświęconymi powstańcom i ich walce (Poczta Rekontry), gwiazdą Dawida ze stylizowaną czcionką, z macewą i wizerunkiem starszego Żyda mędrca. Były też znaczki przypominające miejsce miesiąca kwietnia w polskiej martyrologii.

Autor jest historykiem, pracownikiem OBBHIPN w Szczecinie.

Od pierwszej wojny do trzeciej

Dariusz Wieromiejczyk, DoRzeczy, Nr 15, 11-16.04.2023

Wybuch pierwszej wojny światowej jedni nazywają samobójstwem Europy, inni czynami lunatyków iub „szaloną” katastrofą.

Czy nie to samo grozi nam w obecnym konflikcie?

Pierwsza wojna światowa wybuchła niespodziewanie, po okresie długiego, przeiywanego jedynie konfliktami lokalnymi, pokoju w Europie. Poprzedzała ją epoka niezwykłych odkryć naukowych i gwałtownych zmian w stylu życia ludności Europy – nazywana dziś rewolucją przemysłową. Jednocześnie miał miejsce bezprecedensowy wzrost zamożności i długości życia mieszkańców Starego Kontynentu. Podobieństw z naszymi czasami jest w wypadku okresu sprzed wielkiej wojny tak dużo, że usprawiedliwione wydaje się postawienie pytania: Czego możemy się z dziejów tego konfliktu nauczyć?

Dla klarowności wywodu refleksje swoje przyporządkowałem kilku generalnym zasadom, których znaczenie postaram się pokrótce uzasadnić.

JEŚLI MOŻESZ OPÓŹNIĆ WEJŚCIE DO WOJNY, TO NIE WCHODŹ DO NIEJ WCALE

W większości ludzkich konfliktów daje się zauważyć klarowny podział na strony zwycięską i pokonaną. Ta pierwsza na stoczonej walce zyskuje – druga traci. W pierwszej wojnie światowej katastrofa – taka bądź inna – spotkała wszystkie potęgi, które weszły do wojny w jej początkowej fazie. Austro-Węgiy się rozpadły. Rosja przeżyła krwawą rewolucję społeczną, ponosząc ogromne straty ludzkie, terytorialne i gospodarcze. Podobny los spotkał Cesarstwo Niemieckie. Francja, wykrwawiona i zdemoralizowana, wkroczyła na drogę prowadzącą do utraty statusu imperialnego, a wreszcie następnej klęski – ucieleśnionej w obrazie państwa Vichy. Wielka Brytania, poza utratą całego pokolenia młodych mężczyzn, oddała pozycję dominującego światowego mocarstwa, musiała się pogodzić z oderwaniem Irlandii i stopniowym rozkładem swojego imperium kolonialnego.

Jedynym w gronie mocarstw zwycięzcą wielkiej wojny okazały się Stany Zjednoczone. Zawdzięczały to przystąpieniu do wojny bardzo późno – dopiero w kwietniu roku 1917, wcześniej ograniczając się do nadzwyczaj intratnego handlu z walczącą Europą. Masowy udział amerykańskich żołnierzy w krwawej jatce rozpoczął się jeszcze później – latem roku 1918 r. Moment był znakomity – do zawieszenia broni pozostało już wtedy ledwie kilka miesięcy.

Żaden z małych krajów europejskich nie dokonał jednak wcześniej podobnej sztuki. Na rzucenie się w ogień nie było dobrego momentu. Włochy, których przystąpienie do walki nastąpiło dopiero w maju roku 1915, wyszły na tej decyzji fatalnie. Jej polityczny sprawca, minister Sidney Sonnino, miał odwagę przyznawać po latach, że Włochy mogły stanąć po każdej ze stron, a ostateczny wybór spowodowany był „korzystniejszą” ofertą ententy. Ta zaoferowała Włochom liczne terytoria należące do Au- stro-Węgier – bez oglądania się na kwestie narodowościowe czy wolę mieszkańców tych ziem. Po wojnie większość obietnic została złamana, powodując poczucie klęski w wyniszczonym wojną kraju. Pół miliona zabitych Włochów i ponad milion rannych i okaleczonych żołnierzy było już w oczach współczesnych ofiarą niezrozumiałą i daremną. Warto dodać, że armia włoska przystąpiła do konfliktu nieprzygotowana i poniosła w nim serię spektakularnych klęsk. Politycy, którzy wprowadzili Włochy do wojny – Sidney Sonnino i Antonio Salan- dra – uchodzą w zgodnej opinii potomnych za jedne z najciemniejszych postaci w XX- -wiecznej historii Włoch.

Nie lepiej oceniła historia polityków rumuńskich, którzy skuszeni obietnicami ententy i zmyleni początkowymi sukcesami rosyjskiej ofensywy Brusiłowa wciągnęli do walki Rumunię w sierpniu roku 1916. Skończyło się to spektakularną klęską armii, okupacją całego kraju i cierpieniami ludności cywilnej. Podobna historia miała miejsce w Bułgarii, która dla odmiany opowiedziała się po stronie państw centralnych. Tu także miraże zysków terytorialnych i ambicje żonglujących podniosłymi frazesami polityków przyniosły narodową katastrofę i bankructwo elity politycznej. W każdym z tych państw udziału w światowej rzezi można było, przy znacznej dozie dyplomatycznej zręczności, uniknąć. Do wojny parli jednak kuszeni przez obce potęgi politycy, nierzadko kierując się przy tym najzupełniej prywatnym rachunkiem interesów.

WOJNĘ NALEŻY KOŃCZYĆ Z MOŻLIWIE NIENARUSZONYMI SIŁAMI WŁASNYMI, ZARÓWNO MILITARNYMI, JAK ICOSPODARCZYMI Tylko własny, zachowany pomimo konfliktu, potencjał militarny i gospodarczy państw uczestniczących w wielkiej wojnie był czynnikiem decydującym o kształtowaniu powojennego ładu. Nawet najszczodrzej obdarowane obietnicami państwa zwycięskiej ententy zatrzymały z wojennych łupów tyle tylko, ile własnymi siłami zdołały zagarnąć, przełknąć i strawić. Przyrzeczenia dane Grecji kosztem pokonanej Turcji warte były nie więcej, niż mogła zawojować i obronić grecka armia.

Deklaracje składane Włochom w przededniu ich przystąpienia do walki już po kilku latach kwitował Lloyd George w brytyjskim parlamencie słowami: „Alianci obiecali Włochom olbrzymie tereny ekspansji. Daliśmy im? Cóż daliśmy? Włosi dobrze zdają sobie z tego sprawę”. O fantastycznych zyskach obiecywanych jeszcze naiwniejszym partnerom, takim jak Arabowie, nie ma nawet co wspominać. Pamięć tak widowiskowego wystrychnięcia na dudka do dziś żywa jest w licznych krajach Bliskiego Wschodu.

Przykładami małych państw, które przynajmniej na mapie „dobrze wyszły” na pierwszej wojnie światowej, wydawać się mogą Rumunia i Serbia. Jest to jednak złudzenie. Oba kraje zostały w czasie wojny pobite, okupowane i zrujnowane przez przeciwników. Ich pokonane armie zmuszono do odwrotu na terytoria sąsiadów. Serbia straciła w wielkiej wojnie blisko 30 proc, wszystkich mieszkańców, straty wśród mężczyzn szacuje się na ponad 50 proc. Przy takiej rzezi nazwanie Serbii zwycięzcą wojennym zakrawa na okrutny żart. Żadne zyski terytorialne i „prestiżowe” nie zrekompensowały tym społeczeństwom gospodarczej ruiny i śmierci tak wielkiej części obywateli.

SOJUSZE 54 ZMIENIANE PRZEZ WOJUJĄCE PAŃSTWA, NIEKIEDY NIESPODZIEWANIE DLA SĄSIADÓW

W trakcie pierwszej wojny światowej nawet jej najważniejsi uczestnicy brali pod uwagę oferty składane przez obie strony konfliktu. Przystąpienie Włoch do wojny po stronie ententy było wynikiem wiarołomnych targów i kalkulacji, w trakcie których obie strony proponowały Włochom rozliczne terytoria – także te, należące do własnych (nie zawsze poinformowanych o tym fakcie) sojuszników.

Także Turcja była przed przystąpieniem do wojny obiektem dyplomatycznego przetargu – o dość zaskakującym dla wyznawców „polityki wartości” przebiegu. Jednym z powodów, dla których Rosja poczuła się egzystencjalnie zagrożona w ostatnich latach pokoju, był zakup przez Turcję w Wielkiej Brytanii dwóch supernowoczesnych, jak na tamte czasy, pancerników. Miały one dotrzeć do Turcji latem 1914 r., całkowicie zmieniając, na niekorzyść Rosji, bilans sił na Morzu Czarnym. Przez Morze Czarne i cieśniny tureckie przechodziła większość rosyjskiego eksportu. Ciekawe, że takiego „jeża w spodnie” wrzuciła Rosji, z chęci zysku, jej przyszła sojuszniczka – Wielka Brytania, która dopiero po wybuchu konfliktu zarekwirowała oba okręty.

Sama zaś Rosja, planując długo przed wojną dywersyjne działania wymierzone w Turcję, wspierała dostawami pieniędzy i broni zarówno tureckich Ormian („prawosławnych braci”), jak i muzułmańskich Kurdów. Zwolennikami wykorzystania jako sojuszników tych ostatnich byli dowódcy wojskowi stacjonujących na Kaukazie wojsk, uważający Kurdów za ludzi bardziej sposobnych do wojaczki. Dopiero interwencja rosyjskich dyplomatów, którym sojusz z Kurdami kłócił się zasadniczo z planami rozbioru Turcji i zajęcia cieśnin tureckich z wymarzonym Stambułem, „Carogrodem”, przesądziła sprawę. Rozbiór Turcji miał być oczywiście przedstawiony opinii publicznej jako wyzwolenie uciskanych prawosławnych z rąk muzułmańskich ciemiężców.

Pozostałe państwa, jak wspomniana Rumunia, również flirtowały z obiema stronami konfliktu. Rumunia, po długim konkursie ofert, weszła do wojny po stronie ententy, potem zaś, pokonana, dołączyła do państw centralnych. Biorąc pod uwagę powojenne nabytki terytorialne, polityka ta mogłaby nawet uchodzić za udaną. Rumunia uzyskała po wojnie zarówno węgierski Siedmiogród, którym kusiła ją ententa, jak i rosyjską Besarabię – obiecywaną przez państwa centralne.

Nazywając rzecz po imieniu, o wyborze stron walki decydowały krótkowzroczne kalkulacje i zmienne, nieoczywiste interesy. Carska Rosja walczyła ramię w ramię z republikańską Francją i krajem, który przed dekadą zapoczątkował upadek imperium Romanowów – Japonią. Śmiertelny do niedawna rywal w geopolitycznej „Wielkiej Grze” – Anglia – ku zaskoczeniu wszystkich też został sojusznikiem Rosji. Jaka była w tym gronie wspólnota wyznawanych wartości?

W TRAKCIE WOJNY SZYBKO ZMIENIAJĄ SIĘ CELE WALCZĄCYCH PAŃSTW I KOALICJI Fundamentalne różnice interesów zderzały się często nawet wewnątrz wojujących koalicji – rosyjska przewaga wpływów w rejonie Konstantynopola i cieśnin tureckich uzgodniona została (w zakulisowych negocjacjach) dopiero w roku 1916, po ewakuacji Anglików z Gallipoli i długotrwałych, zaciętych sporach Rosji z jej „aliantami”.

Plany zwaśnionych potęg ulegały znamiennej eskalacji – apetyty ich rosły, w miarę ponoszonych strat. Im bardziej wyniszczona była populacja walczącej Francji, Rosji czy Niemiec, tym brutal- niejsze i bardziej zachłanne były cele ich elit. Przypominało to zachowanie przegrywających w kasynie hazardzistów – im większy „kapitał krwi” zostawiali w okopach rządzący, tym wyższe brali kredyty dla podniesienia stawki. W obliczu zdziesiątkowanych armii i zrujnowanych finansów powrót do stanu rzeczy sprzed wojny był już dla polityków niemożliwy, czego nie można chyba powiedzieć o żołnierzach. Zastanawiające, że w „zmilitaryzowanych” i „rządzonych pałką” Niemczech rozstrzelano w czasie wojny, z powodu dezercji i nieposłuszeństwa, 48 żołnierzy, liberalna monarchia brytyjska uśmierciła wyrokami sądów 346 swoich obrońców (przy znacznie mniejszej armii), republikańscy Francuzi zaś, według oficjalnych, zaniżonych statystyk, rozstrzelali ponad 600 odmawiających walki żołnierzy. Bunty w armii francuskiej objęły w roku 1917 niemal połowę jednostek, dane o egzekucjach zaś ukrywano przed opinią publiczną.

Podsumowując powyższe rozważania, dochodzimy do wniosków prostych, wręcz zdroworozsądkowych. Przypominają one odkrycie, że lepiej jest być zdrowym niż chorym, a bogatym łatwiej się żyje niż biednym. Jeśli część moich czytelników uzna je za wyważanie otwartych drzwi, to sprawi mi to tylko satysfakcję.

Obawiam się jednak, że dla licznych polskich polityków i publicystów przedstawione przeze mnie refleksje mogą być dalece nieoczywiste. Mam tu na myśli posłanki, fotografujące się w czołgu z podpisem „Na Moskwę”, wysokich oficerów kreślących na łamach prasy brukowej sposoby powojennego zagospodarowania okręgu kaliningradzkiego oraz dziennikarzy, świętujących z powodu przekazania sąsiadowi jak największej ilości artylerii, czołgów i samolotów.

Liczę się z tym, że opis wielkiej wojny jako konfliktu toczonego w imię przyziemnych, szybko zmieniających się interesów światowych imperiów może wydać się jednostronny. Nie ma w nim miejsca na przywoływane przez propagandzistów i polityków „moralne” i „cywilizacyjne” wartości. W rzeczywistych kalkulacjach walczących stron nie odgrywały one większej roli.

Z początku ważne były krótkowzroczne gabinetowe rozgrywki, gromko wyrażane ambicje wojskowych, interesy przemysłowców i finansistów. Po pierwszym milionie poległych rządzący uciekali już tylko przed odpowiedzialnością, dopisując szlachetnie brzmiące uzasadnienia dla decyzji, z których obawa przed gniewem poddanych nie pozwalała się wycofać. Decyzje te były podejmowane na podstawie błędnych analiz oraz złego rozpoznania zarówno interesów własnych, jak i intencji strony przeciwnej. Nic dziwnego, że wybuch pierwszej wojny światowej jedni nazywają samobójstwem Europy, inni czynami lunatyków lub „szaloną” katastrofą. Było w tym kataklizmie miejsce na ludzkie cierpienie, poświęcenie i odwagę. Nie sposób się w nim jednak doszukać ani jasno zdefiniowanych i osiągniętych przez aktorów dramatu celów, ani uzasadniającej podjęte ryzyko kalkulacji strat i zysków. Obawiam się, że nie znajdziemy ich także w konflikcie, którego groźny cień nadciąga nad Europę naszych czasów.

Aron Kohn – Hajfa, Izrael