Mirosław Kokoszkiewicz, Warszawska Gazeta, nr 17, 28.04-4.05.2023
Można już dziś zaryzykować tezę, że film będzie w oczywisty sposób antypolską dywersją propagandową ukazującą los „biednych imigrantów”, nazywanych celowo i kłamliwie uchodźcami, w konfrontacji z „okrutnymi i nieludzkimi służbami mundurowymi rasistowskiej dyktatury pisowskiego państwa”.
Odsunięcie rządów Zjednoczonej Prawicy od władzy to kwestia priorytetowa dla bardzo szerokiej antypolskiej międzynarodowej koalicji obejmującej nie tylko Berlin,
Paryż i Brukselę, ale również Moskwę i Mińsk. Dlatego nie bardzo zaskoczyła mnie informacja, że Agnieszka Holland jest w trakcie realizacji filmu „Zielona granica”, który z bardzo łatwej do przewidzenia perspektywy będzie przedstawiał atak hybrydowy na polsko-białoruską granicę, który – jak wiemy – był niejako preludium do napaści Putina na Ukrainę. Dzisiaj ani kwatera główna NATO, ani Europejska Agencja Straży Granicznej i Przybrzeżnej (Frontex) nie mają wątpliwości, czemu ten atak na polsko-białoruską granice służył. Chodziło o wywołanie wielkiego konfliktu społecznego i politycznego w Polsce, która przecież już wkrótce miała stać się głównym państwem frontowym, przez które dostarczana będzie niemal cała pomoc wojskowa i humanitarna dla Ukrainy. Oczywiście poprzez te ataki na naszą granicę Putin chciał też odwrócić uwagę od wielkiej koncentracji rosyjskich wojsk przy granicach z Ukrainą. Gdy z takiej perspektywy patrzy się na powstające nowe „dzieło” Agnieszki Holland, można już dziś zaryzykować tezę, że film będzie w oczywisty sposób antypolską dywersją propagandową ukazującą los „biednych imigrantów”, nazywanych ceIowo i kłamliwie uchodźcami, w konfrontacji z „okrutnymi i nieludzkimi służbami mundurowymi rasistowskiej dyktatury pisowskiego państwa”.
Oczywiście niemiecki Onet już dziś próbuje bronić nowego filmu Agnieszki Holland, pisząc:
– O „Zielonej granicy” jako pierwsza napisała TVP Info. W kontekście rzekomo „bardzo szybkiego tempa prac” upolityczniona Telewizja Polska oraz prawicowy „Do Rzeczy” podkreślają rzekomą chęć zdążenia z premierą przed tegorocznymi wyborami parlamentarnymi, które odbędą się jesienią.
Z kolei sama reżyserka mówi Onetowi:
– Pracujemy normalnie, w tempie prac nie ma nic nadzwyczajnego. Nie sądzę, żebym zdążyła przed wyborami, to nie jest naszym celem. Prawicowe media piszą różne niestworzone rzeczy, nie wiem, skąd mają swoje informacje, bo nikt się z nami nie kontaktował.
Ja jestem jednak jakoś dziwnie spokojny, jeśli chodzi o termin zakończenia prac nad filmem, i mimo zapewnień Agnieszki Holland, iż jej celem nie jest zdążenie przed wyborami, to wierzę, że rzutem na taśmę jakoś jej się to uda, oczywiście zupełnie przypadkowo. Ciekawe, że Agnieszka Holland nie chce zdradzić, kto ze strony polskiej jest współproducentem finansującym powstanie filmu i wymienia tylko producentów z Czech, Francji i Belgii. Ujawniono również finansowanie przez fundusz Eurimages nadzorowany przez Komisje Europejską. Minister kultury Piotr Gliński napisał na Twitterze: – W związku z nieprecyzyjnymi informacjami pojawiającymi się w przestrzeni publicznej informuję, że film p. Holland nie jest finansowany z środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej ani żadnych instytucji związanych z MKIDN.
A teraz kilka zdań wyjaśnienia. Dlaczego już dzisiaj można niemal ze stuprocentową pewnością przewidzieć, że film stanie się kolejnym elementem międzynarodowej walki z polskim państwem, pomimo iż nikt go jeszcze nie widział? Pewnie większości naszych Czytelników wystarczy już samo nazwisko reżyserki, która już od ośmiu lat walczy o to: żeby było tak, jak było. Zwłaszcza jeżeli dodamy do tego informację, że w jedną z głównych ról w filmie „Zielona granica” wciela się Maja Ostaszewska, aktorka wyjątkowo dobrze rozgrzana ideologicznie i antypisowsko nakręcona jak mało kto. Ostaszewska była aktywna nie tylko na polsko-białoruskiej granicy, ale także we wszystkich antyrządowych zadymach, począwszy od obrony karpia przed bożonarodzeniową tradycją, dzików przed odstrzałem przez pisowskich siepaczy, po wspieranie strajku nauczycieli, protestów w obronie sądów, konstytucji oraz wszelkich Czarnych Protestów i Strajku Kobiet, gdzie na sztandarach niesiono hasła domagające się legalizacji zabijania dzieci poczętych, a rządzącym dedykowano hasło „w…ć” Z lewackiej perspektywy poglądy Ostaszewskiej wpisujące się w cywilizację śmierci można jakoś na siłę uzasadnić. Przecież każde dziecko, które uniknie uśmiercenia poprzez aborcję, może w przyszłości stać się konsumentem tak ukochanego przez nią wigilijnego karpia. Myślę, że Maja Ostaszewska bez kaskadera byłaby w pełni gotowa odegrać rolę słynnego, a wręczjegendarnego”, Ibrahima, który według wyemitowanego na antenie TVN reportażu przez sześć dni płynął z lodowatym nurtem
Bugu, nic nie jedząc i nic nie pijąc. Nocami mokry i zmarznięty kładł się na ziemi, nie rozpalając nawet ogniska ze strachu, że ktoś go zobaczy. Oczywiście „Fakty” TVN nie wyjaśniły jakim cudem ten mężczyzna przeżył, skoro zdrowy człowiek w wodzie nawet o temperaturze 10-15 stopni może przeżyć do trzech godzin, a bez picia wody góra cztery dni.
Okazuje się, że sama Agnieszka Holland, goszcząc na antenie lewackiego Radia TOK FM, uchyliła nieco rąbka tajemnicy, co do filmu „Zielona granica”. W audycji „Pierwsze Śniadanie w TOK-u” mówiła:
– Akcja dzieje się mniej więcej przed rokiem, kiedy zaczął się kryzys humanitarny na granicy. To bardzo mnie poruszyło, bo uświadomiło mi, że ta sytuacja – w sensie moralnych wyborów, przypomina mi inne filmy, które robiłam i które działy się w odległej historii. Wydawało mi się, że jako twórczyni powinnam się z tym zmierzyć, skoro dzieje się to tuż obok mnie. To nasz obowiązek, ponieważ ten problem nie zniknie, on będzie narastał. […] Nie wierzę w solidarność chrześcijan, niestety. Jest z nią bardzo trudno, szczególnie jak patrzę na taki ostentacyjnie chrześcijański polski rząd, to nie widzę tam tego typu solidarności. […] Rasizm jest zjawiskiem, które też nie jest czysto polskie, ale w Polsce on jest odarty z maski, kostiumu. Dlatego można go wyraźniej zobaczyć i może też można go leczyć, w jakiejś dłuższej perspektywie.
Po tych słowach domyślam się, że z filmu Holland widz na pewno nie dowie się, że nielegalne przekraczanie granicy w całym cywilizowanym świecie jest przestępstwem, a imigranci z Azji posiadający białoruskie wizy turystyczne nie są uchodźcami. Nie dowie się również, że prawdziwi uchodźcy mają prawo udać się na legalne przejścia graniczne i tam złożyć wnioski o azyl.
Granie na ludzkich uczuciach, wymachiwanie sztandarem humanitaryzmu i odczłowiecza- nie przeciwnika politycznego w celach propagandowych to nie jest wynalazek Agnieszki Holland czy Mai Ostaszewskiej. Nie jest to nawet wymysł współczesnego lewactwa. Oto przykład. Nakręcony w 1941 r. przez propagandę hitlerowską film Heimkehr (Powrót do ojczyzny), nad którego realizacją czuwał sam
Heinrich Himmler, był ohydnym antypolskim paszkwilem, OKreślanym dzisiaj przez międzynarodowe grono historyków jako: jeden z najnikczemniejszych filmów propagandowych Trzeciej Rzeszy. Teraz jedna z kluczowych scen tego filmu. Akcja toczy się w II RP, gdzieś w okolicach Łucka na Wołyniu. Stłoczone w niemiłosiernie małej i obskurnej celi polskiego więzienia niemieckie kobiety i dzieci zmuszane są przez swoich polskich oprawców do spania na stojąco. W oczekiwaniu na rychłą śmierć dzielna Niemka Marie dodaje otuchy swoim zrozpaczonym rodakom słowami:
– Wyobraźcie sobie, jak to będzie mieszkać pośród Niemców. Jeśli wejdziecie do sklepu, nikt nie będzie gadać po polsku albo po żydowsku, a tylko po niemiecku. Nie tylko wieś, a cała okolica, całe państwo będzie niemieckie. Gleba na polu będzie niemiecka i kamienie, i trawa, i leszczyna. / nie tylko żyjemy niemieckim życiem, a też umieramy niemiecką śmiercią. Nawet zmarli zostaniemy Niemcami, i zostaniemy częścią Niemiec, niemiecką glebą… Wtem do celi wchodzą uzbrojeni umundurowani Polacy i prowadzą Niemców do piwnicy, gdzie ma odbyć się zbiorowa egzekucja. Nagle na niebie pojawiają się samoloty Luftwaffe z czarnymi krzyżami, a z daleka słychać coraz wyraźniejszy szczęk gąsienic niemieckich czołgów. Gnębieni przez Polaków przedstawiciele niemieckiej mniejszości na Wołyniu, skazani na śmierć za słuchanie radiowych przemówień Adolfa Hitlera, są uratowani, a wszystko to dzieje się dokładnie dnia 1 września 1939 r.
Przypominam tę historię, ponieważ w tym nakręconym przez niemieckiego okupanta propagandowym antypolskim paszkwilu, w którym odczłowieczono Polaków, dobrowolnie zgodzili się zagrać popularni przedwojenni polscy aktorzy, tacy jak: Bogusław Samborski, Józef Kondrat, Michał Pluciński i Hanna Chodakowska. Jako ciekawostkę dodam, że Józef Kondrat to stryj Marka Kondrata, a Michał Pluciński był bratem Andrzeja Szalawskiego, znanego z roli Juranda ze Spychowa w filmie „Krzyżacy” Aleksandra Forda. Udział polskich aktorów miał wzmocnić siłę propagandowego przekazu, a za nakłonienie ich do gry polegające na kuszeniu dużymi pieniędzmi odpowiadał konfident Gestapo, polski przedwojenny aktor Igor Sym, który jednak nie dożył premiery filmu zlikwidowany przez zespół bojowy ZOM kontrwywiadu Okręgu Warszawa-Mia- sto ZWZ. I tak oto grupka tak zwanych artystów zdradziła własną ojczyznę, biorąc udział w propagandowym przedsięwzięciu okupanta, którego celem było szkalowanie polskiego narodu i usprawiedliwianie bandyckiej napaści Niemiec na nasz kraj. Spotkała ich za to nie tylko kara infamii nałożona przez Państwo Podziemne, ale i wyroki więzienia zasądzone po wojnie w 1948 r. na podstawie dekretu o współpracy z okupantem. Może nie doceniam Agnieszki Holland i Mai Ostaszewskiej, ale nie wydaje mi się, aby w nienawiści do wszystkiego, co polskie, katolickie i prawicowe, zdołały one prze cignąć zbrodniczą propagand ą machinę III Rzeszy. Niestety może się również okazać, że jestem człowiekiem zbyt małej wiary, a „Zielona granica” zdetronizuje Heimkehr i stanie się najnikczemniejszym antypolskim paszkwilem od czasów III Rzeszy.
W komedii Stanisława Barei „Miś” jest scena, w której Zagajny – reżyser kłamliwych filmów robionych na polityczne zamówienie – na poczekaniu wymyśla formułę pozwalającą mu usprawiedliwić każde łgarstwo w realizowanym filmie. Mówi:
– Na każdą rzecz można patrzeć z dwóch stron. Jest prawda czasów, o których mówimy, i prawda ekranu, która mówi: „Prasłowiańska grusza chroni w swych konarach plebejskiego uciekiniera”. Zróbcie mi przebitkę zająca na gruszy…
Nie, nie! Zamieńcie go na psa! Zamieńcie go na psa.
Niech on się odszczekuje swoim prześladowcom
z pańskiego dworu. Niech on nie-miauczy…
Prawda ekranu Agnieszki Holland na pewno nie będzie miała wiele wspólnego z prawdą obiektywną czy, jak mówią prawnicy, prawdą materialną.
Oprazował: Cwi Mikulicki – Hajfa, Izrael