Menu Zamknij

77. ROCZNICA BUNTU W AUSCHWITZ-BIRKENAU: PROCH DLA SONDERKOMMANDO

Paweł Czajkowski, Newsweek, nr 50, 13-19.12.2021 r.

Gdyby nie cztery bohaterskie więźniarki, najpewniej nie byłoby szaleńczego zbrojnego powstania Sonderkommando w Auschwitz-Birkenau. Po brutalnym śledztwie zostały zabite tuż przed wyzwoleniem obozu

Siódmego października 1944 roku około godziny 13.30. To wtedy zaczęła się ta desperacka walka. Więźniowie krematorium IV rzucili się na esesmanów z nożami, siekierkami i młotkami. Z budynku posypały się kamienie, chwilę później ktoś podpalił poddasze. Odezwały się syreny alarmowe. Niemcy otworzyli ogień z broni maszynowej i użyli granatów. Większość zginęła przy bramie do krematorium, część przy wejściu do płonącego budynku, kiedy więźniowie próbowali się ratować. Pozostałych przy życiu esesmani wywlekli i zabili strzałem w tył głowy.

Walkę podjęło również komando z krematorium II, wśród których byli m.in. weterani żydowskiego pochodzenia z Armii Czerwonej. Tu bunt zaczął się od wrzucenia do pieca żywcem szczególnie znienawidzonego oberkapo Karla Toepfera. Powstańcy schronili się wewnątrz krematorium i użyli do obrony własnoręcznie robionych granatów i kilku sztuk broni. Potem około 80 więźniów zaatakowało oblegających ich esesmanów i po przecięciu drutów wydostało się z obozu. Dotarli do stawów w okolicach wysiedlonej wsi Harmęże, gdzie zostali osaczeni przez SS. Wszyscy zginęli.

***

Hitlerowcy zorganizowali Sonderkommando wiosną 1942 roku. To był szatański pomysł: do pomocy w zbrodni Holokaustu i zacieraniajej śladów zatrudnili żydowskich współwięźniów. Prowadzeni na śmierć w obozie Birkenau byli w zdecydowanej większości Żydami, więc żydowscy członkowie Sonderkommando z założenia mieli sprawić, że czuli się pewniej po trudach podroży i było łatwo ich zwieść.

Cieszyli się złą sławną. Oprócz nazistów to właśnie członkowie Sonderkommando „witali” na peronie w Birkenau nowo przybyłych. Następnie prowadzili ich do „łaźni”, często uczestnicząc w katowaniu więźniów, a po 15-20 minutach wyciągali z komór gazowych nagie, martwe ciała, obcinali włosy, wyrywali zęby, a następnie palili zwłoki w krematoryjnych piecach. Armia odhumanizowanych, psychicznie zniszczonych, otępiałych wszechobecną śmiercią i strachem.

Pierwszą około 80-osobową grupę Sonderkommando tworzyli Żydzi słowaccy, potem (150 osób) Żydzi francuscy. Obie zostały zgładzone jeszcze w tym samym roku. Następna, jeszcze liczniejsza – w połowie 1943 roku. Tak miało już być do końca. Zgodnie z planem kolejni wybrańcy mieli być sami gazowani, gdy przestaną być potrzebni lub zdolni do pracy.

Hitlerowcy wybierali przeważnie młodych i silnych, ale jednocześnie zagubionych i słabych psychicznie. „Nazywali siebie ludźmi bez serc i nerwów – odczłowieczonymi istotami, których instynkt samozachowawczy, o ile jeszcze nie zostali wyprani do cna z ludzkich uczuć, ściągał do najniższego poziomu” – pisał we wspomnieniach radziecki żołnierz Andriej Pogożew, więzień Auschwitz, który znał członków Sonderkommando i codziennie obserwował ich tragiczną pracę.

Kobiety przemycały proch w specjalnie zszywanych schowkach w rąbkach ubiorów czy paczkach zapałek. Proch trafiał do Sonderkommando, FOT. UNITED STATES HOLOCAUST MEMORIAŁ MUSEUM - COURTESY OF SHELDON SCHWARTZ. DOMENA PUBLICZNA. USHMM - COURTESY OF ANNA AND JOSHUA HEILMAN, USHMM - COURTESY OF J.L. MURAWIEC, MATERIAŁY PRASOWE]
Kobiety przemycały proch w specjalnie zszywanych schowkach w rąbkach ubiorów czy paczkach zapałek. Proch trafiał do Sonderkommando, FOT. UNITED STATES HOLOCAUST MEMORIAŁ MUSEUM – COURTESY OF SHELDON SCHWARTZ. DOMENA PUBLICZNA. USHMM – COURTESY OF ANNA AND JOSHUA HEILMAN, USHMM – COURTESY OF J.L. MURAWIEC, MATERIAŁY PRASOWE]
Formacja w szczytowym momencie Holokaustu Żydów węgierskich liczyła dwa tysiące więźniów. Po uruchomieniu w Birkenau w marcu 1943 r. profesjonalnych pieców kremato- ryjnych ich los nieco się polepszył. Jak pokazał to we wstrząsającym filmie „Syn Szawła” Laszló Nemes, wśród więźniów doszło do takiej specjalizacji i sprawności, że zaczęli być cenną dla nazistów, uprzywilejowaną grupą. Nie mogli stykać się z innymi, więc nieopodal krematoriów wybudowano dla nich osobne baraki, a przed wybuchem buntu spora część mieszkała również na poddaszach krematoriów. Nie brakowało im jedzenia, wódki czy odebranych zamordowanym luksusowych produktów. Mogli korzystać z natrysków i książek. Jednak to były jedynie pozory życia. Zniszczeni psychicznie często tracili zmysły. Zdarzały się samobójstwa, wielu było non stop pijanych.

* * *

Dla nazistów kluczowa była wydajność ich pracy – bo wciąż z całej Europy przyjeżdżały transporty ludzi przeznaczonych do szybkiej likwidacji. Gazowano m.in. w Czerwonym i w Białym Domku, które udawały łaźnie. Początkowo ciała zakopywano, ale gdy nie było już miejsca, palono w rowach, a następnie w piecach. Krematoria II i III miały po 15 pieców i mogły spalić dziennie po pięć tysięcy zwłok. IV i V o dwa tysiące mniej.

„W snach powracały przeżycia w Sonderkommando. A były to przeżycia tak potworne, bo czy można wyobrazić sobie niesamowitą scenerię pracy przy stosach z palącymi się ciałami? Z kominów krematoryjnych buchały płomienie na wysokość kilku metrów. Kojarzyło mi się to z wyobrażeniem piekła” – mówił Henryk Mandelbaum, jeden z nielicznych, któremu udało się przeżyć. Praca przebiegała na dwie zmiany: dzienną i popołudniowo-nocną i zapewniała im życie, dopóki przyjeżdżali Żydzi przeznaczeni na śmierć. Więźniowie specgrupy doskonale zdawali sobie sprawę z własnego położenia, część z nich spisała więc pamiętniki z szacunkami liczby transportów i zamordowanych ludzi. Korzystając z puszek po cyklonie B i menażek, ukryła je wśród ludzkich prochów z nadzieją, że po wojnie zostaną odnalezione.

Pierwsze próby zawiązania konspiracji miały charakter defensywy. 30-osobowa grapa Żydów litewskich działała tak, by chronić najsłabszych i pomagać jak się da sobie nawzajem. Z czasem wśród członków Sonderkommando pojawili się konspiratorzy wywodzący się z religijnych Żydów, głównie obywateli polskich, oraz komunistów zwanych grupą Dąbrowszczaków, którzy zostali zesłani do obozu z Francji. Mimo różnic ideowych, jedenastu języków, jakimi się posługiwali i przede wszystkim strachu, zaczęli się jednoczyć. Już pod koniec 1942 roku siatce konspiracyjnej Sonderkommando udało się nawiązać współpracę z tzw. grupą Ciechanów skupiającą Żydów z obozu pracy, a następnie za jej pośrednictwem z ruchem oporu w całym obozowym kompleksie. Właśnie tą drogą przekazano również meldunki o tym, co dzieje się w Birkenau. Pierwszymi liderami konspiracji w strukturze komanda, którzy znacząco przyczynili się do jej rozwoju, byli Jankiel Handelsman i Józef Dorębus. Ostatecznie na czele przygotowań do buntu stanęli jeszcze inni polscy obywatele żydowskiego pochodzenia: Załmen Lewental, Lejb Langfus, Załmen Gradowski oraz Abram i Szlomo Dragonowie.

Z początkiem 1944 roku uwaga całej obozowej konspiracji skupiała się na tym, by zdobyć jakąkolwiek broń i materiały wybuchowe. Podobnie myśleli w Sonderkommando, z tą różnicą, że oni nie mogli czekać na wyzwolenie obozu. Jeśli mieli przeżyć, musieli walczyć. Zaplanowali wysadzenie krematoriów i ucieczkę.

Szansą na zdobycie prochu niezbędnego do produkcji bomb i granatów była leżąca nieopodal fabryka zbrojeniowa Weichsel Metal Union Werk. Tam pracowały m.in. żydowskie więźniarki. Mimo kilku prób dotarcia do pracownic kluczowego oddziału materiałów wybuchowych żadna nie zakończyła się sukcesem. Kobiety były pod nadzorem, zabraniano im jakichkolwiek kontaktów z więźniami z zewnątrz. Dopiero poprzez inne zatrudnione w fabryce udało się dotrzeć i przekonać je do tej niebezpiecznej misji.

Rolę lidera i pośredniczki przejęła 21-letnia Róża Robota, która do pracy w tzw. obozowej Kanadzie, gdzie sortowano i przechowywano dobytek zamordowanych, trafiła z getta w rodzinnym

Ciechanowie. Zwerbowała około 20 kobiet, które pomagały w szmuglowaniu prochu.

Dziś historycy wskazują, że w tej grupie znalazły się m.in.: Chaj a Kroin, Róża Grunapfel Meth, Genia Fischer, Ala Gertner, Inge Frank, Regina Safirsztajn i Estera Wajcblum. Młode kobiety wykazywały się ogromną pomysłowością – przemycały niewielkie ilości prochu w specjalnie zszywanych schowkach w rąbkach sukienek, chustach na głowie, stanikach, paczkach zapałek czy nosidełkach, które umieszczały pod pachami. Paczuszki z prochem trafiały do Sonderkommando również w zwłokach więźniów, którzy umierali w różnych częściach obozu czy choćby dzięki Scheiskommando, którego zadaniem było opróżnianie latryn. Jak wspomina więźniarka Anna Heilman: „Pomoc kobiet mogła być decydująca. Proch, który przeszmuglowały, mógł posłużyć do wysadzenia krematoriów”.

* * *

Śledztwo zaczęło się od razu, dzień po powstaniu. Prowadziło je dwóch funkcjonariuszy z Politische Abteilung: Hans Andreas Draser i Karl Broch. Na pierwszy ogień poszli członkowie krematorium III, Niemcy znaleźli też podobno w ruinach krematorium IV ładunki wybuchowe, co przeniosło śledztwo na nowe tory. W wyniku przesłuchania i szantażu kapo nocnej zmiany w Weichsel Metal Union Werk niejakiego Schulza i jego dziewczyny Rosjanki, „Czarnej Klary”, gestapo aresztowało zaangażowane w spisek Reginę Safirsztajn i Esterę Wajcblum. Obie mimo brutalnego tygodniowego śledztwa nie powiedziały nic i zostały zwolnione.

Nie na długo. Tym razem gestapowcy skorzystali z usług swojej obozowej agentury. Jeden ze szpicli, vorarbeiter, pół-Żyd Eugen Koch, dotarł do pracujących w prochowni więźniarek, zdobył ich zaufanie i w grudniu 1944 r. przekazał kluczowe informacje. Aresztowana została Ala Gertner z Będzina. Nie wytrzymała bicia i tortur. Wskazała Różę Robotę oraz zwolnione niedawno Reginę i Esterę. Gestapo bardzo szybko ustaliło, która z nich była najważniejsza.

„Wiele razy byłem bity przez gestapo czy SS, ale jeszcze nigdy nikogo nie widziałem w takim stanie” – wspominał przyjaciel Róży Roboty z dzieciństwa Noah Zabłudowicz, który dzięki pomocy więźniów odwiedził ją w celi kilka dni przed śmiercią. Róża nie wydała nikogo. Z całej siatki kobiet i żyjących członków Sonderkommando, z którymi współpracowała, wskazała jedynie na nieżyjącego już Jankiela Wróbla jako jedynego odbiorcę przesyłek. Zachowała przy tym wielki hart ducha mimo strasznego bólu i cierpień, zmasakrowanej twarzy i ciała, na którym trudno było znaleźć miejsce bez sińców i rozległych ran.

Egzekucja odbyła się 5 lub 6 stycznia 1945 r. Szubienice stanęły między blokami 2. i 3. obozu w Auschwitz. Wykonano ją na raty, jako pierwsze zostały zamordowane Regina Safirsztajn i Ala Gertner. Kilka godzin później, by egzekucję zobaczyła również druga zmiana pracownic fabryki, na szafot weszły Róża Robota i Estera Wajcblum.

Inną wersję przedstawił kilka lat po wojnie izraelski historyk dr Erich Kulka. Według niego Niemcy nie znaleźli ładunków wybuchowych w ruinach IV krematorium, a kierunek śledztwa i cztery jego ofiary były wynikiem zupełnie innej sprawy. Pod koniec wojny w fabrykach zbrojeniowych dochodziło bowiem do coraz liczniejszych aktów sabotażu. Źle skonstruowane pociski i zapalniki często niszczyły sprzęt i raniły Niemców. Śledztwo początkowo nic nie dało, potem jednak gestapo aresztowało cztery młode Żydówki. Podobno do pracy w dywersji zaangażował j e taj emniczy żydowski więzień, którego z kolei zwerbowała brytyjska Intelligence Service, która skutecznie działała m.in. w o wiele większej fabryce w Manowicach oddalonej niespełna siedem kilometrów od Auschwitz.

Do dziś nie udało się ustalić, ilu dokładnie członków Sonderkommando wzięło udział w buncie. Wiadomo, że już latem 1944 roku byli gotowi do powstania. Mieli świadomość, że zbliża się kres Holokaustu węgierskich Żydów i ich formacja będzie radykalnie zmniejszona. Kilkakrotnie na skutek apelu przedstawicieli różnych konspiracyjnych siatek, mamieni wizją ogólnoobozowego powstania i pomocy z zewnątrz, odwoływali akcję. We wrześniu esesmani wywieźli poza Birkenau 200 członków Sonderkommando i wszystkich zabili. Ciała ofiar skremowali – okłamali Żydów, że w ten sposób chcą oddać hołd poległym niemieckim żołnierzom.

Bezpośrednią przyczyną buntu 7 października w krematorium IV była właśnie niezapowiedziana branka, która miała uszczuplić szpregi komanda o kolejnych 200 więźniów. Nie wiadomo, dlaczego do walki nie włączyli się członkowie komanda z krematoriów V i III. Nie ma też jasności, czy krematorium IV zostało przez powstańców wysadzone, czy uległo poważnemu uszkodzeniu jedynie na skutek pożaru. W wyniku walki, karnych egzekucji i śledztwa gestapo śmierć poniosło 451 więźniów i cztery bohaterskie więźniarki. 80 członków Sonderkommando przeżyło wojnę i stało się ważnymi świadkami Zagłady i oskarżycielami w procesach nazistowskich katów.

Opracował: Aron Kohn – Hajfa, Izrael