Menu Zamknij

Midrasz – Dzień sądu Mojżesza

Kiedy nadszedł dla Mojżesza Dzień Sądu Ostatecznego i Pan Bóg oznajmił mu, że musi zejść z tego świata, zaczął go Mojżesz bardzo prosić, aby pozwolił mu dożyć chwili, kiedy Żydzi wkroczą do Ziemi Obiecanej:
–  Władco Świata – perorował – zejdź z Tronu Prawa i przenieś się na Tron Miłosierdzia. Sądź mnie, ale bądź w swoim sądzie litościwy, i nie pozwól mi umrzeć. Ukarz mnie. Pozwól mi cierpieniem odkupić grzechy, ale nie oddawaj mnie w ręce Anioła Śmierci. Jeśli uczynisz zadość mojej prośbie, będą głosił Twoją Chwałę po całym świecie. Nie daj mi tylko umrzeć. Pozwól mi żyć, abym mógł opowiadać o Twoich Cudach.
Na słowa Mojżesza Bóg tak odpowiedział:
–  Jest w niebie specjalna brama dla cadyków, ale umrzeć muszą wszyscy ludzie. Zarówno cadycy jak i zwykli prości ludzie. Taki jest porządek rzeczy na świecie od samego początku.

Kiedy Mojżesz przekonał się, że jego prośby nie zdadzą się na nic, zwrócił się z apelem do nieba i ziemi:
–  O wy! Niebiosa! O, Ziemio! Proście dla mnie o litość! A niebo i ziemia odpowiedziały:
–  To my raczej powinniśmy błagać o litość nad nami aniżeli nad tobą. Któregoś bowiem dnia niebiosa zostaną rozdarte niczym chmura, a ziemia zgnije jak szata.
Wtedy Mojżesz zwrócił się do słońca i księżyca:
–  O, Słońce! O, Księżycu! Proście o litość nade mną! A słońce i księżyc zgodnie odpowiedziały:
–  Powinniśmy raczej błagać o litość nad nami aniżeli nad tobą, albowiem w końcu i my zgaśniemy jak świeca.
Wtedy Mojżesz zwrócił się do góry:
–  O, Góry! Góry duże i góry małe! Wstawcie się za mną! Proście o litość nade mną!
A góry tak odpowiedziały:
–  Powinnyśmy raczej błagać o litość nad nami aniżeli nad tobą, albowiem duże góry zostaną starte z powierzchni ziemi, a małe znikną.
Mojżesz nie dał za wygraną i zwrócił się do Wielkiego Morza:
–  O ty, Morze największe! Wstaw się za mną! Proś o litość dla mnie.
A morze tak odpowiedziało:
–  Synu Amrama, co się z Tobą dzieje? Przecież przed laty przyszedłeś do mnie ze swoją laską i uderzyłeś mnie. Rozbiłeś mnie na dwanaście części. Ja nie byłem w stanie przeciwstawić ci się, albowiem Duch Boży promieniście świecił nad Twoją prawą ręką. Co się z Tobą stało?
Kiedy morze przypomniało mu o cudownych wyczynach, których sprawcą był za młodu, Mojżesz zawołał:
–  Ach, gdybym to ja mógł powrócić do dawnych młodych lat! Wtedy, kiedy stałem na twoim brzegu, kiedy byłem jak mocarny król. Dzisiaj zaś padam przed tobą na ziemię i błagam. A nikt nie zwraca na mnie uwagi!
Zaraz po tym Mojżesz zwrócił się do Anioła Matatrona, ministra spraw wewnętrznych niebios:
–  Proś o litość nade mną. Nie chcę umrzeć.
A Matatron na prośbę Mojżesza tak odpowiedział:
–  Mojżeszu, nauczycielu mój, rabi mój! Po co się tak fatygujesz? Daremna sprawa. Słyszałem za kulisami, że twoje błagalne prośby nie zostały przyjęte.
Mojżesz wtedy położył ręce na głowę, rozpłakał się i żałosnym głosem zawołał:
–  Do kogo więc mam teraz iść? Kogo prosić o litość? Boże Świata! Pytam się Ciebie. Czy słuszne jest i sprawiedliwe, aby nogi, które wstąpiły do nieba i twarz, która widziała Ducha Bożego w jego aureoli, leżały w ziemi, tak jak wszyscy ludzie? Co ludzie na to powiedzą? Na pewno powiedzą, że jeśli sam Mojżesz, który wzniósł się do nieba, który stał się jednym z aniołów i rozmawiał twarzą w twarz z Bogiem, nie doczekał się przyjęcia swojej pokuty, to co będzie z prostym zjadaczem chleba, który schodzi z tego świata bez Tory i bez dobrych uczynków? Jego pokuta z całą pewnością nie zostanie przyjęta.
–  Powiedz mi, Mojżeszu – rzekł Wszechmogący – dlaczego tak się zamartwiasz? Czemu się tak przejmujesz?
I Mojżesz na to odpowiedział:
–  Czy jest słuszne i sprawiedliwe, aby moja matka, Jechewed, która tyle wycierpiała za życia, kiedy mnie wrzucono do wody, cierpiała jeszcze z mego powodu po śmierci.
I Bóg na to odpowiedział:
–  Taki miałem zamysł przy tworzeniu świata. I taki jest porządek rzeczy. Każde pokolenie ma swoich kaznodziei, swoich nauczycieli i swoich przywódców. Do tej pory ty służyłeś narodowi żydowskiemu. Teraz nadszedł czas, aby przewodził mu twój uczeń, Jozue.

Sara Baranowska