Menu Zamknij

Oszczerstwa, żądza grabieży, nienawiść – czyli w Izraelu nic nowego

Artur Adamski, Obywatelska, nr 253, 10-23.09.2021 r.

Artur Rubinstein, Marian Hescheles – Hemar, Henryk Grycendler – Grydzewski czy garstka tych polskich Żydów, którzy nie zdezerterowali z armii gen. Andersa, zasługują na pomnik w każdym polskim mieście.

[20210923-18]

Przyzwoity stosunek do państwa, któremu ich naród zawdzięcza istnienie, należał jednak wśród Żydów do wyjątków potwierdzających regułę. Niektórzy włączali się w walkę o naszą niepodległość, ale kiedy ważyły się jej losy – żydowska finansjera wraz z żydowskimi korporacjami i ośrodkami politycznymi robiły wszystko, by polskim dążeniom przeciwdziałać. Amerykańskim triumfom I. J. Paderewskiego towarzyszyły antypolskie ataki tamtejszych Żydów. Szukając porozumienia Roman Dmowski spotykał się m.in. z Louisem Marshallem, dziekanem bankierów i liderem Kongresu Żydów. Propozycja apelu o wspólną walkę była jednak konsekwentnie odrzucana – amerykańscy Żydzi mieli swoje pomysły na to, co zrobić z ziemiami nad Wisłą, Niemnem i Bugiem. Jakby w odpowiedzi na orędzie prezydenta Wilsona, którego 13 punkt dotyczył niepodległości Polski, amerykańska prasa zaroiła się od fałszywych informacji o rzekomych pogromach, jakich mieli dokonywać Polacy. Propaganda ta była ilustrowana „dokumentami fotograficznymi”, które jednak pochodziły z miast w głębi Rosji. Pomimo tego strona polska nadal dążyła do porozumienia – rozmowy kontynuował Stanisław Grabski lecz, jak o tym pisał prof. Antoni Czubiński, Żydzi dążyli do utworzenia na polskiej ziemi swojego własnego państwa.

Kiedy nadludzkim wysiłkiem, na przekór wszystkim przeciwnościom w listopadzie 1918 Polacy zaczęli odbudowywać swój niepodległy byt, nie trzeba było długo czekać na kolejne ciosy, wymierzone z żydowskiej strony. Pomimo antypolskiej furii w gazetach Zachodu początek Kongresu Wersalskiego, mającego ustalić nowe granice, wyglądał dla Polski optymistycznie. W lutym 1919 Dmowski zanotował, że brytyjski minister spraw zagranicznych Arthur Balfour zgodził się na włączenie do Polski, bez żadnych plebiscytów, m.in. Gdańska, całego Górnego Śląska i dużej części Prus Wschodnich. Tak też zostało to zapisane w projekcie powstałym na tym etapie obrad. W marcu Balfoura zastąpił jednak w Wersalu premier Davied Lloyd George – ignorant niedouczony nawet w sprawach elementarnej geografii, we wszystkim, co dotyczyło środkowej Europy całkowicie polegający na zdaniu swojego żydowskiego doradcy Lewisa Bernsteina Namiera. A antypolska wrogość tego osobnika polegała nawet na fałszowaniu raportów o narodowym charakterze regionów naszego kraju. Najpierw przyjęty wcześniej wariant naszych granic w wielu miejscach został okrojony a następnie narzucony został Polsce tzw. traktat mniejszościowy, nieomal zrównujący urzędowy język polski z dwoma żydowskimi i prawie że nakazujący dopasowywanie norm prawnych II Rzeczpospolitej do zasad żydowskiego obyczaju. O tym, że nawet takie przywileje tej mniejszości nie zadowolą przyszło się wkrótce przekonać w Sejmie, w którym partie żydowskie konsekwentnie żądały wykrojenia z terytorium Polski wielkich obszarów niepodlegających polskiej jurysdykcji. Odpowiedzią na sprzeciw była m.in. wygłoszona z sejmowej mównicy zapowiedź posła Izaaka Grunbauma, że za odmowę spełnienia żydowskich żądań Polska zapłaci utratą Wilna i Lwowa. Swoją drogą ciekawe skąd wiedział, że po kilkunastu latach rzeczywiście tak się stanie.

W 1989 rządzący Polską obrali w relacjach z Żydami kurs odwrotny do postawy państwowców II Rzeczpospolitej. Gospodarcza i finansowa katastrofa oraz staczanie się społeczeństwa w nędzę nie przeszkodziły Tadeuszowi Mazowieckiemu, by w najcięższych czasach, gdy powszechnie mówiono o konieczności oglądania przed wydaniem każdej złotówki, ufundować mieszkania potomkom żydowskich emigrantów z roku 1968. Były wśród nich dzieci oprawców z UB. Każde przyjęło polski paszport (zawsze może się przydać), ale żadne nie wprowadziło się do sprezentowanego przez polskie państwo mieszkania – niektórzy znaleźli najemców, większość sprzedała. W 1990 roku, w interesie tylko i wyłącznie żydowskim, Polska rozpoczęła też operację nie tylko jeszcze bardziej kosztowną, ale też bardzo niebezpieczną dla obywateli naszego kraju. Nie podjęło się jej żadne inne państwo, gdyż arabskie organizacje terrorystyczne zagroziły atakami bombowymi na każdy kraj, który podejmie się jej przeprowadzenia. Chodziło o bezpieczne sprowadzenie z ZSRR do Izraela setek tysięcy Żydów. Państwo polskie na to ogromne ryzyko się zdecydowało

– miał to być wielki gest polskiej przyjaźni w stosunku do Izraela. To w tym celu w Polsce sformowano Grupę Realizacyjną Operacji Most, czyli jednostkę GROM. Wsparcia finansowego tej operacji udzielać miała firma ART-B. W lipcu 1991 okazało się jednak, że pieniądze na ten cel wykradała ona z polskich banków, po czym jej właściciele uzyskali azyl w Izraelu. Szczęśliwie zapowiedziany przez terrorystów odwet nie miał wielkiej skali. Najbardziej znanym jej przejawem było otwarcie ognia do grupy polskich obywateli w Bejrucie wiosną 1990 (wg oficjalnych danych ciężko rannych zostało dwóch Polaków). Polskie sprawstwo demograficznego wzmocnienia Izraela jest jednak w świecie arabskim pamiętane i nie przysparza nam w nim sympatii. Efektem tej niebezpiecznej dla Polski, przeprowadzonej za polskie pieniądze operacji jest też powstanie w Izraelu wielkiej rosyjskojęzycznej zbiorowości, wypełnionej posowiecką agenturą. Stworzyła ona własne siły polityczne, koordynujące wrogie Polsce działania z analogicznymi operacjami podejmowanymi przez władców Kremla. Warto by wiedzieć, kto w naszym kraju zaznał korzyści z tego przedsięwzięcia, za które wdzięczności nikt nam nie okazał a które Polsce przyniosło tylko i wyłącznie szkody.

W latach dziewięćdziesiątych na terenie całego kraju w ręce gmin żydowskich przekazano majątek wg ówczesnej wartości ok. 10 miliardów USD. Niemal zawsze beneficjentami były osoby i podmioty nie mające nic wspólnego z przedwojennymi posiadaczami tych nieruchomości a wiele gmin pospiesznie organizowało się tuż przed ich przejęciem. W związku z tym, że niegdysiejsze budynki często już nie istniały lub były trudne do przewłaszczenia, Żydów zadowalano innymi nieruchomościami (np. gmachami sądów, stąd państwo polskie zaczęło lokale te od nowych właścicieli wynajmować płacąc czynsz). Standardem użytkowania tych nieruchomości przez obecnych właścicieli jest np. gmach dawnej synagogi w Stargardzie Gdańskim. Powstała w miejscu spalonego w XVII w. przez Szwedów dworu, od kilkudziesięciu lat niezmiennie służy magazynom i sklepom. W latach dziewięćdziesiątych czynsz zaczął być wpłacany do „zrestytuowanego” właściciela, czyli gdańskiej gminy żydowskiej. Od lat czterdziestych na jej fasadzie jest też tablica, upamiętniająca mord dokonany przez Niemców na stargardzkich Żydach. W każdą jego rocznicę mieszkańcy miasta i delegacja Instytutu Pamięci Narodowej zapala pod nią znicze, składa wieńce i kwiaty. Przed paru laty zapytany pracownik gdańskiego IP- N-u odpowiedział, że od kilkunastu lat jest obecny na każdej z tych skromnych, corocznych uroczystości. Przedstawicieli żydowskiej gminy – nigdy na nich jeszcze nie spotkał.

Z bezliku innych przyjaznych polskich gestów wymieńmy choćby ogromną troskę o skarby żydowskiego dziedzictwa. Na konserwację stołecznego cmentarza przy ul. Okopowej przeznaczono większe pieniądze, niż na którąkolwiek z narodowych nekropolii. Muzeum Żydów Polskich powstało w lokalizacji stokroć lepszej i w rozmiarze znacznie większym od Muzeum Historii Polski, którego siedziba dopiero kiedyś ma powstać. Przy okazji wszelkiego rodzaju rezolucji, podejmowanych czy to na forum ONZ -u czy Unii Europejskiej, strona polska zawsze wypowiadała się i głosowała na korzyść Izraela. Niech mi ktoś odpowie: jaką za to wszystko mamy odpłatę? Błotem w Polskę rzucają nie tylko pojedynczy hochsztaplerzy, nienawistnicy czy fałszerze historii. I nie tylko całe Światowe Kongresy Żydów niezmiennie realizujące maksymalnie nagłaśniane „upokarzanie Polski na arenie międzynarodowej” (cytat z prezesa tegoż Kongresu rabina Israela Singera).

O „polskim udziale w holokauście” i „polskich obozach zagłady” publicznie łżą najwyżsi przedstawiciele izraelskiego państwa. Dla przynajmniej części jego elit spotwarzanie naszej ojczyzny stało się już czymś w rodzaju nieodzownego zwyczaju czy odruchu. Kilka lat temu wycieczka posłów Knesetu urządziła sobie nagle obrady izraelskiego parlamentu w wawelskiej siedzibie polskich królów. Jeden z wiceministrów tego kraju, który izraelskim samolotem przyleciał do Polski, by wziąć udział w pokazach lotniczych, nagle zmienił trasę swojego lotu, by pośmigać sobie m.in. tuż nad dachami obozu Auschwitz. A na uwagę, że złamał niemal wszystkie przepisy dotyczące ruchu powietrznego i wielokrotnie spowodował poważne zagrożenie odpowiedział, że „skończyły się czasy, w których Żydzi słuchają Polaków”.

Niniejsze zdanie jest jak odpowiedź na nasuwające się pytanie o to, co w zaistniałej sytuacji powinniśmy robić. Jeśli wg przedstawiciela izraelskiego rządu Polska nie jest godna tego, by strona izraelska miała choćby przyjmować do wiadomości jakiekolwiek nasze racje to żaden dialog nie jest możliwy. Spróbujmy więc może żyć dalej już bez permanentnego obsypywania wszystkiego, co żydowskie polskimi hołdami i polskimi pieniędzmi. A także bez bezwyjątkowego popierania absolutnie wszystkiego, co żydowskie. Wielu uważa to za nienaruszalną normę i nie wierzy, że Polska może postępować inaczej. A ja przypuszczam, że jest to możliwe.

Opracował: Rami Abramowicz – TelAviv, Izrael